Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Adopcja - wątek zbiorczy
Podgląd pojedynczej wiadomości

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2009-10-11, 17:31   #522
ukrycior
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2007-07
Wiadomości: 9 504
Dot.: Adopcja - wątek zbiorczy

Cytat:
Napisane przez Stokrotka81 Pokaż wiadomość
Ukryciorku ja nie znam realiow adopcji ale moze to jest tez troche tak jak z szukamiem pracy wyrzucaja Cie drzwiami a ty wracasz oknem... i może Ilonka ma racje ze nalezalo by sie przypomniec
Może macie racje dziewczyny... wybierzemy się.

Cytat:
Napisane przez justynaneyman Pokaż wiadomość
Przeczytałam, Ukryciorku (czy mogę tak do Ciebie pisać?)cały wątek, żeby się orientować. Mogę tylko powiedzieć, że wzięłam w objęcia swojego małego synka (Gucio ma rok i 3 mce) i płakałam ze szczęścia i wzruszenia. Nie chciałam mówić, że jestem Mamą, żeby Ci przykro nie było, ale pomyślałam sobie, że ciągle jesteś narażona na takie sytuacje, może więc nie warto niczego zatajać.
Ja zostałam mamą w wieku 39ciu lat, pierwsza ciąża skończyła się poronieniem, i nie mogłam myśleć o czymkolwiek innym, żeby tylko znów być w błogosławionym stanie. Napięcie nie do zniesienia, tym bardziej, że mój mąż ciągle pod przymusem zaczął się buntować, a ja patrzyłam na niego jak na wroga. Nie będę nawet pisać, co się ze mną działo podczas owulacji, jak próbowałam zmusić Wojtka do...tego, do czego zmusić się nie da. Potem łzy, upokorzenie, wściekłość, oskarżanie. Bo nie mogłam tak, po prostu sobie czekać- trzeba było działać!!! I zaprzęgać męża do tego pługa
Ukryciorku, piszę o tym dlatego, że może jakoś ulży Ci, że czekanie czekaniu nierówne- macie już formalności za sobą, jesteście pełnotłustymi kandydatami na rodziców i tego Wam nikt nie odbierze. Bardzo pomogła mi książka De Mello "Przebudzenie"- o poczuciu szczęścia niezależnie od okoliczności.
Oczywiście nie uważam, że to łatwe i wspieram Cię z całej siły.

A ten biedny dzieciaczek, twój siostrzeniec- gdybym mogła jakoś pomóc. Serce mi się kraje. Mąż też się pomodli. Dawaj znać, proszę, co się dzieje.
Dla odpoczynku wejdź sobie na stronę neyman. pl
Trzymaj (cie) się
Justysiu, dziękuję za te słowa. Bardzo bardzo. Przebudzenie De Mello znam od dawna, często zdaża mi się wracać. Podobnie jak do Modlitwy Żaby. Ja w ogóle w życiu staram się sporo czerpać od innych mądrych ludzi. Dziękuję ślicznie za link do strony. Kotopsy mnie absolutnie zauroczyły. Jeśli się spełni jedno z moich marzeń (dom) to zamówię sobie jakiegoś kocura. Przepiękne!!!

Cytat:
Napisane przez ilonkaczapela Pokaż wiadomość
Z kilku blogów poświęconych drodze adopcyjnej odniosłam takie właśnie wrażenie, że należy byc prawie nachalnym

Ukryciorku, odpowiedz mi proszę na jedno pytanie, które uż kiedyś zadawałam, ale jakoś zostało pominięte. Czy osoba adoptująca dziecko ma obowiązek podtrzymywać wiarę, w jakiej było wychowywane? Nie mówię tu o dziecku, które już rozumie o co w wierze chodzi, bo to wtedy jest oczywiste, że nie można go nagle przestawiać na siłę, ale takie dzieciątko, które ma 3 latka i nie ma pojęcia o żadnym Jezusie, Buddzie, czy jakimkowiek bogu, musi być wychowane jakiejś wierze?
Problem w tym, że ja nie potrafię być nachalna. To straszne, ale jak na spotkaniach grupowych patrzyłam na te wszystkie kobiety na sali, niektóre jawnie załamane czekanem, to oddałabym swoją kolejkę z pewnością. Czasem jestem taka niemądra. Muszę zacząć działać, chociaż przyznam, że się stracham. Bardziej, niż przed pójściem tam pierwszy raz...

Nie ma żadnego obowiązku co do religijności i wychowania dziecka w żadnym światopoglądzie. Nic takiego nie jest narzucone, troszkę podobnie jak kwestia zachowania lub zmiany imienia dziecka. Oczywiście mówię tu o dziecku z państwowego ośrodka, bo jeśli rodzina decyduje sie na adopcję z ośrodka kościelnego, to sprawa ma się diametralnie inaczej - przede wszystkim muszą być wzorowymi członkami własnego kościoła. Bez wahania napiszę tu, że ja osobiście jestem agnostyczką, więc na ośrodku katolickie w ogóle nie patrzyliśmy...
Pamiętam moje przemyślenia związane z religią i adopcją. Strasznie się buntowałam przeciwko powstawaniu tzw. okien życia. To egoistyczne. Bo my nie mamy szansy na dziecko, które trafi do sióstr. Takie dziecko idzie do ośrodka katolickiego. Ale z drugiej strony kobieta wybierając takie okno być może daje sygnał, jaki światopogląd wybiera dla swojej pociechy... A może wcale nie.... może to pójście na łatwiznę, bo tam dziecko oddawane jest bezpiecznie, ale też anonimowo. Państwowe zrzeczenie się praw w szpitalu czy ośrodku jest jawne i wymaga ponownego stawienia się w określonym czasie... Mój bunt przeciwko oknom wyrastał też z czegoś innego. Tam dziecko nie ma szans na szybka adopcję. Bo w oknie procedura jest taka, jak przy porzuconym noworodku - proces i odebranie praw. Czyli 1.5 roku z głowy. Kiedyś też przeczytałam o matce, której rodzina sprzeciwiała się, by zatrzymała "bękarta". I wykradli dziecko, podrzucając do sióstr. Dziewczyna nie miała szans na odzyskanie malca, chociaż ona nie chciała go oddać, przeżyła szok i długą depresję...

Wybaczcie dłużyzny, nachodzą mnie jesienne melancholie...
ukrycior jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując