czy to była przemoc seksualna? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2015-10-03, 20:36   #1
Anka_wlkp
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-10
Wiadomości: 2

czy to była przemoc seksualna?


Cześć,

Pod wpływem artykułu przeczytanego w jednej z gazet (każdy powód jest dobry) postanowiłam rozprawić się ze swoja przeszłością, a konkretniej rzecz biorąc z jej ciemnymi stronami, które dawno schowałam gdzieś głęboko udając, że wszystko jest ok.

Może zacznę od tego, że mam 31 lat i postanowiłam poukładać swoje życie - ktoś powie, że trochę późno na zaczynanie od nowa i dowiadywanie czego się chce od życia, ale dla mnie pora wydaje się być właściwa.

Moje życie uczuciowe jest dość ubogie jak na 31-latkę. Nie jestem mężatką, byłam w dwóch dłuższych związkach i nie licząc typowych zauroczeń i fascynacji to właściwie tyle co można powiedzieć.

10 lat temu
Pierwszy poważny związek zaczął się, gdy miałam 21 lat. On był o 8 lat starszy, co mi oczywiście szalenie imponowało - przystojny brunet, starszy ode mnie, więc dojrzalszy, odpowiedzialny, poukładany itp. Początki nie były fascynujące, nie pamiętam wybuchu namiętności, szaleństwa, motylków itp. Ale oczywiście nikt do bycia w związku mnie nie zmuszał. Z czasem pojawiło się uczucie, przywiązanie, troska... (dziś jednak wiem, że prawdziwym powodem był strach przed samotnością).

Po jakimś czasie przyszła też pora na rozmowę o seksie. W związku z tym, że był to mój pierwszy partner, było we mnie sporo strachu, ale chyba więcej ciekawości i ekscytacji - zawsze byłam bardzo pogodną dziewczyną, uśmiechniętą, zadowoloną, towarzyską, z optymizmem patrzącą w przyszłość, a seks był dla mnie kolejnym etapem w związku, z którym była (jak mi się wtedy wydawało) miłość. Pamiętam jego słowa, że seks nie jest dla niego tak ważny.

Swojego pierwszego razu nie pamiętam. Nie dlatego, że byłam pijana czy naćpana, ale dlatego, że tak skutecznie wymazałam go z pamięci. Pamiętam, że nie było w nim w ogóle czułości - to było mechaniczne załatwienie sprawy, jeśli mogę to tak ująć.

Później było już tylko gorzej - seks nie sprawiał mi przyjemności, wręcz przeciwnie sprawiał mi ból. Trwał 8-10 minut. Zaniepokojona tym, że coś ze mną jest nie tak poszłam do lekarza, który stwierdził, że z fizycznego punktu widzenia wszystko jest ok.

Zaczęłam unikać seksu - bałam się zbliżenia, nie czułam kompletnie nic. Mojemu partnerowi zaczęło to przeszkadzać - i wcale mu się nie dziwie. Próbowałam go przekonać do jakiegoś wydłużenia... czasu. Do zwolnienia tempa, ale nic to nie dało. Wręcz przeciwnie, widziałam, że jest na mnie zły.

Po 2.5 roku związku moje uczucia zaczęły blaknąć, widziałam tylko przywiązanie do niego, ale brak miłości. Seks zaczął mnie przerażać, ale kulminacją było to, gdy chciał odejść. Bałam się, że zostanę sama, że on odejdzie. Poszliśmy do łóżka. Wszystko trwało 5 min? Może 8. Płakałam cały czas. Ból był potworny. Zaciskałam zęby i oczy a łzy przez cały czas płynęły mi po policzkach... to było straszne.

Po wszystkim jakimś cudem się uśmiechnęłam przez łzy... myślałam, że to coś pomogło, że nie odejdzie... popatrzył na mnie z takim.. hm... politowaniem? Następnego dnia powiedział, że on oczekuje od seksu czegoś więcej, że ja nie mogę mu tego dać i że zwyczajnie odechciało mu się ze mną kochać.

Nie chcę roztrząsać tutaj powodów rozstania, naszej relacji itp. Dziś po 10 latach wiem, że rozstanie było najlepszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić. Faktem jest jednak to, że od tego czasu byłam innym człowiekiem. Krótko po tym wpadłam w depresje. Przestałam wierzyć w siebie, w to, że mogę dać komuś szczęście. Nauczyłam się żyć sama, ale nie nauczyłam się na nowo akceptować siebie, bo nikt mi nie powiedział, że jestem warta więcej niż 8 minutowy seks z kimś, kto nie potrafi dostrzec moich łez w trakcie.

Decyzje, sposób myślenia w tamtym czasie wiązały się z moim wiekiem i tym, że miałam inne pojęcie o miłości i seksie - pamiętam, że w Bravo (to taka gazeta - dla tych młodszych forumowiczek, które to czytają) czytelniczki opisywały swoje historie pierwszego razu - czułość, miłość, delikatność i jakieś wyjątkowo intymne i szczególne uczucia - u mnie nigdy tego nie było.

5 lat temu
Po 4 latach przyszedł czas na nowy związek. Z perspektywy czasu, związek, który rozpoczęłam ze złych powodów, tych samych - nie chciałam być sama. Bardzo szybko zaczęliśmy rozmawiać o wspólnym domu, dzieciach przyszłości, pamiętam, że był dość nachalny, ale mi to nie przeszkadzało. Dość szybko byliśmy razem. Zakochałam się. Popełniałam te same błędy - wiedziałam, że nie kocham go tak mocno jak powinnam, ale byłam z nim. Z czasem uczucie rosło, przywiązałam się do niego, zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości. Czułam się bezpieczna, potrzebna i kochana.

Był też seks. Lepszy niż w poprzednim związku - dużo czułości, troski, ciepła i wzajemnego uczucia. Fizyczne nie czułam nic - nie miałam ograzmu, nie czułam nawet jakiegoś silniejszego podniecenia, a gdy zaczynałam go czuć to było po wszystkim. Kiedyś nawet to policzyłam - na tvn leciał "mam talent"... całość trwała krócej niż przerwa na reklamę.

Postanowiłam z nim porozmawiać, powiedzieć, że potrzebuję więcej czasu żeby bardziej się podniecić, że nie potrafię tak w 3 minuty... Powiedziałam mu, że nie mam orgazmu - zresztą łatwo było się domyśleć, bo nigdy nie udawałam, że jest inaczej. Stwierdziłam wtedy, że rozmowa to jest to czego zabrakło w poprzednim związku, więc jeśli teraz powiem mu wprost co jest nie tak to jakoś razem uda nam się rozwiązać problem. Nie udało się - on się obraził, był zły. Nie wiedziałam co zrobiłam nie tak, czy może jednak powinnam była siedzieć cicho. Przestałam więc rozmawiać i stało się dokładnie to samo co wcześniej z tym, że obyło się bez łez. Nie chciałam tego - mówiłam "nie", ale mnie nie posłuchał - całość trwała tym razem 3 minuty i cały czas miałam wrażenie, że to jakaś kara.

Poza tym jednym razem, to się nigdy więcej nie powtórzyło. To był bardzo dobry człowiek w kontaktach z innymi ludźmi, bardzo pomocny, bardzo związany ze swoją matką i jak okazało się na końcu bardzo sprytnie manipulujący moimi uczuciami. Niemniej jednak bardzo sympatyczny, przyjacielski itp.

Związek skończył się po 2 latach, w wyniku mojej decyzji. Zostałam oskarżona, o to że wszystko było moją winą, że nie walczyłam, że się nie starałam itp. Być może, nie wiem... Wiem tylko, że była to bardzo dobra decyzja. Z perspektywy czasu (minęło 2,5 roku) mogę to stwierdzić z całą pewnośćią.

Dziś
Dziś jestem 31 latką, która chce wyciągnąć wnioski ze swoich błędów. Jestem kobietą, która chce poznać kogoś wartościowego i nie bać się zbliżenia. Chcę poukładać swoje życie i zrozumieć, że to co było złe może sprawić, że teraz będę silniejsza, bardziej świadoma swoich potrzeb. Chcę być osobą, która nie boi się rozmawiać o swoich uczuciach z partnerem. Chcę być partnerką, która potrafi słuchać i która jest przede wszystkim przyjaciółką dla swojego faceta.

Chcę związku, w którym na początku są motyle i co do którego jestem przekonana. Chcę z kimś być nie dlatego, że "tak wypada", że "to już ten wiek", że boję się samotności. Chcę z kimś być, bo ten ktoś daje mi oparcie, bo ten ktoś jest moim przyjacielem, bo chcę tego kogoś poznać i może... kiedyś (a nie po 2 miesiącach)... zdecydować się na wspólną przyszłość.

Wiecie co... chcę żeby ktoś też chciał ze mną być z tych samych powodów Dlatego, że słucham fajnej muzyki, dlatego, że znam się na informatyce, dlatego, że ryczę oglądając "przyjaciół", dlatego że... jestem sobą. Chcę być sobą i nie musieć się zmieniać po to żeby ktoś mnie pokochał.

W moim życiu ktoś się pojawił. Może to za dużo powiedziane. No ok... to zdecydowanie za dużo powiedziane. Od 2 lat znam kogoś, kto jest moim znajomym - tak to jest bliższe prawdy. On jest młodszy ode mnie ( to tak, żeby była jasność). Nie ma motylków (no ok czasami są ), ale jest rozmowa o głupich rzeczach, o wspólnej pasji, o pracy (bez poruszania spraw osobistych). Zaraził mnie swoją pasją, którą teraz rozwijam w sobie. Traktuję go jak kolegę (bardzo się staram), jak kogoś kto mnie rozśmiesza i z kim zawsze bardzo lubię rozmawiać. Dużo się śmieję, a dzięki temu że jest młodszy chyba zaczynam nadrabiać zaległości z bycia po prostu uśmiechniętą młodą (lubię tak osobie myśleć ) dziewczyną, która wszystko ma jeszcze przed sobą.

Czy to ma jakąś przyszłość? Nie wiem. Pewnie nie, on jest młodszy o 5 lat, więc... same rozumiecie Ale przy nim czuję, że żyję, przy nim czuję, że paradoksalnie bardziej zwracam na siebie uwagę. Zaczynam się zastanawiać czego chcę, zaczynam robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, mam więcej siły i odwagi. Dzięki niemu (on oczywiście tego nie wie) poszłam na kolejne studia podyplomowe, bo odważyłam się studiować coś co lubię, a co niekoniecznie jest zgodne z zawodem, który wykonuje. Dzięki niemu zaczęłam zastanawiać się nad przyszłością i powoli, powoli akceptować siebie. Zrozumiałam, że jestem jaka jestem i zasługuję na to, żeby ktoś mnie kochał właśnie taką.

Nasza znajomość nie jest jakoś bardzo bliska. Po prostu często rozmawiamy na odległość, ale to mi wystarczy. Nie chcę niczego na szybko, nie chcę niczego przyśpieszać. Wiem, że jeśli będzie chciał czegoś więcej to chyba da mi jakoś znać, a jeśli nie to samo to, że jest będzie dla mnie ważne.

Pogodzenie się z przeszłością kosztuje mnie mnóstwo sił, przede wszystkim tych psychicznych. Jest sporo rzeczy, z którymi muszę sobie poradzić zanim zdecyduje się pójść dalej. Relacje w mojej rodzinie też nie są do końca poprawne. Jestem jedynaczką i jedyną wnuczką swoich dziadków - zawsze wszyscy zwracali na mnie dużo uwagi, ale też mieli i mają bardzo duży wpływ na moje życie. Nie mieszkam sama, mam problem z decydowaniem o swoim czasie. Z wielu rzeczy muszę się tłumaczyć, czego w moim wieku robić nie powinnam. Z tych wszystkich rzeczy zdaję sobie jednak sprawę, wiem że to jest złe, że muszę zacząć żyć sama, chociażby właśnie po to żeby dowiedzieć się tego jaka jestem i czego tak naprawdę chcę od życia.

Pytanie w temacie w sumie jest dość konkretne, a ja rozpisałam się jakbym była w wieeeelkiej grupie wsparcia, na jakimś meetingu Tych, co nie lubią dużo czytać z góry przepraszam - jak zacznę pisać, to mam problem żeby skończyć

Wracając do głównego pytania i tematu tego postu - myślę, że moje doświadczenia seksualne są przyczyną moich problemów w związkach i relacji z innymi osobami. Stałam się bardzo zamknięta w sobie, boję się nowych znajomości, boję się, że nie będę pasować do otoczenia w którym się znajdę, że ktoś mnie nie zaakceptuje i też powie, że "spodziewał się czegoś więcej".

Kwestia przemocy seksualnej to chyba taki element przyznania sama przed sobą, że to nie była moja wina, że nie chodzi o to, że jestem złą kobietą, bo nie potrafiłam go zadowolić, że skoro nie potrafiłam dać mu tego "więcej" to nie znaczy, że kompletnie nie nadaję się do tego z kimś, kto będzie mnie kochał.
Anka_wlkp jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-10-03, 21:38   #2
ajah
wańka wstańka
 
Avatar ajah
 
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 12 467
Dot.: czy to była przemoc seksualna?

Cytat:
Napisane przez Anka_wlkp Pokaż wiadomość
Cześć,

Pod wpływem artykułu przeczytanego w jednej z gazet (każdy powód jest dobry) postanowiłam rozprawić się ze swoja przeszłością, a konkretniej rzecz biorąc z jej ciemnymi stronami, które dawno schowałam gdzieś głęboko udając, że wszystko jest ok.

Może zacznę od tego, że mam 31 lat i postanowiłam poukładać swoje życie - ktoś powie, że trochę późno na zaczynanie od nowa i dowiadywanie czego się chce od życia, ale dla mnie pora wydaje się być właściwa.

Moje życie uczuciowe jest dość ubogie jak na 31-latkę. Nie jestem mężatką, byłam w dwóch dłuższych związkach i nie licząc typowych zauroczeń i fascynacji to właściwie tyle co można powiedzieć.

10 lat temu
Pierwszy poważny związek zaczął się, gdy miałam 21 lat. On był o 8 lat starszy, co mi oczywiście szalenie imponowało - przystojny brunet, starszy ode mnie, więc dojrzalszy, odpowiedzialny, poukładany itp. Początki nie były fascynujące, nie pamiętam wybuchu namiętności, szaleństwa, motylków itp. Ale oczywiście nikt do bycia w związku mnie nie zmuszał. Z czasem pojawiło się uczucie, przywiązanie, troska... (dziś jednak wiem, że prawdziwym powodem był strach przed samotnością).

Po jakimś czasie przyszła też pora na rozmowę o seksie. W związku z tym, że był to mój pierwszy partner, było we mnie sporo strachu, ale chyba więcej ciekawości i ekscytacji - zawsze byłam bardzo pogodną dziewczyną, uśmiechniętą, zadowoloną, towarzyską, z optymizmem patrzącą w przyszłość, a seks był dla mnie kolejnym etapem w związku, z którym była (jak mi się wtedy wydawało) miłość. Pamiętam jego słowa, że seks nie jest dla niego tak ważny.

Swojego pierwszego razu nie pamiętam. Nie dlatego, że byłam pijana czy naćpana, ale dlatego, że tak skutecznie wymazałam go z pamięci. Pamiętam, że nie było w nim w ogóle czułości - to było mechaniczne załatwienie sprawy, jeśli mogę to tak ująć.

Później było już tylko gorzej - seks nie sprawiał mi przyjemności, wręcz przeciwnie sprawiał mi ból. Trwał 8-10 minut. Zaniepokojona tym, że coś ze mną jest nie tak poszłam do lekarza, który stwierdził, że z fizycznego punktu widzenia wszystko jest ok.

Zaczęłam unikać seksu - bałam się zbliżenia, nie czułam kompletnie nic. Mojemu partnerowi zaczęło to przeszkadzać - i wcale mu się nie dziwie. Próbowałam go przekonać do jakiegoś wydłużenia... czasu. Do zwolnienia tempa, ale nic to nie dało. Wręcz przeciwnie, widziałam, że jest na mnie zły.

Po 2.5 roku związku moje uczucia zaczęły blaknąć, widziałam tylko przywiązanie do niego, ale brak miłości. Seks zaczął mnie przerażać, ale kulminacją było to, gdy chciał odejść. Bałam się, że zostanę sama, że on odejdzie. Poszliśmy do łóżka. Wszystko trwało 5 min? Może 8. Płakałam cały czas. Ból był potworny. Zaciskałam zęby i oczy a łzy przez cały czas płynęły mi po policzkach... to było straszne.

Po wszystkim jakimś cudem się uśmiechnęłam przez łzy... myślałam, że to coś pomogło, że nie odejdzie... popatrzył na mnie z takim.. hm... politowaniem? Następnego dnia powiedział, że on oczekuje od seksu czegoś więcej, że ja nie mogę mu tego dać i że zwyczajnie odechciało mu się ze mną kochać.

Nie chcę roztrząsać tutaj powodów rozstania, naszej relacji itp. Dziś po 10 latach wiem, że rozstanie było najlepszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić. Faktem jest jednak to, że od tego czasu byłam innym człowiekiem. Krótko po tym wpadłam w depresje. Przestałam wierzyć w siebie, w to, że mogę dać komuś szczęście. Nauczyłam się żyć sama, ale nie nauczyłam się na nowo akceptować siebie, bo nikt mi nie powiedział, że jestem warta więcej niż 8 minutowy seks z kimś, kto nie potrafi dostrzec moich łez w trakcie.

Decyzje, sposób myślenia w tamtym czasie wiązały się z moim wiekiem i tym, że miałam inne pojęcie o miłości i seksie - pamiętam, że w Bravo (to taka gazeta - dla tych młodszych forumowiczek, które to czytają) czytelniczki opisywały swoje historie pierwszego razu - czułość, miłość, delikatność i jakieś wyjątkowo intymne i szczególne uczucia - u mnie nigdy tego nie było.

5 lat temu
Po 4 latach przyszedł czas na nowy związek. Z perspektywy czasu, związek, który rozpoczęłam ze złych powodów, tych samych - nie chciałam być sama. Bardzo szybko zaczęliśmy rozmawiać o wspólnym domu, dzieciach przyszłości, pamiętam, że był dość nachalny, ale mi to nie przeszkadzało. Dość szybko byliśmy razem. Zakochałam się. Popełniałam te same błędy - wiedziałam, że nie kocham go tak mocno jak powinnam, ale byłam z nim. Z czasem uczucie rosło, przywiązałam się do niego, zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości. Czułam się bezpieczna, potrzebna i kochana.

Był też seks. Lepszy niż w poprzednim związku - dużo czułości, troski, ciepła i wzajemnego uczucia. Fizyczne nie czułam nic - nie miałam ograzmu, nie czułam nawet jakiegoś silniejszego podniecenia, a gdy zaczynałam go czuć to było po wszystkim. Kiedyś nawet to policzyłam - na tvn leciał "mam talent"... całość trwała krócej niż przerwa na reklamę.

Postanowiłam z nim porozmawiać, powiedzieć, że potrzebuję więcej czasu żeby bardziej się podniecić, że nie potrafię tak w 3 minuty... Powiedziałam mu, że nie mam orgazmu - zresztą łatwo było się domyśleć, bo nigdy nie udawałam, że jest inaczej. Stwierdziłam wtedy, że rozmowa to jest to czego zabrakło w poprzednim związku, więc jeśli teraz powiem mu wprost co jest nie tak to jakoś razem uda nam się rozwiązać problem. Nie udało się - on się obraził, był zły. Nie wiedziałam co zrobiłam nie tak, czy może jednak powinnam była siedzieć cicho. Przestałam więc rozmawiać i stało się dokładnie to samo co wcześniej z tym, że obyło się bez łez. Nie chciałam tego - mówiłam "nie", ale mnie nie posłuchał - całość trwała tym razem 3 minuty i cały czas miałam wrażenie, że to jakaś kara.

Poza tym jednym razem, to się nigdy więcej nie powtórzyło. To był bardzo dobry człowiek w kontaktach z innymi ludźmi, bardzo pomocny, bardzo związany ze swoją matką i jak okazało się na końcu bardzo sprytnie manipulujący moimi uczuciami. Niemniej jednak bardzo sympatyczny, przyjacielski itp.

Związek skończył się po 2 latach, w wyniku mojej decyzji. Zostałam oskarżona, o to że wszystko było moją winą, że nie walczyłam, że się nie starałam itp. Być może, nie wiem... Wiem tylko, że była to bardzo dobra decyzja. Z perspektywy czasu (minęło 2,5 roku) mogę to stwierdzić z całą pewnośćią.

Dziś
Dziś jestem 31 latką, która chce wyciągnąć wnioski ze swoich błędów. Jestem kobietą, która chce poznać kogoś wartościowego i nie bać się zbliżenia. Chcę poukładać swoje życie i zrozumieć, że to co było złe może sprawić, że teraz będę silniejsza, bardziej świadoma swoich potrzeb. Chcę być osobą, która nie boi się rozmawiać o swoich uczuciach z partnerem. Chcę być partnerką, która potrafi słuchać i która jest przede wszystkim przyjaciółką dla swojego faceta.

Chcę związku, w którym na początku są motyle i co do którego jestem przekonana. Chcę z kimś być nie dlatego, że "tak wypada", że "to już ten wiek", że boję się samotności. Chcę z kimś być, bo ten ktoś daje mi oparcie, bo ten ktoś jest moim przyjacielem, bo chcę tego kogoś poznać i może... kiedyś (a nie po 2 miesiącach)... zdecydować się na wspólną przyszłość.

Wiecie co... chcę żeby ktoś też chciał ze mną być z tych samych powodów Dlatego, że słucham fajnej muzyki, dlatego, że znam się na informatyce, dlatego, że ryczę oglądając "przyjaciół", dlatego że... jestem sobą. Chcę być sobą i nie musieć się zmieniać po to żeby ktoś mnie pokochał.

W moim życiu ktoś się pojawił. Może to za dużo powiedziane. No ok... to zdecydowanie za dużo powiedziane. Od 2 lat znam kogoś, kto jest moim znajomym - tak to jest bliższe prawdy. On jest młodszy ode mnie ( to tak, żeby była jasność). Nie ma motylków (no ok czasami są ), ale jest rozmowa o głupich rzeczach, o wspólnej pasji, o pracy (bez poruszania spraw osobistych). Zaraził mnie swoją pasją, którą teraz rozwijam w sobie. Traktuję go jak kolegę (bardzo się staram), jak kogoś kto mnie rozśmiesza i z kim zawsze bardzo lubię rozmawiać. Dużo się śmieję, a dzięki temu że jest młodszy chyba zaczynam nadrabiać zaległości z bycia po prostu uśmiechniętą młodą (lubię tak osobie myśleć ) dziewczyną, która wszystko ma jeszcze przed sobą.

Czy to ma jakąś przyszłość? Nie wiem. Pewnie nie, on jest młodszy o 5 lat, więc... same rozumiecie Ale przy nim czuję, że żyję, przy nim czuję, że paradoksalnie bardziej zwracam na siebie uwagę. Zaczynam się zastanawiać czego chcę, zaczynam robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, mam więcej siły i odwagi. Dzięki niemu (on oczywiście tego nie wie) poszłam na kolejne studia podyplomowe, bo odważyłam się studiować coś co lubię, a co niekoniecznie jest zgodne z zawodem, który wykonuje. Dzięki niemu zaczęłam zastanawiać się nad przyszłością i powoli, powoli akceptować siebie. Zrozumiałam, że jestem jaka jestem i zasługuję na to, żeby ktoś mnie kochał właśnie taką.

Nasza znajomość nie jest jakoś bardzo bliska. Po prostu często rozmawiamy na odległość, ale to mi wystarczy. Nie chcę niczego na szybko, nie chcę niczego przyśpieszać. Wiem, że jeśli będzie chciał czegoś więcej to chyba da mi jakoś znać, a jeśli nie to samo to, że jest będzie dla mnie ważne.

Pogodzenie się z przeszłością kosztuje mnie mnóstwo sił, przede wszystkim tych psychicznych. Jest sporo rzeczy, z którymi muszę sobie poradzić zanim zdecyduje się pójść dalej. Relacje w mojej rodzinie też nie są do końca poprawne. Jestem jedynaczką i jedyną wnuczką swoich dziadków - zawsze wszyscy zwracali na mnie dużo uwagi, ale też mieli i mają bardzo duży wpływ na moje życie. Nie mieszkam sama, mam problem z decydowaniem o swoim czasie. Z wielu rzeczy muszę się tłumaczyć, czego w moim wieku robić nie powinnam. Z tych wszystkich rzeczy zdaję sobie jednak sprawę, wiem że to jest złe, że muszę zacząć żyć sama, chociażby właśnie po to żeby dowiedzieć się tego jaka jestem i czego tak naprawdę chcę od życia.

Pytanie w temacie w sumie jest dość konkretne, a ja rozpisałam się jakbym była w wieeeelkiej grupie wsparcia, na jakimś meetingu Tych, co nie lubią dużo czytać z góry przepraszam - jak zacznę pisać, to mam problem żeby skończyć

Wracając do głównego pytania i tematu tego postu - myślę, że moje doświadczenia seksualne są przyczyną moich problemów w związkach i relacji z innymi osobami. Stałam się bardzo zamknięta w sobie, boję się nowych znajomości, boję się, że nie będę pasować do otoczenia w którym się znajdę, że ktoś mnie nie zaakceptuje i też powie, że "spodziewał się czegoś więcej".

