Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2017-07-05, 01:46   #1
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55

Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?


Dzień dobry/dobry wieczór wszystkim wizażankom..
Nie będę ukrywać- jestem nową użytkowniczką potrzebującą pomocy, porady.... i mocno wierzę w to, że będziecie dla mnie hojne i szczere(proszę, nawet do bólu ) tak samo jak dla każdej innej, może dłuższej stażem wizażanki

Będzie długo...
Moja historia zaczęła się półtora roku temu. Oficjalnie niecałe 11 miesięcy temu. Niektórym może się wydawać krótko... Ja mam wrażenie, że to pół mojego życia. (przeżyliśmy ze sobą wiele momentów- zarówno radosnych jak i bardzo trudnych...i mimo to przetrwaliśmy i wiedzieliśmy, że chcemy być razem) Ja- z Warszawy, on- z okolic Wrocławia. Na początku nawet nie brałam pod uwagę jakiegokolwiek związku, wydawało mi się, ze zupełnie do siebie nie pasujemy i bardzo, ale to bardzo przerażała mnie odległość jaka nas dzieli... odległość pod względem wieku (różnica 9 lat: ja 22, on 31.) i ta odległość liczona w km. Jednak M był nieugięty i zdobywał moje serce po kawałeczku, walczył naprawdę zacięcie, przekonał mnie nawet do tego, że odległość to pikuś, obiecał, że przeniesie się do Warszawy... Początkowo stawiałam warunek- nie wchodze w nic, póki nie zobaczę Cię w Warszawie, bo wiedziałam, że związki na odległość nie są dla mnie... nie potrafię żyć z kimś kogo kocham ze świadomością, że dzieli nas pół Polski. Jednak mimo to zaufałam, że potrzeba czasu, że to jeszcze chwilę potrwa i weszłam w to... na początku było fajnie, póki jeszcze nie było takiego przywiązania, zaangażowania podzielałam zdanie M- odległość to nie przeszkoda, nawet nie zauważam, kiedy mija tydzień, lub dwa i znów mamy siebie na "AŻ" dwa dni... jednak z biegiem czasu rosło zaangażowanie a wraz z nią potrzeba spędzania razem większej ilości czasu... a przeprowadzki jak nie było tak nie było... próbowałam przypominać o temacie, potrafiliśmy rozmawiać szczerze ( a przynajmniej tak mi się wydawało...) ale ciągle słyszałam zapewnienia, że przeprowadzka nastąpi, że już nad tym pracuje. Na początku nie było mowy o jakimś kupnie mieszkania, później M stwierdził, ze ma za dużo lat, by inwestować w wynajem, że myśli już o naszej przyszłości i będzie zbierał na kupno czegoś swojego. A więc to wymaga kolejnych miesięcy oczekiwań, bo przecież za coś trzeba to mieszkanie kupić.. a ja czułam, że coraz bardziej się duszę, że brakuje mi jego obecności i takiego prawdziwego poznania się nawzajem... życia ze sobą. O czym ciągle informowałam...ale często miałam wrażenie, że jestem już natrętną babą męczącą tyłek ciągle o to samo.. M zaczął przekonywać mnie do przeprowadzki.. mimo że od początku mówiłam mu, że nie chcę wyprowadzać się ze swojego województwa, mam tu uczelnię na której zaocznie się kształcę, mam pracę, którą pokochałam, znajomych, rodzinę, której nie chcę zostawiać.. M po długim czasie przekonywania mnie powiedział, że rozumie i teraz już wie, że to on musi się przenieść, bo ja nie ustąpię. Jednak sytuacja ciągnęła się dalej, nie widziałam nic, co mogłoby świadczyć o tym, że M stara się przenieść.. wprost przeciwnie, szukał kolejnych zajęć i kolejnej pracy na południu. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę... dałam mu czas do końca roku.. a później jako że nie widziałam perspektyw chciałam się rozstać, by oszczędzić nam obojgu jeszcze większego zaangażowania. Mimo, że M nie spodobało się to, powiedział, że rozumie i teraz już naprawdę ogarnie temat. To było w maju, bodaj w weekend majowy. Od maja do połowy czerwca nie zmieniło się nic- oprócz zwiększonej częstotliwości ponownego przekonywania mnie, bym to ja zostawiła wszystko i przeniosła się do niego teraz- lub za rok Nie muszę chyba dodawać, że życie kolejny rok na odległość byłoby ponad moje siły... już teraz każde rozstanie kończyło się płaczem i tęsknotą. Chciałam też, by dotrzymał danej mi obietnicy, w której tkwił przez cały czas, a moja przeprowadzka w tym momencie nie wchodzi w grę...nie zostawię pracy, w której widzę swoją przyszłość, a przede wszystkim nie mogę rzucić studiów w połowie...zostałabym zupełnie z niczym, bez wykształcenia i bez perspektyw... . W końcu... dwa tygodnie temu doszło do kolejnej poważnej rozmowy. Czułam, że coraz bardziej oddalamy się od siebie, że nie mamy o czym rozmawiać, bo w powietrzu "wisi" niewyjaśniony temat.. wiedziałam, że każde z nas ma inną wizję przyszłości, tylko nigdy nie usłyszałam od M prawdy, jak się okazało. Wtedy po moich prośbach, by w końcu powiedział mi szczerze co tak naprawdę planuje pękł i wyznał, że nie widzi sensu przeprowadzki do mnie... że myśli o naszej przyszłości za rok, dwa lata a ja myślę o tym co tu i teraz. Powiedział, że chce być dla mnie facetem, który będzie w stanie zapewnić byt swojej rodzinie, bez martwienia się o kolejny dzień.. że on ma już pewną pozycję w pracy na południu, lepsze perspektywy, że wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują mu, że powinien tam zostać. To, że doceniają go w pracy, że ma szansę na podwyżkę. W Warszawie życie jest droższe, na mieszkanie będzie musiał odkładać dużo dłużej niż na mieszkanie na południu, gdzie za te same pieniądze może mieć coś większego i lepszego. Poczułam się okłamana i pominięta w planowaniu wspólnej przyszłości... poczułam się małą gówniarą, którą facet 9 lat starszy chce pokierować, bo sama nie wie co dla niej dobre. Poczułam, że cała moja szczerość, długie rozmowy na ten temat to nic nie znaczy... bo on ułożył sobie swoją wizje tego, jak będzie wyglądała nie tylko jego przyszłość ale i moja. Stwierdziłam, że muszę być konsekwentna i skończyć to... szczególnie, że bardzo długo o tym myślałam i nie widziałam żadnej innej opcji, tak jak od początku mówiłam... wiedziałam, że nie jestem w stanie ciągnąć tego dłużej na odległość, bo ten związek przynosił więcej łez niż radości z bycia razem. Czasami doznawałam już "zaprzeczenia"- wolałam nie myśleć że nie ma go obok mnie i po prostu zaczęłam się do tego przyzwyczajać... pod koniec czasami czułam, że jest mi już wszystko jedno czy przyjedzie czy nie. Innym razem zalewałam się łzami.. huśtawka emocji. Znałam siebie i stąd od początku wiedziałam, że na odległość to się nie uda...
Były 4 godziny zalewania się łzami, tym razem już nie tylko przeze mnie ale i przez M. Pożegnanie, łzy, wspomnienia. Nie chciałam tego kończyć bo wiem, że kochałam i kocham go całym sercem i to z nim wyobrażałam sobie wspólną przyszłość... nie będę ukrywała, że rozstawałam się mimo wszystko z nadzieją, że M nie będzie myślał o tym co za kilka lat, tylko o tym, by ratować to, co sypie się teraz.. że przejrzy na oczy, bo uzna, że może nie być "prestiżowego życia" jak to on sobie wymarzył, żebyśmy mogli sobie pozwolić na wiele.. a wystarczy mniej, ale u boku kobiety, którą kocha. I mimo rozstania, przez kolejny tydzień mieliśmy kontakt i twierdził, że nie porzucił mimo wszystko planów o przeprowadzce, że schodzi z tonu i wynajmie coś w Warszawie, przeniesie się na "jakiś czas" głupia, powinnam była od razu zapytać co znaczy "na jakiś czas" ale po prostu ucieszyłam się, bo pomyślałam, że jednak przejrzał na oczy i będzie w stanie pójść na kompromis.. tydzień mijał , a ja wciąż czułam, że to co powiedział o tylko słowa.. i doszło do kolejnej nocnej rozmowy przez telefon, kiedy to oznajmił mi, że "na jakiś czas" oznacza 2 miesiące, że jeśli przeniesie sie na dłuzej, to boi sie ze wywalą go z pracy i nie będzie miał do czego wracać. ( uważam, że to nie jest możliwe.. a nawet jeśli, gdyby widział, że pojawiaja sie problemy w pracy, mógłby wrócic do siebie, by temu zapobiec. Ale on nawet nie spróbował a widział już milion przeciwności.. ) Wiem, że do tej pory historia brzmi tak, jakbym była egoistką roku. Ale ja, mimo że nigdy nie chciałam tego robić- obiecałam, że jesli M przeniesie się na rok do Warszawy i da nam szansę na to, byśmy lepiej się poznali, upewnili, że jesteśmy dla siebie- skończę szkołę, zostawię pracę i rodzinę, znajomych... i przeniosę się do niego. Bo zdaję sobie sprawę z tego, że tam będziemy mieli lepsze życie, ale ten rok nie może pozostać na odległość. No i że też chcę zobaczyć, że on jest w stanie poświęcić coś dla mnie- wtedy ja mogę poświęcić dla niego całe swoje dotychczasowe życie na mazowszu. Ale on pozostał przzy tym, że może przenieść się jedynie na 2 miesiące, albo przeczekać 3-4 miesiace w takim układzie jaki jest teraz, by przekonac się, czy dostanie awans czy nie. Tylko, że ja nie chcę być opcją B.. chciałam, żeby moje słowo znaczyło tyle co jego .. wierzyłam, że mimo wieku jest to możliwe. Traktować się jak rowny z równym. Tamta rozmowa była naszą ostatnią. Powiedziałam, że nie widzę przyszłości w taki sposób.. że żadne z nas nie potrafi ustąpić i że ja wymagam od niego jedynie tego, co obiecał mi na samym początku i bez czego ten związek miał się w ogóle nie zacząć, bo ja wiedziałam, że to się tak skończy.. wiedziałam, że prędzej czy później staniemy przed wyborem- co dalej. a z każdym dniem ten wybór stawał się coraz trudniejszy. M próbował mnie zatrzymać, chciał, żebym przemyślała sprawę, żebym zobaczyła cudowność jego planu, który zakładał, że to ja mam zrezygnować ze wszystkiego, bo to jedyna słuszna opcja. Następnego dnia M odezwał się po to, by powiedzieć, że nadal mnie kocha i o mnie myśli, że wie, że nie powinien się odzywać, bo utrudnia mi zapominanie i że prawdopodobnie nie mam już jego nr telefonu, fb... mam do dziś. I nadal wierzę, że jeszcze się dogadamy... i mimo, że moja odpowiedzią na tę wiadomość było: "kocham cię, ale nie pisz i nie dzwoń do mnie wiecej" podczas wysyłania której drżały mi ręce to nadal wierzę, że nadejdzie dzień, gdy zadzwoni i powie, że jest w stanie poświęcić sie dla mnie i zaryzykować ten rok, żebyśmy mogli w końcu upewnić się i RAZEM zaplanować NASZĄ przyszłość. Teraz żałuję tej odpowiedzi. Mimo że zaraz po niej zostałam zablokowana na fb, później odblokowana ale wyrzucona ze znajomych. Dziecinne, że w ogóle o tym piszę, ale to bolało. Głupie to, ale bolało. Tak samo jak to, że zmienił zdjęcie profilowe, mimo, że przez cały ten czas twierdził, że chce byc "Incognito" by uniknąć kontaktu z "podopiecznymi" z pracy. Czułam się tak, jakbym znała innego człowieka, tak jakby jakieś kolejne, mniejsze kłamstwa wychodziły na jaw. No i sądziłam, że zachowa się z większą klasą na sam koniec... szczególnie bacząc na różnicę wieku jaka między nami jest. Ale w złości, w emocjach robi się rożne rzeczy.
Mimo to myślę o tym, by zadzwonić. By napisać. Bo cholernie mi go brakuje i czuję wyrzuty sumienia, że to może moja wina. Że może to ja się poddałam, to ja jestem ta słaba strona... ale ja tym wszystkim chciałam tylko zmobilizować go to pomyślenia, czego tak na prawdę chce i co liczy się TERAZ a nie za kilka lat. Żeby w końcu posłuchał tego, co do niego mówię... żeby zaczął planować ze mną a nie obok mnie. Nie chcę zadzwonić i powiedzieć, że przystaję na jego warunki, bo myślę, że wtedy już do końca życia mogę zapomnieć o tym, by traktował mnie jak partnera w związku a nie pionek do gry, której zasady można zmienić w zależności od tego co mi w danym momencie odpowiada. Chcę zadzwonić i jeszcze raz porozmawiać o opcji którą zaproponowałam. Jego przeprowadzka na rok- moja na całe życie. Wydaje mi się to uczciwym układem. Może nawet to ja suma summarum "straciłabym" więcej. Jeśli można mówić o jakiejś stracie, jeśli jest się z osobą, którą się kocha.
No i teraz napiszę jak typowa baba- boli mnie, że milczy. Wiem, że kazałam mu milczeć, ale dlaczego moich słów, które do niego kierowałam przez rok nie mógł wziąć serio a te wziął na serio w jednej chwili. Chciałabym, by o nas zawalczył, jak lew, jak facet, żeby pokazał, że ma jaja. Bo narazie to ja pokazałam, że je mam, tylko każdego wieczora siedzę z paczką chusteczek, bo wydaje mi się, że tak jest lepiej. Skoro nie potrafimy się dogadać- lepiej się nie angażować jeszcze bardziej bo prędzej czy później do rozstania dojdzie. Tylko czy ja postępuję właściwie? Nic już nie wiem... potrzebuję spojrzenia osoby z boku, nie rodziny czy znajomych. Kogoś, kto jeśli robię coś nie tak powie mi to wprost. Wiem, że kocham i chcę o to walczyć. Nawet wydaje mi się, że ciągle walczę, może po prostu nieudolnie... Może powinnam jak kiedyś- rzucić plany, marzenia i iść za miłościa nie patrząc na nic. Bo M przywoływał mi za wzór moją i jego mamę, które kiedyś tak zrobiły. Tylko, ze to było kiedys... czasy sie zmieniły, kobiety też chca byc kims w zyciu, zreszta sam zawsze mi mowil ze podziwia to u mnie, ze cieszy sie ze robie to co kocham i nigdy nie chcialby zebym stała sie kobieta, ktora zajmuje sie tylko domem, nie wychodzi do ludzi i jest przez to nieszczesliwa i sflustrowana... a jednoczesnie proponuje mi, bym nawet teraz przeniosła sie do niego i zostawiła wszystko co do tej pory wypracowałam..
Powiedzcie mi kochane Kobietki, co ja mam zrobic.. czy podjęlam słuszną decyzję, czy może to ja tu nawaliłam i powinnam to naprawic. A może powinnam walczyc o to, ale na swoich warunkach.. Sytuacja jest mega trudna, ale chyba nie ma sytuacji bez wyjscia... i jesli on tez kocha, to jakos sie dogadamy... a wiem, że kocha. Jeśli to okazałoby sie kłamstwem chyba totalnie zwątpiłabym w ludzi, a już na pewno we własną intuicję..

Już dziękuję za rady
Miłego dnia!

PS: Prawdopodobnie jest w wątku kilka nieścisłości, nie sposób opisać całą sytuację, emocje i uczucia i niczego nie pominąć. Odpowiem na każde pytanie
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 08:57   #2
paula796132
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-12
Lokalizacja: Polska Be
Wiadomości: 214
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Nie pomogę Ci, ale dziękuję Ci za ten post. Poznałam kogoś właśnie z okolic Wrocławia, dzieli nas 500 km. Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu próbować, że później będzie tylko trudniej. I chyba faktycznie tak by było...
__________________

Zapisz
paula796132 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 09:21   #3
stesia
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2014-10
Wiadomości: 3 527
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

jak doszłam do momentu gdzie padło że przywołal ci na wzór wasze matki które kiedyś rzuciły wszystko upewniłam się w tym że nie ma sensu dalej walczyć. rozumiem to że cierpisz, ale niestety według mnie lepiej swoje odcierpieć bo to nie ma raczej sensu. żadne z was nie chce się przeprowadzic a niestety ale skoro nie chcesz przez całe życie byc w zwiazku na odległość to inna opcja nie whcodzi w grę, przynajmniej jedno z was musiałoby ustąpić. to że on nie chce sie przenieść jeszcze go tak nie skreśla, ty w końcu też nie chcesz za bardzo rzucać dotychczasowego życia. ale z tego co zrozumiałam to ten facet najpierw mydlił ci oczy tym że sie przeprowadzi że nad tym pracuje, a w końcu się wydało że nie, że on jednak w ogóle nie bierze przeprowadzki pod uwagę. to czemu ci tego wcześniej nie powiedział? jak dla mnie to skreśla faceta, mógł ci od razu powiedzieć co i jak, bo skoro przez cały ten czas tylko nic nie robił w kierunku przeprowadzki to to nie jest tak że nagle stwierdził że tego nie chce, tylko od początku nie brał tego pod uwagę
stesia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 12:12   #4
Antoiineette
Rozeznanie
 
Avatar Antoiineette
 
Zarejestrowany: 2014-09
Wiadomości: 821
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Słuchaj, powiem Ci tak- to jest mega ciężka sytuacja i sama nie wiem, jak bym się w takowej zachowała. Z jednej strony okej- Ty się uczysz-wiadomo, że nie chcesz w połowie rzucać studiów, to by było bez sensu. Zmarnowałabyś tylko lata edukacji. Zrozumiałe, że nie chcesz teraz rzucać wszystkiego i gnać na drugi koniec Polski do faceta, choć bardzo go kochasz. Ale rozumiem też jego- ma dobrą pracę, która daje mu możliwość rozwoju i awansu (tak to zrozumiałam) i nie chce tego tracić. Dobra praca to obecnie w naszym kraju jakby nie patrzeć towar deficytowy. W stolicy też pewnie by coś znalazł, ale to wiąże się z pewnym ryzykiem. Równie dobrze Ty mogłabyś spróbować przenieść się na uczelnię we Wrocławiu (co też wiązałoby się z ryzykiem). Ty oczekujesz od niego, że teraz wszystko rzuci, zostawi swoje poukładane życie i wyjedzie do kompletnie obcego miasta, by znów zaczynać wszystko od zera. Cóż, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale on ma prawo oczekiwać tego samego od Ciebie. Nie można mówić, że Twoje lub jego życie jest ważniejsze. Z drugiej strony- Ty masz w Warszawie zarówno pracę jak i uczelnię, on we Wrocławiu- tylko pracę. Staram się tak nie wartościować, ale czasami trzeba.
Piszesz, że lubisz swoją pracę- czy jest ona dochodowa, przyszłościowa, daje Ci możliwości rozwoju? Może udałoby Ci się znaleźć coś podobnego we Wrocławiu?
Jeśli chcecie dalej być razem, to któreś z Was będzie w końcu MUSIAŁO pójść na ugodę. Z tym, że osobiście nie wiem czy poszłabym na rękę komuś, kto nie chciałby zrobić tego samego dla mnie Tak jak mówisz- w ten sposób możesz stać się jego pionkiem, może z czasem zacząć wymuszać na Tobie inne rzeczy.
Co do tego roku- na pewno nie dasz rady przetrzymać go na odległość? Ewentualnie wymóc na nim częstsze spotkania? Bo to chyba byłoby najrozsądniejszą opcją. Skończyłabyś studia i mogłabyś na chłodno pomyśleć co dalej. Mogłabyś mu powiedzieć np.: "ok, dajmy sobie szansę, ale przyjeżdżaj do mnie częściej". Może po tym roku któreś z Was byłoby gotowe się zdeklarować. Może- wciąż gdybam. Bo tak naprawdę w tej sprawie jest wiele niewiadomych.
Jeśli obojgu Wam zależy, najlepiej spotkajcie się w 4 oczy, porozmawiajcie o swoich obawach i oczekiwaniach. Może uda się wypracować jakiś kompromis. Może za jakiś czas on stwierdzi, że ta jego praca wcale nie taka super, że w stolicy może będzie miał lepsze możliwości rozwoju. Wiadomo, że w Wawie wszystko jest droższe. Ale we Wrocławiu mieszkania też tanie nie są- w końcu to też duże miasto. A może Ty uznasz, że jesteś gotowa zrezygnować ze swojej pracy i poszukać czegoś we Wrocławiu (oczywiście jak już skończysz studia). Ze znajomych i rodziny każde z Was musiałoby w pewnym stopniu zrezygnować w razie ewentualnej przeprowadzki. Domyślam się, że to bardzo trudne.
Ja ze swoim TŻem żyję już drugi rok "na odległość", ale nas dzieli 100 km i widujemy się co tydzień (raz on przyjeżdża, raz ja do niego), a wakacje i przerwy świąteczne spędzamy w całości razem. Więc nie ma aż takiej tragedii, a za jakiś czas on chce się przeprowadzić do mojego miasta, ale tu akurat nie było kłótni, bo on pochodzi z małego miasteczka, w którym totalnie nie ma perspektyw i tylko czeka, by skończyć edukację, którą tam zaczął, a potem wyjechać (bo pracy tam jak na lekarstwo).
Może zostanę zlinczowana, ale ja chyba dałabym temu jeszcze jedną szansę.
__________________
So in America when the sun goes down and I sit on the old broken-down river pier watching the long, long skies over New Jersey (...), I think of Dean Moriarty, I even think of Old Dean Moriarty the father we never found, I think of Dean Moriarty.”
Antoiineette jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 14:01   #5
b3e038722b79d57d91748189c48a0d4b42934a7c_612ac0051d267
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2009-09
Wiadomości: 50 575
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Ja żyję w związku na odległość jeżeli można to tak nazwać bo mój TŻ pracuje w delegacji w całej Polsce a i czasem za granicą. Widzimy się co tydzień. Siedzibę firmy ma koło Wrocławia a ja mieszkam w Lublinie. Jak się chce to się da. Aktualnie pracuje nad morzem i widujemy się co tydzień/dwa. Ale mi to pasuje.
Jestem w stanie zrozumieć, że dla kogoś to by była męczarnia.
Mimo wszystko uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby jakbyś dokończyła studia i się po nich do niego wyprowadziła skoro już i tak przyjęłaś opcję całego życia we Wrocławiu.
Serio nie widzę sensu, żeby on rezygnował na rok z dobrej pracy, w której jest ceniony tylko po to, aby po roku wrócić i szukać od nowa w tym samym miejscu.
Według mnie trochę księżniczkujesz bo to on ma więcej do stracenia (pozycję w firmie gdzie ma zapewne większy staż niż Ty w dorywczej studenckiej pracy).
b3e038722b79d57d91748189c48a0d4b42934a7c_612ac0051d267 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 14:32   #6
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

[1=b3e038722b79d57d9174818 9c48a0d4b42934a7c_612ac00 51d267;75236056]Ja żyję w związku na odległość jeżeli można to tak nazwać bo mój TŻ pracuje w delegacji w całej Polsce a i czasem za granicą. Widzimy się co tydzień. Siedzibę firmy ma koło Wrocławia a ja mieszkam w Lublinie. Jak się chce to się da. Aktualnie pracuje nad morzem i widujemy się co tydzień/dwa. Ale mi to pasuje.
Jestem w stanie zrozumieć, że dla kogoś to by była męczarnia.
Mimo wszystko uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby jakbyś dokończyła studia i się po nich do niego wyprowadziła skoro już i tak przyjęłaś opcję całego życia we Wrocławiu.
Serio nie widzę sensu, żeby on rezygnował na rok z dobrej pracy, w której jest ceniony tylko po to, aby po roku wrócić i szukać od nowa w tym samym miejscu.
Według mnie trochę księżniczkujesz bo to on ma więcej do stracenia (pozycję w firmie gdzie ma zapewne większy staż niż Ty w dorywczej studenckiej pracy).[/QUOTE]

Nie... sytuacja wygląda zupełnie inaczej. On pracuje u siebie od roku. Pracuje dwa dni w tygodniu, poza tym czasem pracuje zdalnie z domu ja pracuję w swojej pracy 2 i pół roku. jest to praca na cały etat, umowa o pracę, navrazie na czas określony, od stycznia na czas nieokreślony. Studiuję zaocznie, 3 na 4 weekendy w miesiącu spędzam na uczelni. Do tego robię praktyki w związku ze studiami

I nie wydaje mi się, że księżniczkuję.. po prostu egzekwowałam to, co M mi obiecał.... Narazie zadzwonił i wstępnie się dogadaliśmy... czas pokaże co z tego wyjdzie. Ale wiem już, że chcę o to walczyć do końca, nie ważne czy będzie to kosztowało jeszcze więcej łez niż do tej pory..
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 16:18   #7
Jaglana
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-11
Wiadomości: 10
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Gdybyscie oboje od poczatku nie chcieli się przeprowadzac ze swojego miasta do partnera i szczerze o tym mówili, to doradzilabym coś zupelnie innego - wyprowadzkę do trzeciego miasta. Ale skoro facet obiecał się do Ciebie przenieść, a wychodzi na to że nigdy nie zamierzał tego zrobić to wygląda na to, że od poczatku chciał Cię urobić i myslał że zmienisz dla niego zdanie. Hmmm, slabo

Wysłane z mojego ALE-L21 przy użyciu Tapatalka
Jaglana jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2017-07-05, 18:55   #8
Antoiineette
Rozeznanie
 
Avatar Antoiineette
 
Zarejestrowany: 2014-09
Wiadomości: 821
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez Incognito22 Pokaż wiadomość
Nie... sytuacja wygląda zupełnie inaczej. On pracuje u siebie od roku. Pracuje dwa dni w tygodniu, poza tym czasem pracuje zdalnie z domu ja pracuję w swojej pracy 2 i pół roku. jest to praca na cały etat, umowa o pracę, navrazie na czas określony, od stycznia na czas nieokreślony. Studiuję zaocznie, 3 na 4 weekendy w miesiącu spędzam na uczelni. Do tego robię praktyki w związku ze studiami
W takiej sytuacji jak dla mnie to on powinien rozejrzeć się za pracą w Warszawie. Tym bardziej, że przez jakiś czas mydlił Ci oczy, że tak właśnie będzie. Ty masz więcej do stracenia. Poza tym Ty mimo że masz sporo do stracenia jesteś gotowa za rok rzucić to i przenieść się dla niego na drugi koniec Polski, a on nie chce zrobić dla Ciebie tego samego. Mimo że jedyne co go trzyma we Wrocławiu to praca z dziwnym wymiarem godzin, w której pracuje krócej niż Ty w swojej. Autorko, spróbuj mu jakoś wyłożyć, że to nie ma za grosz sensu Może zrozumie i jakoś się dogadacie.
Zapisz
Zapisz
__________________
So in America when the sun goes down and I sit on the old broken-down river pier watching the long, long skies over New Jersey (...), I think of Dean Moriarty, I even think of Old Dean Moriarty the father we never found, I think of Dean Moriarty.”
Antoiineette jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-05, 19:06   #9
b3e038722b79d57d91748189c48a0d4b42934a7c_612ac0051d267
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2009-09
Wiadomości: 50 575
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez Incognito22 Pokaż wiadomość
Nie... sytuacja wygląda zupełnie inaczej. On pracuje u siebie od roku. Pracuje dwa dni w tygodniu, poza tym czasem pracuje zdalnie z domu ja pracuję w swojej pracy 2 i pół roku. jest to praca na cały etat, umowa o pracę, navrazie na czas określony, od stycznia na czas nieokreślony. Studiuję zaocznie, 3 na 4 weekendy w miesiącu spędzam na uczelni. Do tego robię praktyki w związku ze studiami

I nie wydaje mi się, że księżniczkuję.. po prostu egzekwowałam to, co M mi obiecał.... Narazie zadzwonił i wstępnie się dogadaliśmy... czas pokaże co z tego wyjdzie. Ale wiem już, że chcę o to walczyć do końca, nie ważne czy będzie to kosztowało jeszcze więcej łez niż do tej pory..
Eeee no to bez jaj. Nie godziłabym się wyjeżdżać do Wrocławia. Niech on zamieszka z Tobą a na te 2 dni niech jeździ do Wrocławia. Już bez przesady
b3e038722b79d57d91748189c48a0d4b42934a7c_612ac0051d267 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-06, 11:37   #10
januszpolak
Zakorzenienie
 
Avatar januszpolak
 
Zarejestrowany: 2015-11
Wiadomości: 3 503
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Okłamywał Cię od początku z przeprowadzką, składał obietnice bez pokrycia, byle byś się zaangażowała. Licząc pewnie w duchu, że zaangażowanej ciężej będzie Ci powiedzieć "nie" kiedy już podsunie Ci swój idealny plan w którym Ty się poświęcasz i rezygnujesz ze swojego życia.

Chce zapewnić "godny byt rodzinie", serio? Oboje jesteście od tego, aby zapewnić sobie dostatnie życie, nie tylko on. Przerwanie Twojej edukacji/kariery tak samo oddali was od życia na poziomie jak przerwanie jego pracy. Jego praca czy kariera nie jest ważniejsza od Twojej.

Tak jak sama piszesz nie traktuje Cię jak równą sobie, tylko jak głupszą którą można odpowiednio urobić i zmanipulować. Stąd złość i emocje, jego misterny plan nie wypalił.

Uciekaj od niego, bo on wcale nie chce dla Ciebie dobrze. Chce mieć dziewczynę obok siebie, ale nie z nią być. Nie na równych prawach.

M0im zdaniem w takiej sytuacji powinna się przeprowadzić osoba, która mniej traci, ale to powinno być ustalone na początku (tak jak było zresztą u was - ustalenie, że on się przeprowadza). Bo lepiej się nie angażować jeśli z góry się uważa, czy wie, że przeprowadzka zniszczy własną karierę czy cokolwiek innego. Ty mu uwierzyłaś, że dla niego przeprowadzka to nie problem i na tych fundamentach zbudowaliście związek.

Uważam, że przy związku na odległość ustalenie co w przyszłości, kto się przeprowadza jest takim fundamentem, bez którego całość związku nie ma sensu. Więc kłamanie czy nieumiejętność podjęcia decyzji po wcześniejszej deklaracji jest jak najbardziej powodem do zerwania. A tu jeszcze była próba manipulacji Tobą, abyś postąpiła wbrew sobie i wbrew swojemu dobru.

Edytowane przez januszpolak
Czas edycji: 2017-07-06 o 11:39
januszpolak jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-06, 11:48   #11
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 642
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez januszpolak Pokaż wiadomość
(...)
Uciekaj od niego, bo on wcale nie chce dla Ciebie dobrze. Chce mieć dziewczynę obok siebie, ale nie z nią być. Nie na równych prawach.
(...)

Idealne podsumowanie. Wiele osób tego nie odróżnia, a różnica jest ogromna.
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2017-07-06, 19:41   #12
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez januszpolak Pokaż wiadomość
Okłamywał Cię od początku z przeprowadzką, składał obietnice bez pokrycia, byle byś się zaangażowała. Licząc pewnie w duchu, że zaangażowanej ciężej będzie Ci powiedzieć "nie" kiedy już podsunie Ci swój idealny plan w którym Ty się poświęcasz i rezygnujesz ze swojego życia.

Chce zapewnić "godny byt rodzinie", serio? Oboje jesteście od tego, aby zapewnić sobie dostatnie życie, nie tylko on. Przerwanie Twojej edukacji/kariery tak samo oddali was od życia na poziomie jak przerwanie jego pracy. Jego praca czy kariera nie jest ważniejsza od Twojej.

Tak jak sama piszesz nie traktuje Cię jak równą sobie, tylko jak głupszą którą można odpowiednio urobić i zmanipulować. Stąd złość i emocje, jego misterny plan nie wypalił.

Uciekaj od niego, bo on wcale nie chce dla Ciebie dobrze. Chce mieć dziewczynę obok siebie, ale nie z nią być. Nie na równych prawach.

M0im zdaniem w takiej sytuacji powinna się przeprowadzić osoba, która mniej traci, ale to powinno być ustalone na początku (tak jak było zresztą u was - ustalenie, że on się przeprowadza). Bo lepiej się nie angażować jeśli z góry się uważa, czy wie, że przeprowadzka zniszczy własną karierę czy cokolwiek innego. Ty mu uwierzyłaś, że dla niego przeprowadzka to nie problem i na tych fundamentach zbudowaliście związek.

