Czy są tutaj osoby, które muszą żyć z tą okropną świadomością, że najbliższe im osoby wkrótce odejdą?
U mojego taty zdiagnozowano raka. Lekarz twierdzi, że jest już za późno na leczenie. Przyjmuje leki przeciwbólowe i jakieś psychotropowe.
Niewiele jednak one pomagają. Mój tata powoli się załamuje. Najgorsze jest to, że nie martwi się o siebie, tylko o nas, o swoje kobiety. Pyta ciągle, jak my sobie tu bez niego poradzimy. Nie mogę tego słuchać!!
Mój tata jest mi o wiele bliższy niż mama. To z nim chodziłam na zakupy, to z nim oglądałam głupie komedie, to on mi farbował włosy i to on mi rano zostawiał karteczki ,,Ubierz się ciepło, bo jest zimno. Tata''. Jakby to nie było oczywiste, skoro jest zima....
Mam najwspanialszego tatę na świecie! Dlaczego osoby, które tak bardzo pragną żyć odchodzą? To takie niesprawiedliwe! Codziennie patrzę na niego, na jego łzy, wychudzone ciało i nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek mogłoby go zabraknąć. Ale muszę być silna, ale skąd mam wziąć siłę skoro on się powoli poddaje?
Tata trafił na lekarza, który bez owijania w bawełnę powiedział mu, że jest bardzo źle i że osoby z przerzutami przeżywają co najwyżej kilka miesięcy. Za parę dni ma konsultację w innym szpitalu w dużym mieście, ale właściwie pewnie powtórzy to samo, co lekarz u nas...
Potrzebuje wsparcia, nie litości. Nie ma nic gorszego od życia w świadomości, że TEN miesiąc może być tym ostatnim...