ja ostatnio miałam wspaniałą przygodę z pkp. wracałam do Poznania 2 stycznia, z zawiercia muszę dojechać do katowic i stamtąd dopiero mam pociąg. Miałam jechac interregio, najpierw miał opóźnienie 30 min, a potem 2 godziny
wiec dzwonilam po znajomych, żeby sprawdzili mi inne pociągi, okazalo się ze za pol godziny mam TLK, wiec bieg z torbą, udalo mi się kupić bilet. Ten pociąg akurat przyjechał na czas, ale był tak napchany, że wsiadłam, przeszłam 2 metry i już musiałam stać/siedzieć na torbie. Koło mnie jakaś kobieta zaczęła się wykłócać o miejsce, ogólnie było bardzo nieprzyjemnie. Pozniej dziwnym trafem udało mi sie zdobyć miejsce siedzące, ale wtedy okazało się, że mój pociąg we wrocławiu dzieli się na 2 części,, jedna jedzie do poznania, druga do zielonej gory, niestety byłam w tej niewłaściwej
więc wysiadłam, pobiegałam na koniec a tam znów do samo - 0 miejsca, jak w wagonie bydlęcym. Ale od tej pory już zrobiło się miło, bo poznałam jakiegoś młodego Belga, z którym przegadałam po angielsku całą resztę podróży, poczęstowałam go domowym sernikiem a on w zamian ostatnio przysłał mi przepyszną belgijską czekoladę ; D W ogóle śmiał się, że jak w belgii wsiądzie się w pociąg i jedzie min. 2 godziny to już się wyjeżdza z kraju, a u nas w Polsce z długością jazdy do koszmar ; D eh takie przygody to tylko z pkp ;]