Uważam, że przy związku na odległość ustalenie co w przyszłości, kto się przeprowadza jest takim fundamentem, bez którego całość związku nie ma sensu. Więc kłamanie czy nieumiejętność podjęcia decyzji po wcześniejszej deklaracji jest jak najbardziej powodem do zerwania. A tu jeszcze była próba manipulacji Tobą, abyś postąpiła wbrew sobie i wbrew swojemu dobru.
Mam teraz jeszcze większy mętlik w głowie.. powiem jak sytuacja wygląda dzisiaj... dodałam wątek na jeszcze jednym, innym portalu, gdzie są także mężczyźni.. zależało mi na opinii jednej i drugiej strony. Damskiej i męskiej. Ale o dziwo największą "burę" dostałam tam od kobiety, którą później poparli i mężczyźni i kobiety... że patrzę tylko na swoje dobro, że związek polega na tym, żeby mówić "my" a nie "ja"że jestem rozpuszczona księżniczką, która postawiła warunek a jak facet nie chce go spełnić to tupie nóżką i kończy wszystko... że liczy się to co teraz, bo ja jestem jeszcze młoda i mogę mieć to samo albo i więcej w innym miejscu, a on zarabia więcej i jest też w stanie zapewnić nam ( na ten moment) więcej..
M zadzwonił wczoraj, jako, że tutaj nie było wiele odpowiedzi, a na drugim forum dyskusja się rozwinęła i jednoznacznie wskazywała na to, że to ja wymyślam i powinnam zacząć myśleć o związku a nie o sobie zaczęłam szukać winy w sobie... i stwierdziłam, ze pójdę na kompromis. Sprawa w tej chwili wygląda tak: M kończy starania o awans zawodowy ( czeka go teraz jeszcze kilka egzaminow i spraw do załatwiania, więc chce mu tez pozwolic na to.. no i jest potrzebny swojemu ojcu, tak jak pomaga mu co roku od wielu, wielu lat. Nie chce stawiac swojego na pierwszym miejscu, licza sie tez inne osoby.. ) do końca września. Później przenosi się do Warszawy z zastrzeżeniem, że jest w pracy zacznie się "walić" to po prostu wróci tam, żeby to ratować, bo też zależy mi na tym, by on niczego nie stracił. Taka sytuacja ma trwać przynajmniej do momentu, kiedy skończę studia. Później to ja mam przenieść się do niego, już teoretycznie na stałe i wziąć w pracy urlop bezpłatny ( o ile bedzie taka mozliwosc... sytuacja w pracy pozwala mi liczyc na to ze jest) żebym też miala do czego wracać, jeśli tam nic by nie wychodziło, nie mogłabym znaleźć przynajmniej tak samo dobrej jak obecna, albo lepszej od obecnej pracy. Tak więc... i tak ustąpiłam w jakimś stopniu, bo na dzień dzisiejszy to ja na stałe, na zawsze... mam przenieść się tam. Nie uśmiecha mi się to, ale jeśli mam patrzeć na wspólne dobro, to przynajmniej w obecnej chwili tam będzie nam lepiej. Swoją drogą.. zyskałam rok na upewnienie się, czy chcę na pewno byc z M, bede go miała obok siebie, tak jak chciałam i pozniej przynajmniej decyzja nie bedzie tak trudna, bo bede juz wiedziała w co wchodzę.. Przez ten rok może się wiele wydarzyc, on moze mnie znów zawieść ( zreszta to tez podkreslilam... ze pewne zaufanie jakim go darzyłam drastycznie spadło w dół i teraz będzie musiał mocno się postarac, zeby wrociło do normy...) a moze sie okazac, ze jest dla mnie najlepszym facetem na swiecie i nie bede miała juz zadnych watpiwosci ze to z nim chce spedzic reszte zycia. Z tego co mówił, podobno te kilka dni, ze swiadomoscia ze to koniec dały mu wiele do myślenia, docenił mnie, obiecał że już nigdy więcej nie bedzie lekceważył moich słów i nie pozwoli sobie na planowanie niczego co nas dotyczy sam. Teraz mówi, ze nigdy nie był bardziej pewny nieczego ja teraz tego, że to ze mną chce założyć rodzinę. To wszystko nadal są tylko słowa.. ale chce dać mu jeszcze jedną szansę. Liczę na to, że rzeczywiście w końcu zrozumiał o co mamy RAZEM walczyć i że nie może mnie więcej zawodzić i zwodzić.. bo na takim podejściu daleko nie zajedziemy... być może robię błąd, być może będzie mnie to kosztowało później jeszcze więcej łez, ale zdaję sobie sprawę z konsekwencji i przyjmuję je..
Powiedzcie kobietki.. czy to wszystko brzmi rozsądnie? Czy po prostu ta rozłąka przysłoniła mi logiczne spojrzenie na to wszystko...

Edytowane przez Incognito22
Czas edycji: 2017-07-06 o 19:46
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-06, 23:46   #13
januszpolak
Zakorzenienie
 
Avatar januszpolak
 
Zarejestrowany: 2015-11
Wiadomości: 3 503
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez Incognito22 Pokaż wiadomość
zaczęłam szukać winy w sobie... i stwierdziłam, ze pójdę na kompromis.

Tak więc... i tak ustąpiłam w jakimś stopniu, bo na dzień dzisiejszy to ja na stałe, na zawsze... mam przenieść się tam. Nie uśmiecha mi się to, ale jeśli mam patrzeć na wspólne dobro, to przynajmniej w obecnej chwili tam będzie nam lepiej. Swoją drogą.. zyskałam rok na upewnienie się, czy chcę na pewno byc z M, bede go miała obok siebie, tak jak chciałam i pozniej przynajmniej decyzja nie bedzie tak trudna, bo bede juz wiedziała w co wchodzę.. Przez ten rok może się wiele wydarzyc, on moze mnie znów zawieść ( zreszta to tez podkreslilam... ze pewne zaufanie jakim go darzyłam drastycznie spadło w dół i teraz będzie musiał mocno się postarac, zeby wrociło do normy...) a moze sie okazac, ze jest dla mnie najlepszym facetem na swiecie i nie bede miała juz zadnych watpiwosci ze to z nim chce spedzic reszte zycia.
Powiedzcie kobietki.. czy to wszystko brzmi rozsądnie? Czy po prostu ta rozłąka przysłoniła mi logiczne spojrzenie na to wszystko...
Pchasz się w związek z manipulantem, który Twoje decyzje, Twoje dobro i wspólne plany ma za nic. No faktycznie, nic tylko klapki na oczy i wspólne dobro. Przejedziesz się na tym. Jeśli w tej sytuacji ulegniesz (już uległaś) to przygotuj się że to dopiero grunt pod urabianie Cię dalej.

Facet który najpierw obiecuje aby coś uzyskać (związek), a później nie dość, że się wycofuje z obietnic, to jeszcze namawia Cię do niekorzystnych dla Ciebie decyzji nigdy nie będzie fantastycznym człowiekiem na życie. To nie jest tak, że bierzesz kota w worku i ciekawe, co się okaże. Już masz próbkę tego, co się okaże w przyszłości. Wolisz się karmić nadziejami, że on jest inny niż faktycznie widzisz, że jest.

On Cię jeszcze zawiedzie wiele razy, bo z jego zachowania widać wyraźnie jak lekko bierze Twoje słowa i w zasadzie kupuje sobie tylko czas, żeby potem znów namawiać Cię do czegoś innego. Potem się nagle okaże, że jednak "w pracy się wali" i nie może przyjechać.

Nie jest to rozsądne, co robisz, i nie jest to dobry znak, jeśli swoje własne przemyślane wnioski szybko zamieniasz na poczucie winy po przeczytaniu kilku postów w internecie. Masz mało pewności siebie, słuszności swoich osądów. Jesteś bardzo podatna na manipulację.
januszpolak jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-07, 00:37   #14
Melanchton
Zakorzenienie
 
Avatar Melanchton
 
Zarejestrowany: 2010-09
Lokalizacja: z najwyższej wieży
Wiadomości: 3 768
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez januszpolak Pokaż wiadomość
Pchasz się w związek z manipulantem, który Twoje decyzje, Twoje dobro i wspólne plany ma za nic. No faktycznie, nic tylko klapki na oczy i wspólne dobro. Przejedziesz się na tym. Jeśli w tej sytuacji ulegniesz (już uległaś) to przygotuj się że to dopiero grunt pod urabianie Cię dalej.

Facet który najpierw obiecuje aby coś uzyskać (związek), a później nie dość, że się wycofuje z obietnic, to jeszcze namawia Cię do niekorzystnych dla Ciebie decyzji nigdy nie będzie fantastycznym człowiekiem na życie. To nie jest tak, że bierzesz kota w worku i ciekawe, co się okaże. Już masz próbkę tego, co się okaże w przyszłości. Wolisz się karmić nadziejami, że on jest inny niż faktycznie widzisz, że jest.

On Cię jeszcze zawiedzie wiele razy, bo z jego zachowania widać wyraźnie jak lekko bierze Twoje słowa i w zasadzie kupuje sobie tylko czas, żeby potem znów namawiać Cię do czegoś innego. Potem się nagle okaże, że jednak "w pracy się wali" i nie może przyjechać.

Nie jest to rozsądne, co robisz, i nie jest to dobry znak, jeśli swoje własne przemyślane wnioski szybko zamieniasz na poczucie winy po przeczytaniu kilku postów w internecie. Masz mało pewności siebie, słuszności swoich osądów. Jesteś bardzo podatna na manipulację.
Niestety, ale jest w poście powyżej ziarno prawdy. Dałaś mu się nieźle zmanipulować i teraz ochoczo pchasz się w paszczę patriarchalnego układu, w którym to facet decyduje o wszystkim, a zdanie kobiety jest co najwyżej na drugim miejscu. Jego praca jest ważniejsza, jego decyzje są ważniejsze, jego miasto ważniejsze, jego plan ważniejszy, jego ojciec ważniejszy. Czy cokolwiek Twojego jest dla niego ważniejsze niż to, co on myśli, uważa, planuje? Niedobrze to wygląda.
__________________
just like Johnny Flynn said, 'the breath I've taken and the one I must' to go on
Melanchton jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-07, 01:04   #15
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez januszpolak Pokaż wiadomość
Pchasz się w związek z manipulantem, który Twoje decyzje, Twoje dobro i wspólne plany ma za nic. No faktycznie, nic tylko klapki na oczy i wspólne dobro. Przejedziesz się na tym. Jeśli w tej sytuacji ulegniesz (już uległaś) to przygotuj się że to dopiero grunt pod urabianie Cię dalej.

Facet który najpierw obiecuje aby coś uzyskać (związek), a później nie dość, że się wycofuje z obietnic, to jeszcze namawia Cię do niekorzystnych dla Ciebie decyzji nigdy nie będzie fantastycznym człowiekiem na życie. To nie jest tak, że bierzesz kota w worku i ciekawe, co się okaże. Już masz próbkę tego, co się okaże w przyszłości. Wolisz się karmić nadziejami, że on jest inny niż faktycznie widzisz, że jest.

On Cię jeszcze zawiedzie wiele razy, bo z jego zachowania widać wyraźnie jak lekko bierze Twoje słowa i w zasadzie kupuje sobie tylko czas, żeby potem znów namawiać Cię do czegoś innego. Potem się nagle okaże, że jednak "w pracy się wali" i nie może przyjechać.

Nie jest to rozsądne, co robisz, i nie jest to dobry znak, jeśli swoje własne przemyślane wnioski szybko zamieniasz na poczucie winy po przeczytaniu kilku postów w internecie. Masz mało pewności siebie, słuszności swoich osądów. Jesteś bardzo podatna na manipulację.
Może fakt, że to mój pierwszy związek, pierwsza miłość wpływa na moje działania.. Ale powiedz mi.. jeśli podejść do związku tak, żeby stawiać tylko na swoim, nie umieć ustąpić... czy to jest właściwa droga? Ja chcę się z nim dogadać i wiem, że to dobry chłopak, chociaż zauważam jego manipulację, której byłoby jeszcze więcej gdyby nie to, że trochę się "stawiam".. od początku o widziałam, bo już jak mnie zdobywał potrafił bajerować tak, aż się go słuchać nie dało.. myślę, że to ma związek z tym, czym zajmuje się na co dzień, czyli polityką.. a dokładniej politologią. Może nawet nie zdaje sobie z tego sprawy a podświadomie przejmuje te różne techniki manipulacji..
Może nie do końca uległam, bo jednak to on pierwszy ma zrobić to co obiecał, czyli przenieść się do mnie. Wiem, też pomyślałam o tym, że będzie kombinował z " wali się na uczelni, muszę wracać" i będę bacznie przyglądała się temu, czy na prawdę się wali.. Ja dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, że ustąpiłam, że daję jeszcze jedną szansę kłamcy.. i na prawdę boję się, że znów się zawiodę.. ale jeśli chcę z nim być, a mimo wszystko chcę, bo nie spotkałam drugiej takiej osoby przez całe swoje życie, nikomu tyle nie powiedziałam i tak mocno nie zaufałam.. tak na prawdę ja nigdy nikomu nie ufałam. Czułam i czuję, że mam w nim przyjaciela. Może jeszcze tego nie widzę, może zobaczę to w przyszłości, ale nie czuję, że on chce dla mnie źle.. jasne, że ciągnie do siebie, każde z nas nie chce zrezygnować ze swojego życia. Ale jeśli żadne z nas nie ustąpi to gdzie tu mówić o jakimś uczuciu? W zasadzie była mowa o tym, że on się przeprowadzi, ale bez zastrzegania czy będzie to na stałe czy na jakiś czas. Na razie i tak krok należy do niego, na razie mam to co chciałam. Ma starać się odbudować zaufanie, pokazać mi, że potrafi być słowny.. powiedziałam mu, że to jest już moje ostatnie słowo i nie będzie więcej ustępstw bo i tak jestem już zbyt wyrozumiała.. jeśli to zmarnuje to już każdą kolejną szansę też zmarnuje..
W zasadzie to.. w pracy już " się wali". Już dzisiaj mówił mi, że dyrektor ma zły okres, bo zawodzi się na kolejnych osobach i jak tak dalej pójdzie to wprowadzi listy obecności... Ja doskonale widzę, że znów próbuje coś ugrać... mówi, że porozmawia z dyrektorem i uprzedzi go, ze przez najblizszy rok nie bedzie zupelnie dyspozycyjny, ale nie wierzę, ze to zrobi, tym bardziej przed awansem, bo byłooby o po prostu głupie i sama bym tego nie zrobila.. On mimo tej swojej manipulacji też juz sie we wszystkim gubi. Sam przyznał ostatnio ze rzeczywiscie był niepoprawnym optymista na poczatku i to ja byłam osoba która logicznie patrzyła na zagrozenia i problemy jakie mozemy napotkac.. sytuacja nie jest prosta, ale ja wychodze z załozenia ze nie ma sytuacji bez wyjscia.. jesli on zrobi dla mnie to, co teraz obiecał, to ja zrobie dla niego to co sama obiecałam.. ale mimo jego zapewnien ze tm razem nie nawali i tak mam złe przeczucia.. szczególnie, ze uz nastepnego dnia po pogodzeniu się znów zaczynają się pojawiać potencjalne problemy i przeciwnosci, które maja mu utrudnic przeprowadzkę..

---------- Dopisano o 01:04 ---------- Poprzedni post napisano o 00:53 ----------

Cytat:
Napisane przez Melanchton Pokaż wiadomość
Niestety, ale jest w poście powyżej ziarno prawdy. Dałaś mu się nieźle zmanipulować i teraz ochoczo pchasz się w paszczę patriarchalnego układu, w którym to facet decyduje o wszystkim, a zdanie kobiety jest co najwyżej na drugim miejscu. Jego praca jest ważniejsza, jego decyzje są ważniejsze, jego miasto ważniejsze, jego plan ważniejszy, jego ojciec ważniejszy. Czy cokolwiek Twojego jest dla niego ważniejsze niż to, co on myśli, uważa, planuje? Niedobrze to wygląda.
Muszę przyznać rację.. tego chyba nigdy nie było. "Coś co jest częścią Twojego życia jest ważniejsze- więc ja ustępuję.." wieczna przepychanka i walka z mojej strony, żeby traktował mnie i moje życie serio... Tylko co z tym wszystkim teraz zrobić? Nie chcę się wycofać, chcę o to walczyć. Może po prostu powinnam przestać rozmawiać z nim na spokojnie i w końcu wykrzyczeć, żeby miał inny bodziec. Nie pokłóciliśmy się jeszcze ani razu od początku związku, nawet jak był problem to wszystko rozwiązywaliśmy spokojną rozmową, co uważałam za nasz atut... ale może trzeba czasami się pokłócić?
Myślę też że całą sytuację utrudnia fakt, że on od tego roku mieszka z rodzicami.. i mimo, że mieszkał sam przez 11 lat to nadal nie odciął pępowiny a może nawet jeszcze mocniej ją teraz zawiązuje...
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-07, 12:16   #16
stesia
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2014-10
Wiadomości: 3 527
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

przyznajesz że facet jest manipulantem i przenosi to na wasz związek, jak dla mnie to jedna z tych rzeczy które skreślają faceta. moze nawet nie będziesz wiedzieć kiedy tobą manipuluje. no i widzisz powiedział że jak w pracy bedzie się walić to wróci tam, jeszcze sie nie przeprowadził a już nagle sie wali, w związku z poprzednim jest to dla mnie bardzo podejrzane
stesia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-07, 13:59   #17
pfffh
Zadomowienie
 
Avatar pfffh
 
Zarejestrowany: 2011-04
Lokalizacja: Dziki Wschód
Wiadomości: 1 975
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Facet sobie wymyślił, ze zamydli Ci oczy i jak już wpadniesz jak śliwka w kompot w tej związek to wtedy sobie Ciebie wychowa według własnego widzimisię. Ja bym sobie z tym panem dała spokój. Od początku nie był z Tobą szczery i nie wydaje mi się że będzie kiedykolwiek.
__________________
"Mówimy o Polsce. Tam nic i nigdy nie jest normalne" A. Sapkowski "Narrenturm"
pfffh jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-07, 14:15   #18
trzyrazypiec
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2016-09
Wiadomości: 3 019
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

No właśnie bardzo dobry tytuł, postąpisz rozsądnie jeśli uciekniesz od tego skarba
trzyrazypiec jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-07, 15:03   #19
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez pfffh Pokaż wiadomość
Facet sobie wymyślił, ze zamydli Ci oczy i jak już wpadniesz jak śliwka w kompot w tej związek to wtedy sobie Ciebie wychowa według własnego widzimisię. Ja bym sobie z tym panem dała spokój. Od początku nie był z Tobą szczery i nie wydaje mi się że będzie kiedykolwiek.
Pytanie tylko, czy on to robi świadomie.. próbowałam mu wyjaśnić, że mnie okłamał, że mimo, że sam często mówił, że z nikim nie był tak szczery jak ze mną okazuje się, że jednak nawalił... nie docierało to do niego. On uważa, że mnie nie okłamał, że na początku naprawdę myślał, że będzie w stanie dotrzymać danej mi obietnicy, ale w ciągu roku sytuacja się zmieniała i teraz wie, że to nie ma sensu.. on naprawdę sam w to wierzy. Nie widzi kłamstwa ze swojej strony, jedynie rozsądne podejście do przyszłości. Wychodzę z założenia, że wina leży po obu stronach a tutaj cała wina jest zrzucona na niego... nie chce go bronić, ale czy ja nie popełniłam żadnego błędu? Pomijając to, ze błędem może być danie mu drugiej szansy. Ale wcześniej?
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2017-07-07, 15:40   #20
pfffh
Zadomowienie
 
Avatar pfffh
 
Zarejestrowany: 2011-04
Lokalizacja: Dziki Wschód
Wiadomości: 1 975
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Pytanie: czy gdybyś wiedziala od samego początku waszej znajomości, ze On tylko "mysli" (na świętego nigdy) ze może, kiedyś, ewentualnie mógłby się przeprowadzić do Warszawy to pakowalabys się w związek? Nie sądzę. On też TO WIEDZIAŁ. Więc utwierdzał Cię w przekonaniu, ze tak, już niedługo, za chwilę się przeprowadzi. Nie przeczę, ze kiedyś tak mógł myśleć, ale jak mu minęło to od razu powinien Ci o tym powiedzieć a nie w dalszym ciągu zapewniać o przeprowadzce. Ja bym nie wracała do niego. Ale to ja. A Ty zrobisz jak uznasz za lepsze dla siebie.
__________________
"Mówimy o Polsce. Tam nic i nigdy nie jest normalne" A. Sapkowski "Narrenturm"
pfffh jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-09, 21:15   #21
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez pfffh Pokaż wiadomość
Pytanie: czy gdybyś wiedziala od samego początku waszej znajomości, ze On tylko "mysli" (na świętego nigdy) ze może, kiedyś, ewentualnie mógłby się przeprowadzić do Warszawy to pakowalabys się w związek? Nie sądzę. On też TO WIEDZIAŁ. Więc utwierdzał Cię w przekonaniu, ze tak, już niedługo, za chwilę się przeprowadzi. Nie przeczę, ze kiedyś tak mógł myśleć, ale jak mu minęło to od razu powinien Ci o tym powiedzieć a nie w dalszym ciągu zapewniać o przeprowadzce. Ja bym nie wracała do niego. Ale to ja. A Ty zrobisz jak uznasz za lepsze dla siebie.
Więc tak... jak napisałam kilka postów powyżej zdecydowałam się wrócić do niego, a nawet przenieść do Opola, po tym jak on zamieszkałby w Warszawie. Teraz wiem, ze to była najgorsza decyzja... i rzeczywiście nie było sensu próbować jakoś tego "ratować..."
M przyjechał do mnie w piątek na weekend. Jeśli miałabym do jednego zdania skrócić to jak było- ciągle się kłóciliśmy. A raczej ja "robiłam problemy" i "marudziłam" bo powiedziałam mu, że mam go teraz za kłamcę i że nadal nie wierzę w jego słowa, a ta szansa którą mu dałm jest na odbudowanie tego. Ale nie potrafił znieść świadomości, że teraz w nim mu nie wierzę, że przecież on mi obiecał i o czym drążyć temat, a ja ciągle marudzę. Cały weekend nawet nie wspomniał o tym jak zamierza zaplanować swoją przeprowadzkę do Warszawy, tylko pokazywał mi, jak wygląda cenowo drugi stopień moich studiów, zaproponował, ze będzie mi podsyłał mieszkania, które mu się spodobają i w którym w przyszłości mielibyśmy zamieszkać.... totalny bezsens ... nic do niego nie trafiło. Mało tego, byliśmy na odkrytym basenie, gdzie w mojej obecności mizdrzył się do jakiejś dziewczyny. Gdy też otwarcie mu o tym powiedziałam, wydawał się być dumny z tego, ze wzbudził we mnie zazdrość i mnie zdenerwował.. W końcu wybuchłam, powiedziałam mu, żeby niczego w Opolu nie szukał i nie zawracał mi tyłka życiem tam, bo nie ma tam dla nas żadnej przyszłości, dopóki on nie dotrzyma swojego słowa. Powiedziałam też, że za to wszystko jak ze mną postąpił mam święte prawo, żeby chodzić i marudzić, czy nazywać go kłamcą. A on powinien być mi wdzięczny, że ustąpiłam i płacę za jego błędy a moje "marudzenie" cierpliwie znosić. Nie rozumiem.. ja w jego sytuacji skakałabym z radości, że druga strona ustąpiła, mimo że wcale nie powinna... i robiłabym wszystko by było dobrze a on przez cały weekend ze mną walczył.. to co napisałam to nie wszystko.. krytykował nawet to, że do jego cudownego spaghetti dodałam parówkę, bo to podobno zepsuło cały smak tego dania, że kolor moich paznokci jest za jasny, że frytki zostały w piekarniku, pewnie z zeszłego tygodnia, mimo, że robiłam je dzień wcześniej i po prostu wszystkiego nie zjadłam.. czytał mi nawet jakiś tekst, który "wpadł mu w ręce" o zrzędliwej babie i facecie, który dziękował jej, że chociaż jeden dzień od dawna nie zrzędziła.. Zaczął porównywać mnie do mojej mamy, jako "dyktatora", a w ogóle stwierdził, że w momencie, kiedy zadzwonił do mnie i poszłam na kompromis, zrozumiał jak bardzo mi na nim zależy... I co zrobić, żebym w przeprowadzce nie widziała przymusu i cierpienia tylko szczęście i radość.. Zapytałam go, czy to, ze on nie potrafił ustąpić to znaczy, że jemu na mnie nie zależy? I czy on widzi radość w przeprowadzce do warszawy, bo póki co nie mówi na ten temat ani słowa. Stwierdził, że nie ma co gadać o tej przeprowadzce, bo sytuacja wygląda tak, że przeniesie się i przez rok, będzie "biedował", bo co on tutaj będzie miał.. nic. Zapytałam go tylko, czy mnie przy okazji nie będzie też miał? Chyba, że to się nie liczy...
Podsumowałam to wszystko tylko tak, że własnie w tym jest problem.. ja byłam gotowa robic cos co mi nie pasuje dla naszego wspólnego dobra a on myśli nadal tylko o sobie...o tym, czy będzie mu dobrze, czy baba mu nie marudzi, mimo ze ma poswiecic tylko rok.. a ja wszystko.
Na koniec rozmowy powiedział mi, że mam rację, że rozumie.. ale wiem, że nic nie zrozumiał, wiem, ze nic się nie zmieni. On tego nie robi specjalnie, on po prostu taki jest i nie widzi swoich wad... od początku taki był, nieomylny, najprzystojniejszy i najlepiej wykształcony. Pewny siebie. Na początku uważałam to za plus, teraz wiem, że to tylko przerośnięte ego.
Dużo mi dał ten weekend.. i dużo powiedział o M. Mam wrażenie, że odsłonił swoją drugą twarz. Pomyślał, że skoro tak mi na nim zależy, to może sobie pozwolić na wszystko a ja i tak nie odejdę.. jestem do niego przywiązana, mam potrzebę bliskości.. ale teraz wydaje mi się, że to już nie ma dla mnie znaczenia, czy będę blisko z nim czy z kimś innym.. to tylko przyzwyczajenie, wszystko wypalało się już od dawna i teraz chyba dogasa.. nie czuję się w tym związku zrozumiana, nie czuję się traktowana na równi, nie czuję, że on mnie naprawdę kocha... raczej najbardziej kocha siebie samego.. kiedyś miałam w nim przyjaciela, teraz mam wrażenie, że wszystko co powierzyłam naszej przyjaźni jest wykorzystywane przeciwko mnie i że stajemy się dla siebie wrogami.. nie skończyłam tego jeszcze, bo chyba tego mi trzeba, zobaczyć jego wady, przekonać się jaki jest naprawdę.. wtedy i to przywiązanie zniknie.

Edytowane przez Incognito22
Czas edycji: 2017-07-10 o 19:51
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-10, 00:00   #22
Wizabelka
Raczkowanie
 
Avatar Wizabelka
 
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 313
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Hmmm może moja opinia nie będzie popularna, ale może coś Ci da.
Wypowiem się jako osoba w jego wieku.

Jak na moje oko to Ty robisz dramę.

Może jak miałam tyle lat co Ty to myślałam podobnie. Teraz jestem większa realistka i jakos od pierwszego posta naturalnie zabrałam stronę faceta.
Piszesz ze nie będziesz w związku na odległość i koniec, nie bo nie, to nie dla Ciebie itd.
Kurde. Mamy XXI wiek. Warszawa Wrocław to nie jest dramat!!
Moi znajomi są szczęśliwą parą, jedno wyprowadza się na dwa lata do Szwajcarii a drugie do Nowego Jorku. I w ogóle nie myślą o tym jak o problemie. Każde z nich stoi przed zawodowa szansa i nawzajem się wspierają. Będą w kontakcie i będą się odwiedzać. Wiadomo ze chcieliby mieszkać razem ale nie mogą teraz. I nie robią dramatu.
Spróbuj się może dostosować. Facet uwzględnia Cię w długodystansowych planach, to najważniejsze.

Nie skupiaj się na tym, czego nie możesz zmienić a na tym co możesz.

Pomysl ze nie możesz zmienić tego ze teraz mieszkacie e innych miastach. Po prostu wysil się i to zaakceptuj. Skup się na tym, jak możesz sprawić, by mimo wszystko być szczęśliwa.

Porzuć granice swojej strefy komfortu z odwagą. Skup się na celu, jakim jest mieszkanie razem w przyszłości i realizuj plan, by to się urzeczywistniło.

Jeśli jeszcze dalej chcesz tego faceta.

Powodzenia


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Coffee & Cigaretts
Wizabelka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-10, 00:20   #23
kalor
Gazela inteligencji
 
Avatar kalor
 
Zarejestrowany: 2010-10
Wiadomości: 6 371
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez Wizabelka Pokaż wiadomość
Hmmm może moja opinia nie będzie popularna, ale może coś Ci da.
Wypowiem się jako osoba w jego wieku.

Jak na moje oko to Ty robisz dramę.

Może jak miałam tyle lat co Ty to myślałam podobnie. Teraz jestem większa realistka i jakos od pierwszego posta naturalnie zabrałam stronę faceta.
Piszesz ze nie będziesz w związku na odległość i koniec, nie bo nie, to nie dla Ciebie itd.
Kurde. Mamy XXI wiek. Warszawa Wrocław to nie jest dramat!!
Moi znajomi są szczęśliwą parą, jedno wyprowadza się na dwa lata do Szwajcarii a drugie do Nowego Jorku. I w ogóle nie myślą o tym jak o problemie. Każde z nich stoi przed zawodowa szansa i nawzajem się wspierają. Będą w kontakcie i będą się odwiedzać. Wiadomo ze chcieliby mieszkać razem ale nie mogą teraz. I nie robią dramatu.
Spróbuj się może dostosować. Facet uwzględnia Cię w długodystansowych planach, to najważniejsze.

Nie skupiaj się na tym, czego nie możesz zmienić a na tym co możesz.

Pomysl ze nie możesz zmienić tego ze teraz mieszkacie e innych miastach. Po prostu wysil się i to zaakceptuj. Skup się na tym, jak możesz sprawić, by mimo wszystko być szczęśliwa.

Porzuć granice swojej strefy komfortu z odwagą. Skup się na celu, jakim jest mieszkanie razem w przyszłości i realizuj plan, by to się urzeczywistniło.

Jeśli jeszcze dalej chcesz tego faceta.

Powodzenia


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Zauważ, ze oni są już jakiś czas w związku na odległość, a on obiecał jej, ze to wyjdzie, bo się do niej przeprowadzi. Tutaj nie chodzi o odległość, tylko o jego kłamstwa i egoizm. Jak inaczej to nazwać?

Zreszta co ma bycie realistka i bycie starszym do związku na odległość? Nie każdy się do tego nadaje. Sorry, to ze ktoś mieszka w Warszawie, a druga połówka w nowym jorku i dają radę nie świadczy o jakiejś niezwykłej dojrzałości, tylko o tym, ze dobrały się dwie osoby, którym pasuje związek na odległość. Tylko tyle, nic więcej. No ale spoko, możesz sobie dalej wmawiać ze nieumiejętność życia na odległość = niedojrzałość.

A cel "mieszkanie ze sobą w przyszlosci" można osiągnąć tylko poprzez jej chęci i jej poświęcenie, bo pan przecież w niczym nie ustąpi. I jaka tu dojrzałość? Gdzie tu wsparcie z jego strony?

On łaskawie uwzględni ja w długodystansowych planach jeśli ona rzuci wszystko i sie do niego przeprowadzi. Super wsparcie. Dziękuje za takie łaskawe uwzględnianie.

A tego kołczowskiego porzucania granic komfortu nawet nie skomentuje.



Ja mam dla autorki inna radę: na świecie jest ~4bln facetów i wcale nie musisz "porzucać granic swojego komfortu" i dostosowywać całego swojego życia pod pana egoiste bo inaczej jesteś młoda, niedojrzała i niewytrwała. Możesz znaleźć takiego faceta, który będzie miał takie same "granice komfortu". Niezgadzanie się na bylejakość to nie jest niedojrzałość.

Edytowane przez kalor
Czas edycji: 2017-07-10 o 00:26
kalor jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2017-07-10, 22:08   #24
Incognito22
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2017-07
Wiadomości: 55
Dot.: Rozstanie z rozsądku...czy to dobra decyzja?

Cytat:
Napisane przez Wizabelka Pokaż wiadomość
Hmmm może moja opinia nie będzie popularna, ale może coś Ci da.
Wypowiem się jako osoba w jego wieku.

Jak na moje oko to Ty robisz dramę.

Może jak miałam tyle lat co Ty to myślałam podobnie. Teraz jestem większa realistka i jakos od pierwszego posta naturalnie zabrałam stronę faceta.
Piszesz ze nie będziesz w związku na odległość i koniec, nie bo nie, to nie dla Ciebie itd.
Kurde. Mamy XXI wiek. Warszawa Wrocław to nie jest dramat!!
Moi znajomi są szczęśliwą parą, jedno wyprowadza się na dwa lata do Szwajcarii a drugie do Nowego Jorku. I w ogóle nie myślą o tym jak o problemie. Każde z nich stoi przed zawodowa szansa i nawzajem się wspierają. Będą w kontakcie i będą się odwiedzać. Wiadomo ze chcieliby mieszkać razem ale nie mogą teraz. I nie robią dramatu.
Spróbuj się może dostosować. Facet uwzględnia Cię w długodystansowych planach, to najważniejsze.

Nie skupiaj się na tym, czego nie możesz zmienić a na tym co możesz.

Pomysl ze nie możesz zmienić tego ze teraz mieszkacie e innych miastach. Po prostu wysil się i to zaakceptuj. Skup się na tym, jak możesz sprawić, by mimo wszystko być szczęśliwa.

Porzuć granice swojej strefy komfortu z odwagą. Skup się na celu, jakim jest mieszkanie razem w przyszłości i realizuj plan, by to się urzeczywistniło.

Jeśli jeszcze dalej chcesz tego faceta.

Powodzenia


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Piszesz, że od pierwszego posta zabrałaś stronę faceta... ale czy przeczytałaś pozostałe posty- uzupełnienia tego co napisałam w pierwszym poście. Pierwszy post był może trochę "dramatyczny" bo pisany ze łzami tęsknoty na policzkach... i może więcej tam jest przelanego żalu i smutku z tego powodu niż suchych faktów.

Do pogrubionego- serio, to jest najważniejsze, że ON mnie uwzględnia? Ja widzę związek jako partnerski układ dwóch osób, które chcą razem decydować o przyszłości. Nie jest chyba szczytem moich marzeń, żeby mnie uwzględniał, tylko, żeby ze mną chciał tworzyć tę przyszłość. Ze mną- nie jako element JEGO planu, ale ze mną jako współuczestniczącą w rozmowach, uwzględnianiu moich opinii i także moich potrzeb... Nie chcę nastawiać się na swoje dobro i mówić; ja, ja, ja. Ale układ, gdzie ja i moje potrzeby nie równa się ty i twoje potrzeby też chyba nie ma sensu...

Dzisiaj M powiedział mi, że awans na który liczył od października, nie będzie możliwy w tym roku. Rozmawiał ze swoim dyrektorem, więc jest to informacja pewna i niezmienna. Moim zdaniem w tym wypadku nawet zapewnienia o tym, że on jest w stanie zapewnić nam lepszą przyszłość nie mają już takiej mocy jak wcześniej. Samo życie weryfikuje, że on też wciąż pracuje na swój dorobek i że też nadal nie wie na czym stoi. Dlatego tym bardziej nie ma sensu jego upieranie się, że tam będziemy mieli lepsze życie..

Co do sytuacji Twoich znajomych.. jasne, są ludzie, którzy potrafią tak żyć i ich podziwiam. Ale tak jak koleżanka wyżej napisała- nie każdy potrafi. Ja wiem, że nie potrafię, nie ukrywałam tego, od początku mówiłam otwarcie że tak jest. Cały ten związek zbudowaliśmy na fundamencie, którym była obietnica o przeprowadzce. Inaczej żadnego związku by nie było... Twoi znajomi rozwijają się zawodowo na różnych krańcach świata. Ok, super. Tylko pytanie co będzie, gdy każde z nich odkryje sens swojego życia w miejscu, w którym teraz jest? Staną przed takim samym, albo jeszcze trudniejszym wyborem niż ja i mój TŻ teraz stoimy.Będą musieli pogodzić pasję i spelnienie zawodowe z miłością. Można żyć na odległość przez jakiś czas... dla jednych ten czas będzie krótszy, dla innych może trwać latami. Ale kiedyś musi zostać podjęta decyzja, gdzie w końcu zapuszczamy korzenie? Przynajmniej osoba, która chce założyć rodzinę i żyć z nią na co dzień prędzej czy później zada sobie takie pytanie.. ja jestem taką osobą.

Edytowane przez Incognito22
Czas edycji: 2017-07-10 o 22:16
Incognito22 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2017-07-10 23:08:42


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 17:36.