Kwestia przemocy seksualnej to chyba taki element przyznania sama przed sobą, że to nie była moja wina, że nie chodzi o to, że jestem złą kobietą, bo nie potrafiłam go zadowolić, że skoro nie potrafiłam dać mu tego "więcej" to nie znaczy, że kompletnie nie nadaję się do tego z kimś, kto będzie mnie kochał.
Jeśli chodzi o pogrubione. Nie sądzę by doświadczenia seksualne były jedynym czynnikiem wpływającym na relacje z innymi ludźmi.
Zauważ, że coś spowodowało, że zwizałaś się z pierwszym partnerem.
Myślę, że rozmowa z dobrym terapeutą mogłaby pomóc.

Powodzenia
__________________
nauczycielu, zajrzyj
ajah jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-10-03, 21:44   #3
GdyKochamy
Zadomowienie
 
Avatar GdyKochamy
 
Zarejestrowany: 2015-08
Wiadomości: 1 951
Dot.: czy to była przemoc seksualna?

Ale czy oni w ogóle wiedzieli, że cię boli, że się nie podoba? Mam wrażenie, że się na wszystko zgadzałaś i nic nie mówiłaś o swoich potrzebach.
__________________
kiedy się naprawdę kogoś kocha, wierność nie jest żadną zasługą...
GdyKochamy jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-10-03, 21:48   #4
ajah
wańka wstańka
 
Avatar ajah
 
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 12 467
Dot.: czy to była przemoc seksualna?

Cytat:
Napisane przez GdyKochamy Pokaż wiadomość
Ale czy oni w ogóle wiedzieli, że cię boli, że się nie podoba? Mam wrażenie, że się na wszystko zgadzałaś i nic nie mówiłaś o swoich potrzebach.
Kobieta została zgwałcona, a ty takie pytania zadajesz
Cytat:
. Przestałam więc rozmawiać i stało się dokładnie to samo co wcześniej z tym, że obyło się bez łez. Nie chciałam tego - mówiłam "nie", ale mnie nie posłuchał - całość trwała tym razem 3 minuty i cały czas miałam wrażenie, że to jakaś kara.
__________________
nauczycielu, zajrzyj
ajah jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-10-03, 22:47   #5
201607111003
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2015-04
Wiadomości: 1 397
Dot.: czy to była przemoc seksualna?

Cytat:
Napisane przez GdyKochamy Pokaż wiadomość
Ale czy oni w ogóle wiedzieli, że cię boli, że się nie podoba? Mam wrażenie, że się na wszystko zgadzałaś i nic nie mówiłaś o swoich potrzebach.

A czy mówiła, że się je podoba? Zastanów się nad tym co robisz tym postem, a podpowiem, że oczyszczasz sprawcę zrzucając winę na ofiarę, i zastanów się czy to przyzwoite, właściwe etc.
201607111003 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-10-04, 16:52   #6
Anka_wlkp
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-10
Wiadomości: 2
Dot.: czy to była przemoc seksualna?

Cytat:
Napisane przez GdyKochamy Pokaż wiadomość
Ale czy oni w ogóle wiedzieli, że cię boli, że się nie podoba? Mam wrażenie, że się na wszystko zgadzałaś i nic nie mówiłaś o swoich potrzebach.
Tak jak już pisałam w głównym poście i jak napisały inne forumowiczki - wiedzeli.
Anka_wlkp jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-10-04, 20:05   #7
GdyKochamy
Zadomowienie
 
Avatar GdyKochamy
 
Zarejestrowany: 2015-08
Wiadomości: 1 951
Dot.: czy to była przemoc seksualna?

Przepraszam, po prostu źle zrozumiałam, bo trudno mi zrozumieć jak po czymś takim można ciągnąć związek.

W takim razie konieczna terapia, abyś sobie przepracowała te zdarzenia. Pamiętaj, że jeżeli ktoś cię nie szanuje w takich sprawach to taki związek nie ma sensu. Musisz być dla siebie najważniejsza i wymagać od innych szacunku. Zasługujesz na to, aby twoje potrzeby i przyjemność były ważne.
__________________
kiedy się naprawdę kogoś kocha, wierność nie jest żadną zasługą...
GdyKochamy jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2015-10-04 21:05:15


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 12:12.