Theorema esprit d\'ete to zapach leniwy jak wolny, letni wieczór.
Zapadający powoli zmrok wydłuża cienie przedmiotów, zmęczone światło gęstnieje, opada pod własnym ciężarem, przechodząc przez pokój czuję się tak, jakbym brodziła w sadzawce gasnącego dnia. Z głośników sączy się miękki, ciepły jazz, trąbka Jona Hassella albo Milesa Davisa z Kind of Blue. Dźwięki rozsmużają się, trwają w powietrzu, owijają się wokół przedmiotów, bliskie i oczywiste, ogrzane ciepłem mojego oddechu.
Nie ma w theoremowskim Duchu lata żadnej dysharmonii, żadnej chropowatości, żadnego dysonansu. To zapach słodki i naturalny jak woń własnego ciała, jak powolna pieszczota, jak spokojny, cichy jazz, jak wieczorna zaduma, jak myśli uwolnione na chwilę od ciężaru codziennych trosk i spraw, przyglądające się przedmiotom, zdarzeniom i samym sobie, wyciszone, leniwe.
Esprit d\'ete, jak na ducha przystało, otwiera się eterycznie, cytrusowo, słodko. Chochliki bergamotki i cytryny jednak szybko ulatują ścigane przez cienie zasuszonych płatków kwiatów a na skórze smuży się gęsty, aksamitny, miodowo- waniliowy dźwięk cichej i zadumanej trąbki. A gdy już się daję ukołysać, zaczarować snującym się w powietrzu duchom, gdy chcę w tym zapachu, tym dźwięku roztopić i zatopić
Duch Lata cichnie, ginie, rozpływa się w wieczornym zmierzchu a ja czuję niedosyt i żal, jakbym przedwcześnie wybudziła się z pięknego snu podczas wieczornej drzemki.
Trwałość, cóż, trzy kwadranse.
Flakon piękny.
Używam tego produktu od: kilku lat
Ilość zużytych opakowań: kilka odlewek, od jakiegoś czasu własna 50tka
Recenzent/ka:
Używa produktu od:rok lub dłużej