ja moge prawdopodobnie oblukac Boinga w sobote, choc staram sie omijac wszelkie sklepy kosmetyczne szerokim lukiem
(jeszcze mnie tylko Nars Sheer Glow kusi, ale to w innym watku
)
A tak poza tym czy wy tez tak macie, ze kazdym razem obiecujecie sobie,ze po tym nastepnym zakupie to juz bedzie koniec, ze juz wszystko macie cokolwiek Wam potrzeba a potem przychodzi rzadza mienia i nie mozecie sie powstrzymac? Jeszcze tylko ta pomadeczka,tylko ten bronzerek... Nigdy nie ma konca... Straszne to.
No dobra, recenzja Sugarbomb:
Na wstepnie powiem,ze sie wczoraj wysamoopalaczowalam, wiec jestem dzis ciemniejsza niz zwykle (zwykle tzn light/medium, cos w okolicach nw25-30)
Jakos wydawalo mi sie,ze Sugarbomb bedzie wyrazistym wakacyjnym coralowo-rozowym rozem. NIE JEST. Jest delikatny,cieply,subtelny . I to wcale nie wada. Na poczatku myslalam, ze w ogole nic nie widac na mojej zapewne nc35 skorze, ale kilka spojrzen w lustro w ciagu dnia i sie zachwycilam (nie soba, tylko bombka
). Jest bardzo swietlista,subtelna,madel ikatna poswiate. Raczej cieplejsza niz zimna,ale moim zdaniem dosc neutralna. Na pewno nie takcieply jakCoralista. Na opalonej skorze wyglada bardzo ladnie, rozswietla i delikatnie podkresla policzki. Raczej nie jest mozliwe stopniowanie koloru,bo pigment nie jest silny, za to duzo ma rozswietlajacych drobinek (tzn nie drobinek,a raczej taka poswiate, cos w stylu Platinium E.Lauder).
Polecam dla wielbicielek delikatnego, naturalnego makijazu i dla osob nie wprawionych w nakladaniu rozu,bo z Sugarbomb nie mozna przedobrzyc.
Wole go o wiele bardziej niz Coraliste,ktora moze byc czasem zbyt zarowiasta.
W skrocie Sugarbomb to dla mnie ozywiajacy cere roz rozswietlajacy. Polecam
PS: Aha, nie pachnie