Nie napiszę, że dla mnie śmieszne jest to, co napisałaś, bo jest raczej smutne.
Najpierw odpowiem na Twoje, w założeniu retoryczne, pytania.
Nie roztrząsam ze znajomymi moich problemów z mężczyznami (tym bardziej w sytuacji gdy takiego nie mam). Nie robię tego na forum publicznym, bo to krępujące i niestosowne. Szczególnie w sytuacji, gdy słyszeć mogą to osoby postronne. To temat dla przyjaciół, a nie rozmów "z dziewczynami".
O pomadce, przyznaję, nigdy nie gadałam z ludźmi. Wiem, co mi się podoba i nie czuję potrzeby potwierdzania tego u znajomych.
A już rozmowy o telefonach to bezsens. Telefon wybieram pod kątem funkcji, które są mi niezbędne, ewentualnie rozmiaru i wagi. Tu o wiele lepszym źródłem informacji jest internet: strony operatora lub producenta. Co mi może o telefonie powiedzieć koleżanka? Że fajny? O tym sama zdecyduję.
I wcale niekoniecznie prowadzę rozmowy "poważniejsze". Nie wiem, jak Wy, ale ja ze znajomymi rozmawiam o muzyce, o książkach i filmach, o imprezach, o końcu świata, o robieniu napalmu, o astronomii, fizyce jądrowej, o d...e Maryni, ale nie o pomadkach na bogów!
wiedzialam ze znowu sie mnie uczepisz. nudzi Ci sie w domu czy jak?
a czy ja mowilam o rozmawianiu ze znajomymi o facetach? wlasnie chodzi o to o czym np rozmawiasz z przyjaciolka. przeciez autorka posta ktorego tyczyla sie moja wypowiedz napisala o tych dziewczynach ze sa w swoim gronie, trzymaja sie razem i rozmawiaja o takich rzeczach wiec sa chyba przyjaciolkami tak?
poza tym przeciez nie mowie ze kolor blyszczyka czy cos tam jest jedynym np moim tematem do rozmow czy kogos innego ale co w tym zlego ze ktos o tym rozmawia? bo nie kumam? to swiadczy o glupocie tak? aha wszystko jasne heh
Poza główną kwestią tamtej dyskusji: nie wypowiadam się tu bowiem w kwestii tego jakie są Barbie i kogo jak traktują. Ludzie są różni.
Z resztą żadnej Barie nie miałam okazji w życiu poznać bliżej. Może dlatego, że nie gadam o pomadkach i braku faceta...
Twój opis siebie samej jest, z mojego niefarbowanego, niedoczepianego i nietipsowego punktu widzenia, dość jednoznaczny. Czym wobec tego różnisz się od Barbie? A raczej:
co decyduje o tym, że ktoś jest Barbie, a ktoś nie jest? Może ja źle rozumiem pojęcie? Pytam najzupełniej poważnie, bo zaczęłam się gubić...
Serio, potrzebuję definicji.
Bo jeśli zdefiniujemy Barbie jako szczupłą kobietę z długimi włosami, która lubi chodzić w krótkich spódniczkach i podkreślać zalety swej figury.. To ja się łapię.
Może to tak jest, że Barbie nie uważają się za Barbie, pasztety za pasztety, grubasy za grubasów, chudzielce za chudzielców?