Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Dobre Salony Slubne W Warszawie
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-03-24, 20:59   #595
Kasia_OZ
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2014-03
Wiadomości: 4
Dot.: Dobre Salony Slubne W Warszawie

Miłe Panny Młode, chcę Was ostrzec...
Minęło już trochę czasu i wreszcie mogę opisać na spokojnie, co przydarzyło mi się na tydzień przed jednym z najpiękniejszych momentów w życiu - przed moim ślubem.
Tym samym chciałabym wszystkie przyszłe panny młode ostrzec przed Atelier Ślubnym Juliette w Warszawie. Po kolei.
Moją suknię ślubną zamawiałam prawie rok przed ślubem, wpłaciłam zaliczkę, chciałam mieć spokój i pewność, że będzie gotowa na czas. Miesiąc po wpłaceniu zaliczki, osiem miesięcy przed ślubem, panie z atelier poprosiły o wpłacenie połowy należności. Wpłaciłam, pytań nie zadawałam. Pierwsze przymiarki miałam mieć w lato (ślub w październiku). Cisza. Nikt nie dzwoni. W końcu ja zadzwoniłam, umówiłam się, super. Pierwsza wizyta i miara zdjęta, ale nie przez krawcową. Krawcowej na miejscu nie ma, ponieważ szyją suknie gdzieś pod Warszawą. Trochę to było dziwne, ale pani Asia, “projektantka”, zapewniała, że wszystko jest ok, nie ma czym się martwić. Pierwsza przymiarka, mniej więcej miesiąc przed ślubem - suknia o połowę za mała… Wchodzą ludzie “z ulicy”, mogą śmiało chodzić po całym salonie, patrzeć, jak stoję w samej bieliźnie na podeście, panie natychmiast mnie zostawiają i obskakują potencjalnych klientów. Druga przymiarka, rozmiar sukni mniej więcej dobry. Trzecia przymiarka - suknia jest ok, ale są znaczące niedoróbki, wszystko na szpilki przyczepione.Czwarta przymiarka (podczas której po salonie biega dziecko pani “projektantki”, krzyczy, wlewa sobie coś do oczu, zaczyna strasznie wrzeszczeć, kobieta dostaje ataku histerii i paniki, ja stoję zszokowana na podeście, nikt się mną nie interesuje), tydzień przed ślubem i się zaczęło:
1. suknia jest za krótka - panie krawcowe pod Warszawą, które na oczy mnie nie widziały i szyły na “słowo honoru”, według szpilek upiętych przez panią “projektantkę”
2. suknia nie jest wykończona - tren nie jest wykończony, koronki na dekolcie z przodu i z tyłu są źle przyszyte, wykończenie szpica dekoltu koronkami jest zszyte grubą, widoczną nicią, tak okropną fastrygą, że pewnie małe dziecko by ładniej zszyło
3. suwak z tyłu jest wszyty krzywo - ze środka pleców “ucieka” prawie na łopatkę…
4. rękawy są wszyte tak, że nie mogę podnieść rąk - jak będę tańczyć? - pytam,“to nie jest suknia do tańczenia” słyszę w odpowiedzi
Tyle mankamentów wyszło w trakcie mierzenia. Pytamy, na kiedy mogą zrobić poprawki. Odpowiedź - zadzwonimy. Ale kiedy? za tydzień ślub! No może będą gotowe na czwartek, dwa dni przed ślubem. A co, jeśli wtedy okaże się, że znowu jest coś nie tak? Cóż, dla pań z Juliette suknia była skończona. Nieważne, że były w niej nadal szpilki, a ja nie mogłam się ruszać…
Panie zaczęły być bardzo nieuprzejme, pani Asia “projektantka” dopiero pokazała prawdziwe oblicze, ubliżając mojej Mamie Chrzestnej, która była ze mną i kompletnie ignorując moje pytania, na kiedy będzie gotowa suknia. Po prostu odwróciła się na pięcie i wyszła do drugiego pomieszczenia, gdzie czekały kolejne klientki. W rezultacie, postawione pod ścianą, płacimy drugą część zaliczki i zabieramy suknię. Jedziemy szukać ratunku i znajdujemy go w Salonie Sukien Cymbeline w Warszawie. I w tym miejscu, chciałabym podziękować wspaniałym Paniom z Cymbeline, a zwłaszcza Pani Danusi, cudownej krawcowej-czarodziejce, która zobaczywszy moje łzy, zlitowała się i przełożyła dla mnie swój wyjazd do sanatorium i zgodziła się przyjść w sobotę nad ranem, żeby ratować moją suknię. Co się okazało:
1. suknię da się przedłużyć i trzeba to zrobić
2. trzeba część popruć i wyciągnąć materiał spódnicy sukni, żeby była dłuższa, ale pruć się nie da, ponieważ:
3. cała część sukni, od pasa w dół (a jak się później okazało, także koronki na gorsecie) są nie zszyte nićmi, ale SKLEJONE KLEJEM!
4. suwak jak się dało najlepiej, został wyprostowany
5. rękawy dało się tak wszyć, że mogłam swobodnie poruszać rękami i nic się nie podarło w trakcie weselnych tańców i swawoli.
Reasumując: ATELIER JULIETTE Z WARSZAWY nie szyje, tylko KLEI SUKNIE i na pewno nie na miarę… Dopóki przytakujecie pani Asi, jest słodka jak miód. Spróbujcie mieć jednak inne zdanie od niej - od razu wychodzi z niej prawdziwa natura. Salon szyje suknie wręcz hurtowo, mam wrażenie, że po prostu nie nadążają z robotą i robią je byle jak. Jest mi przykro, że musiałam tyle przeżyć, tuż przed tak piękną uroczystością. Jest mi przykro, że Atelier Juliette traktuje klientów jednorazowo. Jest mi przykro, że moja Chrzestna Mama musiała się nasłuchać tylu niemiłych słów od jakiejś pseudoprojektantki z niespełnionymi ambicjami. Mam nadzieję, że moja przygoda uchroni chociaż jedną dziewczynę przed tym, co mnie spotkało.
Jednocześnie jestem szczęśliwa, że Panie z Cymbeline przwróciły mi wiarę w profesjonalistów i dziękuję im z całego serca!
Kasia_OZ jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując