Moja znajoma zaraz po studiach poszła do pracy, pracowała 6 miesięcy, zaszła w ciążę, popracowała jeszcze z 5 chyba w tej ciąży i poszła na L4. Jak dzieciak miał rok postanowiła wrócić do pracy... ta... jasne
żeby to było takie łatwe
ciagle jej zamykali drzwi przed nosem , raz że mówili jej wprost, że ma małe dziecko, a więc nie będzie dyspozycyjnym pracownikiem, to dwa doświadczenie pozostawia wiele do życzenia. A ona chciała wówczas za JAKIEKOLWIEK pieniadze, nawet za takie dla studenta. Nic z tego. Szukała coś koło roku, w koncu poszła do biur zajmujących sie projektami wnętrz, przez rok pracodawca zwodził ją tym, ze w nastepnym miesiącu dostanie umowę o pracę, NA PEWNO... no ale jakos nie wychodziło. Po roku firma się rozpadła. Koleżanka zaczeła szukać nowej roboty. Wyobraźcie sobie, że szukała pracy jako stażystka, ze stażem z urzędu pracy. UP mial jej płacić 700 zl , a ona cchiała, zeby jej cokolwiek pracodawca dołożył. Nikt jej nie chciał przyjąć. Przecież to nawet umów o pracę się nie podpisuje, nie kosztuje ten pracownik nic, kase miała dostac pod stołem po cichu. Chciała zeby jej dołożyli 400 zł do tego, bo to jej pokrywało przedszkole dla dziecka. A ona chciała zdobyć doświadczenie, wiec stwierdziła, że nawet za 1200 zł pojdzie.
W koncu po 6 miesiącach znalazła pracę. Pracowała chyba ze 2 lata. firma padła. znów zaczeła szukać pracy. to jej teraz mówią, ze ma 4 letnie dziecko i na pewno będzie chciła teraz mieć drugie a że oni nie chcą takiej pracownicy co to za chwile zajdzie w ciazę i pojdzie na L4...
zyć nie umierać.