[lui_p]

Jestem z TŻ od marca, wszystko jest super... kochamy się, wspieramy, rozśmieszamy, planujemy wspólną przyszłość, widujemy się codziennie, często wyjeżdżamy.
Wszystko byłoby super gdyby nie fakt, że w łóżku od początku nam się nie układało. Mój TŻ długo nie inicjował seksu i po 1,5 miesiąca "bujania się" przycisnęłam go do muru i uslyszałam, że ma problemy, że nie ma dużego doświadczenia i nie czuje się pewnie (dodam, że to bardzo przystojny facet, ogarnięty życiowo, towarzyski).
Ośmielałam go i zaczęliśmy powoli, niby było okej ale mimo wszystko z jego strony nie było namiętności i pasji, do jakiej byłam przyzwyczajona po innych związkach. Podczas naszych sporadycznych zbliżeń też nie było najlepiej, czasami po prostu nie mógł, innym razem w połowie wszystko "siadało", zaczęłam być sfrustrowana, zła, zawiedziona, smutna.
W pewnym momencie seks (i tak sporadyczny) po prostu zniknął. Całujemy się, przytulamy ale do niczego innego nie dochodzi. Zaczęły się rozmowy, nawet kłótnie... mój TŻ przyznał że nie czuje podniecenia, że bardzo mnie kocha i podobam mu się bardziej niż jakakolwiek inna kobieta ale nie ma ochoty na seks. Postanowiliśmy zrobic badania, poszedł do lekarza, przemaglowali go na wszystkie sposoby ale ostatecznie nic nie wyszło.
Po kilku nieudanych próbach jestem zniechęcona i sama niczego nie inicjuję, on też... no i tak żyjemy obok siebie, bez intymności i bliskości. Czy któraś z was miała podobne doswiadczenia w zwiazku? Udalo sie wam z tego wyjsc?