Napisane przez Marzen868
Jest to złożona sprawa. Doradził mi to psycholog. Trzydziestoletni facet ma od lat nieprzepracowane problemy z dzieciństwa i stosuje mechanizm ucieczkowy, więc albo mówi rodzicom przez telefon, że zniszczyli mu życie, albo ucina kontakt na dwa lata z matką, albo snuje fantazje, że spali miasto rodzinne; o mamie potrafi jednak mówić godzinami bardzo emocjonalnie, ba, do mnie w kłótni potrafił powiedzieć "mamo" i przypisywał mi jej cechy. Nic z tym nie robi, mimo że chodzi na terapię od wielu miesięcy. Dlaczego tego rodzaju lęki mają rzutować na relacje z dziadkami? Możliwe, że nawalili w wychowaniu syna, ale trzeba dać im szansę, może dorosną do tego, by być porządnymi dziadkami - ja mam z nimi relacje poprawne. W ogóle zdrowo jest mimo wszystko mieć relacje poprawne z rodziną, ponieważ samemu niesie się ciężar nieprzepracowanych krzywd. Po co to.(Poprawne stosunki - to nie znaczy tradycyjne, bo "tak trzeba", bo jest taka powinność, bo "to przecież rodzice" - bardzo daleka jestem od takich kuriozalnych schematów, absolutnie nie; chodzi o to, że nikt nikomu w tych relacjach teraz nie robi krzywdy ani nikt na nich nie traci). Nie widzę też powodu, by się z byłym solidaryzować i również zrywać z teściami kontakt - w imię czego? Komu to przyniesie korzyść?
Koniec końców zdecydował, że chce być obecny przy tym spotkaniu, więc może to jemu też na dobre wyjdzie. Bo mechanizmy ucieczkowe do niczego nie prowadzą.
Szczerze mówiąc to ja miałam rodziców zaburzonych, strasznych, którzy mnie tłukli, pili, zaniedbywali, ojciec odszedł na kilka lat. Ale dorosły człowiek nie może obwiniać rodziców za swoje życie, bo miał dość czasu, by sobie wszystko wyprostować, wyjaśnić, pogodzić się (i absolutnie nie mówię o wybaczaniu, lecz o ciężkiej pracy nad sobą, nad relacjami z drugim człowiekiem, nad stawianiem granic). Dziś moje kontakty z własnymi rodzicami są również poprawne i traumy z dzieciństwa nie rzutują na obecny stan - a zwłaszcza nie mogą wpływać na dziecko. Mój ojciec więc odwiedził wnuka dwukrotnie (mieszka na drugim końcu Polski), matka niestety jest na tyle zaburzona, że stać ją tylko na sms "ładne dziecko", tak ma, ale ani mnie to ziębi, ani grzeje. Chodzi mi o to, że nie można robić z siebie całe życie ofiary, a ja nie chcę w tym przedstawieniu ofiary uczestniczyć, bo wiem, że jest to zgubne.
BTW ciekawostka - ojciec dziecka ostatnio palnął w tym temacie, mimo że wielokrotnie opowiadałam mu o własnym domu rodzinnym ze szczegółami "Ty nic nie rozumiesz, bo twoi rodzice zawsze byli obecni, nie miałaś takich problemów, jak ja, nie możesz nic wiedzieć" - no więc jeśli sobie wszystkie informacje wymazał, bo nie dotyczyły jego samego, to jaką percepcję rzeczywistości ma ten człowiek? I czy naprawdę należy przyklaskiwać jego lękom?
carolinascotties, bardzo Ci jestem wdzięczna za informacje.
|