my mylismy od urodzenia, tj. od początku gazą nasączoną wodą z rumiankiem albo koperkiem (lekko smakową ziołowa) przecierałam dziąsełka, potem jak pojawiły się pierwsze ząbki- przecierałam taką samą tetrą zamoczoną w leciutkim naparze z mięty, żeby młodego oswoić ze smakiem i zapachem miętowej pasty.
Teraz ma 3,5 roku- zęby co pól roku sprawdzane przez zwykłego dentystę- mówię, ze trzeba pokazać zęby i dziecko siada na fotel i pokazuje, nie robimy z dentysty jakiegoś ufoludka, tylko normalnego lekarza od zębów i młody w ogóle nie ma oporów wobec fotela, czy otwierania buzi.
Za to obecnie myjemy zęby w ten sposób, że najpierw ja myję swoje i pokazuję jak się powinno myć, potem myję jemu -przy lustrze, żeby widział jak go myję, a potem wypłukujemy i on sobie sam może dokończyć.
Sporo czasu ten cały rytuał zajmuje, ale młodemu nie przeszkadza, ogólnie rozumie, że trzeba to robić, bo "inaczej zęby się zepsują, będą śmierdzieć gorzej niż kocia kupa i będą brzydkie też jak kocia kupa"
...
aha- ważna informacja- nasz kot wali naprawdę śmierdzące kupy i to chyba każdego by przekonało do mycia zębów...