Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Jak naprawić związek? Uda się...?
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2009-04-22, 11:05   #2
zagubiona89r
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Katowice
Wiadomości: 4 972
Dot.: Jak naprawić związek? Uda się...?

Cytat:
Napisane przez Mojitooo Pokaż wiadomość
Witam Was serdecznie...
Jestem tu od dosyć niedawna i kilka razy rozmyślałam nad tym, czy założyć nowy wątek czy nie... W wyszukiwarce nie znalazłam niczego podobnego, a więc zaczynamy...

Jestem z moim Tż od ponad siedmiu lat... Siedmiu burzliwych lat. Wiele razy się rozchodziliśmy i schodziliśmy, ale zawsze było tak, że obiecywaliśmy sobie, że to ostatni raz, bo nie potrafimy bez siebie żyć... W sumie to on zawsze podejmował tę decyzję, a potem chciał wracać (choć i czasem i ja się o to starałam).
Mamy po dwadzieścia kilka lat, ja skończyłam studia, pracuję, on rozkręca swój własny interes... I tak sobie żyjemy...
Jednak od jakiegoś miesiąca jest coraz gorzej. On się obraża na mnie za coś, co zrobię w jego mniemaniu nie tak. Potem ma focha przez 2-3 dni i się godzimy. Jednak przed Świętami ten "foch" przybrał na sile. Nie widzieliśmy się przez całe Święta, bo podobno ja "kazałam mu przyjechac do siebie w Wielką Sobotę o konkretnej godzinie, a on musiał cos tam innego zrobić". No i że usłyszał, ze jestem na niego obrażona ( a nie byłam), to przyjechał. I się pożarlismy. W Święta powiedział mi, że mu na mnie średnio zalezy, że może damy sobie spokój, bo to nie ma sensu etc. Potem powiedział, że to były słowa w złości.
No i od Świąt tak się bujamy...Bo nie wiemy co zrobić.
Tż powiedział mi, że ja pokazuję mu, że mi nie zależy, że uważam, że jak kiedyś on był dla mnie nie fair (na początku naszego związku okłamywał mnie-jeździł sobie na balety i zatajał to przede mną) to teraz mogę się mu za to odpłacać. Zarzucił mi, że go ograniczam. Jak mu odparłam, że przeciez niczego mu nie zabraniam to uznał, że owszem, nie zabraniam, ale zawsze muszę jakoś to głupio skomentować.
Przyznam, że mam ciężko charakter, tak samo jak on zresztą. I może czasem powiem coś nie tak, ale przykro mi, ze on to bierze tak do siebie Nie jestem idealna, staram się, a on tego nie zauważa...

Jutro się spotykamy. Na neutralnym gruncie, żeby dojść do jakiegos porozumienia. Choć jak on to uznał "średnio to widzi". Poprosił mnie, bym teraz ja zaproponowała jakieś rozwiązanie, coś co sprawi, że będziemy umieli to naprawić. Choć w dzisiejszej rozmowie użył słów, że nie nastawia się na nic-ani że z tej rozmowy wyniknie coś dobrego, ani że złego...
Nie wiem już co robić. Wszyscy mi radzą, żebym zaproponowała wspólne zamieszkanie (on mieszka w domu z rodzicami, ale ma tam osobne mieszkanie), ale nie wiem czy w tej sytuacji on się na to zgodzi... Może wspólne zamieszkanie pozwoliłoby nam się do siebie zbliżyć, może to w końcu spowoduje, że się dotrzemy? Ale w sumie po 7 latach powinniśmy już się dotrzeć :/
Chociaż oboje przyznaliśmy, że popełniamy błąd, że przez 7 lat nasz związek stoi w miejscu...

Kochane, co mam robić? Jaką inną propozycję dać? Co może pozwolić nam się zdystansować do problemu i odnaleźć te wszystkie piękne uczucia, którymi się darzymy...
Bo ja kocham jego, a on mnie. Wiem to. Tak samo jak to, ze mu zależy na mnie. Ale on zarzucił mi to, że jak ja pokazuję mu to, że mi nie zależy to on robi to samo. To jest jakiś zaklety krąg


P.S. Wydaje mi się, że propozycje typu "spotykajmy się rzadziej" lub "odpocznijmy od siebie" w tej sytuacji nie mają sensu... Tyle razy się rozstawaliśmy i mimo, że rozłąka pozwalała nam za sobą zatęsknić, myślę, że w tej sytuacji tylko nas od siebie oddali...
Choć chyba w tym momencie nasz związek wisi na włosku...

Najgłupsze jest to, ze wtedy kiedy nie jesteśmy razem potrafimy ze sobą rozmawiać, wygłupiac się, pokazywac, że nam zależy... A kiedy do siebie wracamy, po jakimś czasie zaczyna się to samo... Co jest nie tak?

Proszę, pomóżcie
Szczerze mówiąc nie wiem co Ci poradzić. Wydaje mi się, że to mieszkanie razem to dobry pomysł. Jesteście dorośli wypadałoby chyba ruszyć do przodu i zobaczyć "możemy razem żyć czy nie". Życzę powodzenia, a jak nie wyjdzie to się rozstańcie na stałe. Ile razy można zrywać i wracać. Mówisz, że jesteś po studiach on zarabia, a dalej chodzicie ze soba jak para w liceum... Tak to można do 40 chodzić i sobie uświadomić, że się to życie zmarnowało z człowiekiem, którego się w gruncie rzeczy już nie kocha. Po 1 porozmawiać, po 2 postanowić co z wami dalej, po 3 zaproponować wspólne mieszkanie, po 4 jak po zamieszkaniu będzie tylko gorzej rozstać się i pozwolic i sobie i partnerowi na szczęśćie.

P.s zawsze się zastanawiam dlaczego ludzie kilkakrotnie wracają do czegoś co za każdym razem się sypie i za każdym razem po jakiejś poprawie wraca do punktu że jest nie do zniesienia... Wiem, że pewnie z miłości, ale miłość powinna mieć też zęby zdrowego egoizmu.
__________________

... znam słowa, które jak atropina rozszerzają źrenice i zmieniają kolor świata. Po nich nie można już odejść ...
zagubiona89r jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując