Napisane przez lacrima
OK, to konkretnie.
Moja teściowa, choć nic poważnego jej nie dolega, jest osobą strasznie przejętą swoim zdrowiem. W kółko opowiada o swoich dolegliwościach, wiele z nich jest urojonych. Bierze leki na "wszelki wypadek", głównie zioła i suplementy, cały czas narzeka. Przeszkadza jej najmniejszy dyskomfort, nie potrafi dostosować się do innych, do sytuacji. Robi, co sama uważa za stosowne, nie licząc się z opinią innych, ani z tym, czy to wypada. Bagatelizuje dolegliwości innych, nawet poważne, rzucając zdawkowe "nic się nie martw, będzie dobrze" i sprawia wrażenie osobiście znieważonej, że ktoś śmie jej mówić, że jest chory, nawet jeśli wylądował w szpitalu lub kierują go na operację. Bagatelizuje problemy innych i zaraz zaczyna swoją"bolesną litanię". Ileż można tego słuchać? Ale...nie wypada przecież powiedzieć, że jest chorą z urojenia neurotyczką. Ma też inne "zalety". Sama gada o zupełnie mnie nieinteresujących rzeczach, ale kompletnie ją nie obchodzi, co ja mam do powiedzenia, przerywa mi w połowie zdania, nawet nie udając, że słuchała. Wtrąca się udzielając rad, jak mamy urządzić dom i ogródek zaczynając zdanie od"musicie sobie kupić...'. Dostaję od tego szału. Nienawidzę, jak ktoś się wtrąca w moje życie. Nienawidzę słowa "musicie".
Rozpuszcza nasze dziecko, pozwalając mu na wszystko, kiedy odwiedza teściów. Na grzecznie zwróconą uwagę obraża się i twierdzi, że to my go rozpieszczamy.
Bywa złośliwa komentując mój wygląd.
Mąż, widząc że jestem wkurzona, radzi mi" nie przejmuj się, niech sobie mówi, ty i tak zrobisz po swojemu". Racja, ale dlaczego ja muszę tego wszystkiego wysłuchiwać? Bo tak wypada? Bo ona jest starsza wiekiem?Mam dość....
|