Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Minął rok od rozstania, mój ex ciągle nie może się pozbierać
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2024-04-11, 13:57   #14
niepogodna
Raczkowanie
 
Avatar niepogodna
 
Zarejestrowany: 2019-12
Wiadomości: 471
Dot.: Minął rok od rozstania, mój ex ciągle nie może się pozbierać

Cytat:
Napisane przez Sweet_Judi Pokaż wiadomość
Dla mnie to wygląda tak, jakby twój były był zawsze wrażliwy i neurotyczny a dodatkowo działanie z twojej strony (rok trzymania go w stanie zawieszenia, zostawienie go w pustym domu z twoimi rzeczami) po prostu go straumatyzowało.

Tego typu rozstania są skomplikowane i są wypadkową stawiania na siebie, połączonego ze świadomym godzeniem sie na krzywdę drugiej strony w związku z niemożnością pogodzenia waszych racji, więc w zasadzie są ciężkie do jednoznacznej oceny. Emocje żadnej ze stron nie są lepsze ani gorsze, tylko od ciebie zależy czy jesteś w stanie przyjąć "na klatę", że jego stan to jest także twoja zasługa i z tym żyć czy pójść w syndrom wyparcia bo to wszystko jego wina i jego sprawa.
Podpisuję się i uważam, że skoro cię ta sytuacja nadal rusza, to nadal nie przepracowałaś i nie zamknęłaś tej relacji (podobnie jak i on, tylko każde przeżywa to w inny, typowy dla swojej osobowości sposób) i po prostu potrzebujesz na to jeszcze trochę czasu.

---------- Dopisano o 13:57 ---------- Poprzedni post napisano o 13:52 ----------

Cytat:
Napisane przez bonnietyler Pokaż wiadomość
Na pewno mial problemy, tendencje do depresji, tylko ze kiedy radziłam mu iść do specjalisty, to stanowczo odmawiał. Przykro mi, ale w momencie kiedy człowiek jest dorosły, powinien umieć wziąć za siebie odpowiedzialność i poszukać pomocy. A nie udawać twardziela "powinienem sobie z tym poradzić sam" czy wstydzić się "nie potrafiłbym się zwierzać komuś obcemu". No fajnie, tylko nie potrafił sobie radzić sam i obrywało się najbliższej osobie w jego otoczeniu, czyli mnie. Byłam jego jedyna ostoja i niemalże sensem życia, stawiał mnie na jakimś piedestale. Wielokrotnie mu mówiłam, ze to niezdrowe i tak nie powinien wyglądać normalny związek, ze nie może uzależniać swojego szczęścia ode mnie, ale nie docierało. Dla niego to było romantyczne i dowodziło jego miłości. On jest po prostu dysfunkcyjny; zdaniem terapeutki ja pełniłam w tym związku taka funkcje zapełniania pustki, bo przynajmniej mógł sobie powiedzieć, ze skoro jest w związku i ma mnie, to jego życie nie jest aż takie tragiczne. I rzeczywiście, ja z kolei mam pewne poczucie wykorzystania.
Ty, jeśli nie jesteś dysfunkcyjna, to na pewno też masz dysfunkcyjne przekonania i syndrom ratownika. W takich związkach (fachowo zwanych 'koluzją') są zawsze dwie strony, lustrzane odbicia tego samego problemu, które manifestują się na dwa różne sposoby. Z jakiegoś powodu weszłaś w taką relację (sama pisałaś o niskiej samoocenie, może chodziło o chęć 'zasłużenia' na miłość poprzez poświęcanie się), więc nie ma co oskarżać partnera, że 'ty mówiłaś, ty robiłaś, a on...' Jakoś tak jest w naszym społeczeństwie, że ten kto się poświęca to jest dobry i wszystko z nim ok, a ten, dla kogo się poświęcają to dzieciak albo wykorzystywacz. A prawda jest taka, że gdyby poświęcający nie chciał, to by się nie poświęcał. Nadal, pomimo rozstania, jesteś uwikłana w ten związek, bo ruszył cię jego telefon. Nadal czujesz się odpowiedzialna.

A prawda jest taka, że to, co się z nim dzieje to jego problem. To, co dzieje się z tobą to twój problem. Wina, czyja by nie była, nie jest chyba warta rozpatrywania. Raczej skup się na sobie, własnej terapii i odkrywaniu, dlaczego masz tendencje do ratowania ludzi.
__________________
Love has a nasty habit of disappearing overnight
niepogodna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując