Konto usunięte
Zarejestrowany: 2006-07
Wiadomości: 1 788
|
Dot.: Ostatnio testowałam...
Anuschko , także nie przepadam za lakierowanym obuwiem, ale teraz ponoć najmodniejsze .
Bois de Violette Serge Lutens - czyli fiołki dla Mirandy.
Jestem zdeklarowaną zwolenniczką kompozycji orientalnych i jak do tej pory nie skusiłam się na to, aby do swojej kolekcji włączyć choćby jeden flakon perfum sensu stricte kwiatowych. Od kiedy pamiętam nie przepadałam za aromatem róży, który kojarzył mi się nieodmiennie z czasami siermiężnego PRL-u, kiedy to substytutem luksusu był olejek różany w drewnianych, małych flakonikach przywożony z wczasów w Bułgarii, któremu podczas podróży do Polski w walizce towarzystwa dotrzymywał słynny koniak o jakże wdzięcznej nazwie „Słoneczny Brzeg”. Jego bukiet jednoznacznie wskazywał na to, że bezpieczniej jest go używać tylko i wyłącznie zewnętrznie na przykład do odkażania ran, czy drobnych skaleczeń. Woń jaśminu działa na mnie migrenogennie, jak zresztą większość białych kwiatów z tuberozą na czele. Tak, więc byłam od zawsze przekonana, że kwiatki w perfumach to nie moja bajka.
Ale od dłuższego już czasu chodził za mną aromat fiołków. Stało się tak za sprawą książeczki zapachowej Serge’a Lutensa. Miałam ją w dłoniach wiele miesięcy temu, może nawet minął już rok. Pamiętam, że spośród licznych próbek woskowych spodobało mi się zaledwie kilka kompozycji orientalnych i tylko jedna z wyraźnym akordem kwiatowym. Mowa rzecz jasna o Bois de Violette. Wczoraj przyszła do mnie przesyłka- niespodzianka z próbką BdV od Dobrej Duszy i wreszcie mogłam się przekonać, czy perfumy w postaci płynnej zrobią na mnie tak duże wrażenie, jak próbka woskowa. I nie zawiodłam się, bowiem zachwyciły mnie jeszcze bardziej.
Jak sama nazwa wskazuje BdV to mieszanka fiołków i nut drzewnych , a dokładnie białego cedru znanego mi już z Feminite du Bois , Bois Oriental oraz Bois et Fruits. Już po pierwszych, pobieżnych testach stwierdziłam, że te perfumy maja w sobie coś staroświeckiego, sentymentalnego i romantycznego. Nosiłam je na sobie cały dzień i miałam dziwne, ale jednocześnie bardzo miłe skojarzenia.
Wyobrażam sobie, że tak mogłaby pachnieć piękna, młodziutka dziewczyna, już nie dziecko, ale jeszcze nie kobieta. Najlepiej pasowałby mi tutaj obraz miłej pensjonarki z tak zwanego dobrego domu, która pewnego letniego dnia postanowiła nic nikomu nie mówiąc, wybrać się na samotny spacer po lesie. Zachwycona jego urokiem nawet nie spostrzegła, kiedy nastała noc. Choć zgubiła się wśród masywnych i wysokich cedrów, to jednak mogła się czuć bezpiecznie, bo cały czas czuwały nad nią leśne driady zamieszkujące konary drzew. Gdy tak stąpała boso po wilgotnych mchach i trawach trafiła na polankę całą ukwieconą ślicznymi, małymi fiołkami. Usiadła na niej by chwilę odpocząć i nasycić się wonią niebiesko-fioletowych kwiatków.
Bois de Violette są niewinne, bezpretensjonalne, urocze i dziewczęce. Jest w nich tyle gracji i lekkości, że owe skojarzenia z pensjonarką z przełomu XIX i XX -stulecia wydaje mi się być takie naturalne. Ich zapach przywiódł mi na myśl jedną scenę z filmu „Piknik pod wiszącą skałą”, kiedy to grupa dziewcząt odłączyła się od reszty towarzystwa by wspiąć się na skałę. Była wśród nich wyróżniająca się niezwykłą urodą i wdziękiem długowłosa blondynka- Miranda. Pamiętam zwłaszcza moment, gdy ta dziewczyna uniosła nieco swą biała sukienkę by przeskoczyć przez mały strumyk. Jej ruchy były tak subtelne, a ona sama tak piękna i eteryczna, iż miało się wrażenie, że obserwujemy samą Wenus Botticellego. Fiołkowo-drzewna kompozycja Lutensa jest równie urzekająca, delikatna i młodzieńcza jak Miranda.
Fiołki są tutaj bardzo naturalne i chłodne, jakby skąpane w białym świetle księżyca, a do tego, co ważne nie wyczuwam znienawidzonej przeze mnie pudrowej nuty. Akordy drzewne, które zdecydowanie przeważają, są miękkie, kremowe i łagodne podobnie jak w Bois Oriental. Całość jest dyskretnie kobieca i słodkawa. Gdybym miała przyrównać je do materiału, to przychyliłabym się do opinii z boisdejasmin , że przypominają śliski, błyszczący jedwab, a nie tak jak napisano na forum aksamit.
Moim zdaniem BdV to piękne perfumy zwłaszcza na tę porę roku. Tak, jestem pewna, że przydałby mi się flakonik Bois de Violette. Byłby on dla mnie czymś w rodzaju olfaktorycznego liftingu. I choć w pensjonarkę to by mnie raczej nie przemienił ( na taki cud już nie liczę ), ale może poczułabym się o te kilka lat młodziej na wiosnę. Marzenia dobra rzecz.
|