Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Im dłużej w tym związku, tym gorzej...
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2008-12-16, 14:31   #7
madmuazelle
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2008-08
Wiadomości: 8 516
Dot.: Im dłużej w tym związku, tym gorzej...

Cytat:
Napisane przez The High Priestess26 Pokaż wiadomość
Witam wszystkich
Chciałam opowiedzieć to, co dzieje się aktualnie w moim związku, jako, że sama już nie wiem czy dobrze myślę, sama już nie wiem czy dobrze reaguję...

Mój związek trwa ponad 5 lat, oboje przekroczyliśmy magiczny wiek 25lat i jak to zwykle bywa, na początku była sielanka, wspaniała magia, byłam noszona na rękach. Już wtedy jednak pojawiały się u mojego chłopaka pewne zachowania, które mnie niepokoiły - np. pierwsze Święta Bożego Narodzenia, my zakochani na zabój, on przebąkuje o slubie (!) a nie spotkał się ze mną w żaden dzień świąt, ponieważ... Wigilię spędza z rodzicami u dziadków i całą rodziną, 2 pozostałe dni również. Pamiętam, że się wtedy popłakałam, zrobiłam awanturę, kim ja jestem dla niego, taka niby kochana, ale w święta nawet na chwilę do mnie nie przyjdzie. Jak się potem okazało jego kuzyni przyprowadzili swoje dziewczyny, on stwierdził, "że to jeszcze za wcześnie" - znaliśmy się wtedy 7 miesięcy. O tym, że taka sytuacja zaistniała dowiedziałam się od jego matki, która powiedziała, że oni namawiali mojego partnera, aby mnie przyprowadził, no, ale on stwierdził, że to za wcześnie.

Sytuacja powtarzała się dość często - Wielkanoc to samo, Wszystkich Świętych to samo, imieniny ciotki, Wigilia, generalnie wszystkie święta spędza na polecenia matki u dziadków (bo sam dziadków nie znosi, jak to często podkreśla), mnie tam nie ma i jest tak do dziś, mimo, że jak wspomniałam, jesteśmy parą 5 lat. Nie bywamy u siebie w domu tak, jak to powinno być, tzn. bywamy, ale rzadko, nasi rodzice się nie znają.
U jego rodziny (nie chodzi mi tutaj o jego dom rodzinny, ale o dom babki i dziadka, gdzie zawsze urządzane sa jakieś większe uroczystości i schodzi się cała rodzina, ciotki, kuzyni, itp.) byłam jeden raz ze 3 lata temu na większej uroczystości, gdzie były tańce, no i każdy przyszedł z osobą towarzyszącą, raz tez spędziłam Sylwestra razem z jego kuzynami i ich dziewczynami. Generalnie chodzi tam sam, mimo, że rozmawialiśmy o tym, tak się zawsze składa, że ja nie mogę, np. gdy pracowałam 12 godzin, on akurat wtedy musiał tam jechać, a że ja nie mogłam, to "no, widzisz, chciałem Cię zabrać, ale ty jesteś zmęczona", ostatnio, gdy sie pokłócilismy poszedł do kuzyna sam "no widzisz, nie zabrałem cię, bo się nie odzywaliśmy, przecież wiesz, że bym chciał".

Teraz, po tylu latach doszło do tego, że na imprezy na studiach chodzi także sam, bo zawsze sa to imprezy męskie, potem jednak okazuje się, że koledzy zabrali swoje dziewczyny.

Nasza sytuacja obecnie przedstawia się tak - na początku związku przebąkiwał o zaręczynach, ale ja powiedziałam, że nie chcę być wieloletnią narzeczoną, że chciałaby żeby oświadczył się wtedy, kiedy będą relane szanse na wyprowadzke z domu.
On miał kilka lat przerwy w studiach, podjął je tak póżno, że teraz, mając 26 lat, został mu ostatni rok studiów mgr. Pracy nie szuka, mieszka w domu rodzinnym, o wyprowadzce mowy nie ma, bo za co, skoro on studiuje (ma cały tydzień zawalony, ponieważ podjął też 2 kierunek i ciągnie dziennie oba naraz), nie robi nic, aby dostać pracę w zawodzie, nie poszedł na praktyki i jest mu dobrze tak, jak jest.
Ja zdążyłam w tym czasie skończyć jedne studia i szereg podyplomówek.

O zaręczynach nie ma wzmianki, mimo, że sugerowałam, że już chyba najwyższy czas, zawsze był odpowiedni powód - kłócimy się ciągle, więc najpierw naprawmy związek.

Obecnie nie dostaję od niego nic, nawet kwiatka, od 2 lat kiedy gdzieś idziemy, płacę za siebie (bo przecież za co on ma płacić, nie ma pracy,tylko stypendium cud, że w ogóle płaci za siebie), a wychodzi nie często i nie chętnie, bo jak pójdzie do kina, to już na benzynę nie wystarczy, a aj atraktowana jestem jak pazerna materialistka, która żądą nie wiadmomo czego.
Po ostatniej awanturze, przyrzekł, że to się zmieni, że jemu tez przeszkadza to dziadowanie, zabrał mnie do kina i nie wiadomo od jak dawna zapłacił za nas oboje.
Kieyd proszę go, żeby gdzieś mnie zawiózł, jest problem bo albo czasu nie ma albo kasy na benzynę, więc płacę mu za te kursy jakby była moim szoferem

Sama się wstydzę, że to pisze, jestem osobą wykształconą, niebrzydką, która, myślę, ma sporo do zaoferowania i spadłam na najniższą półkę. Kiedyś dostawałam bukiety, teraz cieszę się, że raz na rok zabierze mnie do kina. Już tak bardzo przyzwyczaiłams się, że za siebie płace, że to dla mnie normalne. Doszło do tego, że kiedy kupiłam sobie szpilki ze skóry za 160zł usłyszałam, że nie mam na co wydawać pieniędzy - MOICH pieniędzy i że u nas w domu na pewno tak nie będzie (u niego je się na byle jakiej zastawie, kupuje najtaniej i generalnie wiecznie oszczędza, a pieniądze inwestuje i składa).
On żyje dniem dzisiejszym, nie chce się oświadczyć i opowiada teraz, że pójdzie do pracy po to, żebysmy mogli gdzieś wyjść, wyjechać, żebym była zadowolona, oczywiście pobierzemy się - "kiedyś", będziemy mieć dzieci - "kiedyś" - tzn. "za max. 2 lata".

ja jestem bardzo wybuchowa, co jakiś czas robię potężną awanturę, w zasadzie muszę wykłócać się o wszystko, o sylwestra, bo przecież możemy go co roku spędzić w domu przed tv, o każdy wyjazd, nie lubię nudy i chciałabym, żeby się coś działo. Przez te awantury słyszę, że związek jest tragiczny, i koło się zamyka. Naprawmy związek a potem myślmy o naszej przyszłości. On jest osobą na wskroś bierną, za to, gdy zaproszą go koledzy, wychodzi i sam nie wie kiedy wrózić do domu, bo najchętniej zostałby tam do białego rana - sam oczywiście, jak to męska imprezka, a prawie wszystkie sa takie.

Przy tym wszytskim jest bardzo oddany uczuciowo, pomaga mi, wspiera.
Za każdym razem, kiedy zrobi coś nie tak, przeprasza i robi coś, co na chwile mydli mi oczy.
Ostatnio zrobiłam mu awanturę o kolejną samotną imprezę, prosiłam, żeby wrócił wcześniej - usłyszałam, że przeciez ma prawo posiedzieć od czasu do czasu z kolegami do późna (czyt. do 3, 4 rano).

Kocham go i nie wyobrażam sobie na obecną chwilę życia bez niego, ale nie wiem co mam robić. Nie mam siły czekać. Już parę razy po wielkiej kłótni, a kłócimy się ciągle, próbowaliśmy się rozstać, nie udało się, bardzo za sobą tęsknimy.
Co robić?
Cytat:
Napisane przez The High Priestess26 Pokaż wiadomość
twierdzi, że nie wyobraża sobie życia beze mnie i jak tylko skończy studia, wyprowadzamy się. oświadczać chciał się kiedyś teraz nie, znajomych wspólnych nie mamy, są moi, chodzi ze mną nawet chętnie, i jego koledzy, którzy wiecznie popijają, są zresztą młodsi o 2,3 lata od nas, więc studiują sobie po to żeby studiować.
Nie potrafię być na tyle silna, żeby podjąć jakąś konstruktywną decyzję. W zasadzie to ja już nie wiem co ja mam robić. Jak to dzisiaj napisałam, to do mnie teraz dotarło jak to wszystko tragicznie wygląda. Faktycznie to chyba taki Piotruś Pan, który wszystkim dookoła mydli oczy, jak to by chciał się usamodzielnić, założyć rodzinę, ale nie może
Faktycznie dziwny związek,jestescie tyle lat razem a wasze rodziny się nie znaja,nie spędzacie razem świat,imprez itp Ty myślisz o ustatkowaniu się,a on niezbyt,być może imponują mu młodsi o 2-3 lata koledzy,którym nie w głowach powazne związki. Tak to z boku wygląda.Póki on nie dorośnie nie widze szans,aby ci się oświadczył.Nie wiem co ci doradzić. Niech dorośnie,albo to się może źle skończyć.

Edytowane przez madmuazelle
Czas edycji: 2008-12-16 o 14:34
madmuazelle jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując