2005-12-28, 14:47
|
#7
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2003-12
Lokalizacja: Jego serce
Wiadomości: 7 389
|
Dot.: "dołeczki" na plecach
skorzystam z wątku. nurtuje mnie ostatnio kwestia martwego ciągu, a dokładniej jego wykonania.
Jako ze martwy ciag angazuje prostowniki grzbietu, a ja twardo trzymam się zasady, ze nie powinno się ich zbytnio obciazac, zastanawiam się, do jakiego stopnia mogę dokładać sobie obciążenia, i czy jest sens robić to np. w odstępach miesięcznych? Chce zwiększyć obecne, ale się lekko obawam.
I jeszcze jedno - która wersja martwego ciagu da więcej korzyści, i czy w ogóle jest jakaś różnica między nimi:
1.kiedy pozycja wyjściowa wygląda tak: Trzymasz sztangę opuszczoną (nachwytem) blisko ciała na szerokości barków, bądź nieco wężej. Nogi lekko ugięte. (pomijam kwestię rozstawienia stóp, ściągnięcia łopatek itp.)
2. kiedy pozycja wyjściowa wygląda tak: sztanga leży na ziemi, a my uginajając nogi w kolanach do 90 stopni sięgamy po nią. i tu zaczyna się już "trzon" ćwiczenia, kiedy to prostujemy się i powracamy do pozycji wyjściowej, nie dotykając sztangą ziemi.
Wiem, że troszkę zamotałam, ale proszę powiedzcie, jak myślicie- pierwsza wersja działa bardziej na pośladkowy wielki i czworogłowe, a na końcu na prostowniki grzbietu, a druga wręcz odwrotnie (kolejność od tyłu ) ? Czy to mój jakiś "wymysł" ? 
i jeszcze coś myślicie, że wykonywanie w jednym treningu dzien dobry i martwego ciągu jest przesadą?
Co do tematu głównego, dołeczki na plecach spokojnie można sobie wyrobić i to dość wyraźnie, tak jak piszą dziewczyny.
__________________
"Kilka dni nie zmieni Cię w zdobywcę szczytu."
suzana
Kasieńka 06.04.2012r.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
|
|
|