[margo80]

Napisane przez sparkly

Niezła perspektywa. Może nie będzie tak tragicznie

może być dużo gorzej. każde święta, które spędzaliśmy z siostrą małża wspominam źle. zawsze strzeliła jakiegoś focha, wywołała jakąś kłótnię albo dzieciaki zachowywały się niemożliwie..
na nasz slub nie przyjechała, bo była obrażona na małża za jakąś pierdołę. długo się nie odzywała. na chrzciny przyjechała, dzieci zostawiła dziadkom, a sama pognała do koleżanki, którą w moim miasteczku poznała przez internet. a tyle się wcześniej nagadała, jak ona się cieszy, że do Ewci przyjedzie. na koniec się zdążyła jeszcze obrazić, że jej nie dałam dziecka na ręce ani w wózku powozić. zamknęła się w pokoju i przez resztę dnia się nie pokazywała. jej dzieciaki robiły w tym czasie, co chciały, czyli generalnie wymyślały jakieś głupoty z nudów (np. bieganie w górę i w dół po schodach). po tatmej imprezie zostały mi ślady ich brudnych rąk na ścianach w całej klatce schodowej i połamane kwiatki.
miałam ochotę powiedzieć jej, żeby się zajęła swoimi dziećmi, jak chce się moim zajmować, ale jak to ja, w końcu nic nie powiedziałam...

laska ma 36 na karku, a zachowuje się tak niedojrzale i egoistycznie, że mogłabym długo opowiadać...

szkoda tych dzieciaków najbardziej, bo mądre chłopaki, ale niedopilnowane, żyjące z matką, która ma zaburzenia osobowości i powinna się leczyć i z ojcem, którego wiecznie nie ma (aktualnie jest u nas i robi kolejny etap remontu).