Czy naprawdę trzeba zapomnieć? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2014-11-02, 06:58   #1
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77

Czy naprawdę trzeba zapomnieć?


Drogie Wizażanki, to (znowu!) ja. Kilka miesięcy temu pytałam Was o to, czy mój kolega poznany jakoś w sierpniu może mnie lubić "bardziej" niż inne dziewczyny w nowej paczce. Przez jakiś czas moja, hmm, "silna sympatia" do niego osłabła. Trwało to może kilka tygodni - góra miesiąc. Wszystko było spowodowane tym, że przez nawał zajęć spotykaliśmy się raz na dwa tygodnie, a ja żyłam systemem uczelnia-praca-nauka w domu. Kilkanaście dni temu ta "sympatia" uderzyła na nowo, niemal z taką samą siłą.

Jednak w ostatni piątek pojawił się spory problem. Byliśmy w klubie, ale akurat siedzieliśmy w loży (ja nie byłam w nastroju do zabawy, ale pojechałam ze względu na towarzystwo) i akurat rozmawiałam z tym moim A. Z czegoś się śmialiśmy i zszedł temat na małżeństwo, a ja powiedziałam coś w stylu: "Jeszcze nie znalazłam takiego szalonego, co by chciał ze mną spędzić resztę życia". A on zaczął się śmiać i coś powiedział, a potem dodał, jakby odczytując moje myśli (ale było to raczej dzieło przypadku), z uśmiechem: "Ale na mnie nie licz. Nie zmierzam się żenić. Ani teraz, ani w dalekiej przyszłości". Przyznam, że zrobiło mi się naprawdę przykro, i już do końca imprezy miałam jeszcze gorszy humor - choć może się to wydawać śmieszne.

Chłopak jest naprawdę skryty. Poznałam mnóstwo, naprawdę mnóstwo skrytych osób, ale on zdecydowanie zdobywa tytuł mistrza. Jego przyjaciele, którzy są teraz częścią paczki, do której należę, nawet oni nie do końca wszystko o nim wiedzą, a znają go kilka lat. Prawdopodobnie ma trochę rozbitą rodzinę - bo mówił, że mieszka z matką, a z dwóch braci tylko z jednym utrzymuje kontakt. Rozmawiałam z innym kumplem z paczki, który zna go najdłużej i powiedział, że A. i tak przeszedł wielką przemianę, bo teraz jeszcze sam z siebie się udziela i mówi - niewiele, ale to naprawdę dużo w porównaniu z początkami, bo wtedy wcale nie rozmawiał. Z jego słów i relacji tamtego kumpla wynika, że A. nigdy nie był w żadnym związku - poważnym i tym niepoważnym też.

Nie wiem, czy jego niechęć do małżeństwa wynika z doświadczeń rodziców czy przekonania, że nigdy nikogo nie znajdzie. Nie chcę go tłumaczyć, chociaż tak to pewnie wygląda. Zastanawiam się po prostu, czy naprawdę muszę odpuścić. To trudne, bo widujemy się kilka razy w tygodniu, a nie chcę porzucać nowej paczki - zwłaszcza że jest to pierwsza od dwudziestu jeden lat (if you know what I mean ). Niespotykanie się z nim byłoby dla mnie bardzo trudne, a omijanie spotkań, na których się pojawia - niemożliwe, bo jest na każdym. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest żaden argument, ale w tamten piątek raz nam powiedziano, że zachowujemy się jak para (żeby się nie zrobiło dziwnie, to dodałam: "Para debili", A. ma dystans do siebie, podobnie zresztą jak ja, i zaczął się śmiać), a potem kolega nas zapytał: "Eeeej, małżeństwo! Idziecie tańczyć?". Od tego momentu, za każdym razem, gdy ktoś powie, że A. na imprezie może poszukać jakichś dziewczyn, ktoś inny odpowiada: "Przecież on ma żonę!" (co wypada zabawnie w kontekście jego niechęci do małżeństwa). Kiedy w klubie nie miałam humoru, on cały czas starał się mnie pocieszyć.

Co prawda, nie uważam, żebym ja, mała, dziwna ja, umiała go otworzyć, tak żeby wreszcie się zaangażował, ale "na wypadek gdyby" lub na przyszłość: czy w sytuacji, w której (odległe, ale jednak) plany na przyszłość tak się rozmijają, naprawdę nie da się zrobić nic innego, jak zapomnieć? Odpuścić sobie? Czy nie ma już szans na odmianę jego zdania? Zdaję sobie sprawę z tego, że to może dziwnie brzmieć, że nawet nie jesteśmy razem, a mnie już takie rzeczy martwią, ale wydaje mi się, że taka wiedza "przed" jest o wiele lepsza, bo może nas ustrzec od kilku lat życia z osobą, która nie podziela naszego zdania w tej kwestii.
Uważam, że to inna sytuacja, niż w przypadku, kiedy dowiadujemy się o tym w trakcie trwania długoletniego związku, dlatego założyłam odrębny temat.

Niekoniecznie musicie odpowiadać na moje pytanie. Jakby to powiedział mój matematyk z liceum - pofantazjujmy na ten temat jak przy ogólnym stwierdzeniu.
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 07:30   #2
madelaine345
Raczkowanie
 
Avatar madelaine345
 
Zarejestrowany: 2014-10
Wiadomości: 87
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Mi sie marzy rodzina, prawdziwa taka szczesliwa ciepla itd.. czy ja wiem czy papierek jest do tego potrzebny? na pewno czlowiek(kobieta) marzy o bialej sukni pieknym weselu czy nawet zareczynach, jednej to potrzebne innej nie. Tobie widocznie tak, papier,po prostu formalnie zeby bylo,brzmialo,wygladalo lepiej i rozumiem to,tez bym chciala byc zona a nie dziewczyna do konca zycia to zrozumiale. Nie wiem ile wy macie lat,nie czytalam poprzedniego watku. Ale czlowiek zmienia zdanie i to tez jest zrozumiale.jeden Chce slubu ale za killa lat stwierdzi ze w sumie po co, ze jest dobrze jak jest,inny nie chce ale po latach stwierdzi ze fajnie by bylo miec ZONE,MEZA. moze chcial ci tym zasygnalizowac zebys sie nie angazowala? nie wiem
madelaine345 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 07:32   #3
Marudna Krolewna
Rozeznanie
 
Avatar Marudna Krolewna
 
Zarejestrowany: 2013-02
Wiadomości: 614
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Chłopak rzucił tekst na imprezie a Ty zrobiłaś pełne studium przypadku i analizę o.O przykro Ci bo kolega rzucił hasłem żebyś nie liczyła na niego w kwestii ślubu - zdecydowanie zbyt poważnie potraktowałaś ten tekst, nie jesteście nawet parą, liczyłaś na to, że Ci się oświadczy w tamtym momencie? wyluzuj trochę i przestań tak analizować każde słowo i gest. Co ma być, to będzie.
__________________
marudzę na blogu - o książkach, filmach, marketingu, Łodzi i o tym co mi do głowy przyjdzie
OSTATNI WPIS: Literaci W Przedwojennej Polsce. Pasje. Nałogi. Romanse
zapraszam na marudny FP
Marudna Krolewna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 07:48   #4
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Nie chodzi o to, że powiedział mi tak w żartach na imprezie, ale w tym momencie rodzi się pytanie - czy warto w ogóle budować związek, skoro plany w kwestii ślubu są tak rozbieżne? Czy w ogóle próba budowania z nim czegokolwiek ma jakiś sens? - w takim kontekście pytałam. Ba, nie chodzi mi nawet o mój konkretny przypadek, ale o ogół - czy z jakimkolwiek człowiekiem w takiej sytuacji można zbudować coś, co będzie, np. kompromisem? Bo jak dla mnie, to kompromis w takim przypadku nie istnieje...
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 08:13   #5
pani_charlotte
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2014-05
Wiadomości: 228
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Generalnie warto słuchać tego co mówi facet-tak, żeby budować relacje z realnym człowiekiem a nie swoim wyobrażeniem na jego temat.
No ale od tej zasady jest wiele wyjątków a już na pewno kiedy ma się do czynienia z tak młodymi ludźmi jak Wy.
Ludzie się zmieniają, dojrzewają, rozwijają się. Zmieniają im się pragnienia i priorytety. To co aktualne dziś, może być nieaktualne za lat 5 czy 10.
Sama miłość ma też wielką moc. Sytuacji w których ktoś nie chciał się wiązać na stałe albo mieć dzieci i zmieniał zdanie pod wpływem miłości, widziałam już wiele.
Bliskość i więź jest też tym co się buduje a nie jest dane na starcie. Więc inaczej możesz myśleć o kimś i Waszej wspólnej przyszłości kiedy spotykacie się tylko czasem i to wszystko dopiero się rozwija a inaczej kiedy jakaś więź już się zbuduje. Za jakiś czas oboje możecie stwierdzić, że nie wyobrażacie sobie życia bez siebie a Wasze wcześniejsze założenia na temat ślubu przestaną obowiązywać.
No ale to zawsze jest ryzyko i nigdy nie wiadomo co będzie i jak będzie. Moze mu się zmieni a może nie. Nie ma chyba innej rady jak ta, żeby iść za głosem serca ale też ten głos konfrontować z rozumem, tak, żeby na bieżąco aktualizowac sobie czy na pewno relacja jaką tworzysz Ci odpowiada i czy to wszystko idzie w dobrym kierunku.
__________________

pani_charlotte jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 08:55   #6
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 642
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
Napisane przez Mellark Pokaż wiadomość
Drogie Wizażanki, to (znowu!) ja. Kilka miesięcy temu pytałam Was o to, czy mój kolega poznany jakoś w sierpniu może mnie lubić "bardziej" niż inne dziewczyny w nowej paczce. Przez jakiś czas moja, hmm, "silna sympatia" do niego osłabła. Trwało to może kilka tygodni - góra miesiąc. Wszystko było spowodowane tym, że przez nawał zajęć spotykaliśmy się raz na dwa tygodnie, a ja żyłam systemem uczelnia-praca-nauka w domu. Kilkanaście dni temu ta "sympatia" uderzyła na nowo, niemal z taką samą siłą.

Jednak w ostatni piątek pojawił się spory problem. Byliśmy w klubie, ale akurat siedzieliśmy w loży (ja nie byłam w nastroju do zabawy, ale pojechałam ze względu na towarzystwo) i akurat rozmawiałam z tym moim A. Z czegoś się śmialiśmy i zszedł temat na małżeństwo, a ja powiedziałam coś w stylu: "Jeszcze nie znalazłam takiego szalonego, co by chciał ze mną spędzić resztę życia". A on zaczął się śmiać i coś powiedział, a potem dodał, jakby odczytując moje myśli (ale było to raczej dzieło przypadku), z uśmiechem: "Ale na mnie nie licz. Nie zmierzam się żenić. Ani teraz, ani w dalekiej przyszłości". Przyznam, że zrobiło mi się naprawdę przykro, i już do końca imprezy miałam jeszcze gorszy humor - choć może się to wydawać śmieszne.

Chłopak jest naprawdę skryty. Poznałam mnóstwo, naprawdę mnóstwo skrytych osób, ale on zdecydowanie zdobywa tytuł mistrza. Jego przyjaciele, którzy są teraz częścią paczki, do której należę, nawet oni nie do końca wszystko o nim wiedzą, a znają go kilka lat. Prawdopodobnie ma trochę rozbitą rodzinę - bo mówił, że mieszka z matką, a z dwóch braci tylko z jednym utrzymuje kontakt. Rozmawiałam z innym kumplem z paczki, który zna go najdłużej i powiedział, że A. i tak przeszedł wielką przemianę, bo teraz jeszcze sam z siebie się udziela i mówi - niewiele, ale to naprawdę dużo w porównaniu z początkami, bo wtedy wcale nie rozmawiał. Z jego słów i relacji tamtego kumpla wynika, że A. nigdy nie był w żadnym związku - poważnym i tym niepoważnym też.

Nie wiem, czy jego niechęć do małżeństwa wynika z doświadczeń rodziców czy przekonania, że nigdy nikogo nie znajdzie. Nie chcę go tłumaczyć, chociaż tak to pewnie wygląda. Zastanawiam się po prostu, czy naprawdę muszę odpuścić. To trudne, bo widujemy się kilka razy w tygodniu, a nie chcę porzucać nowej paczki - zwłaszcza że jest to pierwsza od dwudziestu jeden lat (if you know what I mean ). Niespotykanie się z nim byłoby dla mnie bardzo trudne, a omijanie spotkań, na których się pojawia - niemożliwe, bo jest na każdym. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest żaden argument, ale w tamten piątek raz nam powiedziano, że zachowujemy się jak para (żeby się nie zrobiło dziwnie, to dodałam: "Para debili", A. ma dystans do siebie, podobnie zresztą jak ja, i zaczął się śmiać), a potem kolega nas zapytał: "Eeeej, małżeństwo! Idziecie tańczyć?". Od tego momentu, za każdym razem, gdy ktoś powie, że A. na imprezie może poszukać jakichś dziewczyn, ktoś inny odpowiada: "Przecież on ma żonę!" (co wypada zabawnie w kontekście jego niechęci do małżeństwa). Kiedy w klubie nie miałam humoru, on cały czas starał się mnie pocieszyć.

Co prawda, nie uważam, żebym ja, mała, dziwna ja, umiała go otworzyć, tak żeby wreszcie się zaangażował, ale "na wypadek gdyby" lub na przyszłość: czy w sytuacji, w której (odległe, ale jednak) plany na przyszłość tak się rozmijają, naprawdę nie da się zrobić nic innego, jak zapomnieć? Odpuścić sobie? Czy nie ma już szans na odmianę jego zdania? Zdaję sobie sprawę z tego, że to może dziwnie brzmieć, że nawet nie jesteśmy razem, a mnie już takie rzeczy martwią, ale wydaje mi się, że taka wiedza "przed" jest o wiele lepsza, bo może nas ustrzec od kilku lat życia z osobą, która nie podziela naszego zdania w tej kwestii.
Uważam, że to inna sytuacja, niż w przypadku, kiedy dowiadujemy się o tym w trakcie trwania długoletniego związku, dlatego założyłam odrębny temat.

Niekoniecznie musicie odpowiadać na moje pytanie. Jakby to powiedział mój matematyk z liceum - pofantazjujmy na ten temat jak przy ogólnym stwierdzeniu.
Trzeba słuchać tego, co facet mówi. Moim zdaniem powiedział Ci wprost co myśli i nie ma się co łudzić, że nie to miał na myśli, czy myśli coś innego, czy też się drażnił. Przy okazji moim zdaniem dał Ci do zrozumienia, że nie jesteś tą kobietą, która mogłaby zmienić jego zdanie i nawet nie zamierza próbować. Czas ograniczyć albo zerwać ten kontakt, bo tylko się niepotrzebnie łudzisz, że może coś z tego wyniknie i zamykasz się tym na inne znajomości. Z tego żadnej miłości (z jego) strony raczej nie będzie. I nie sugeruj się zdaniem znajomych, którzy w żartach starają się Was swatać. To, że ktoś rzuca "on ma już żonę" mając Cię na myśli, to nic nie znaczy.

Edytowane przez 201803290936
Czas edycji: 2014-11-02 o 08:56
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 09:00   #7
panna tofu
Raczkowanie
 
Avatar panna tofu
 
Zarejestrowany: 2010-05
Lokalizacja: Śląsk
Wiadomości: 249
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
Napisane przez Mellark Pokaż wiadomość
"Jeszcze nie znalazłam takiego szalonego, co by chciał ze mną spędzić resztę życia".
Może poczuł się urażony, że nie bierzesz jego w żadnym stopniu pod uwagę. W końcu już się znacie, a Ty mówisz, że jeszcze takiego nie znalazłaś w jego towarzystwie.
Kwestia papierka to już kolejny temat
panna tofu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2014-11-02, 09:24   #8
mpt
Zakorzenienie
 
Avatar mpt
 
Zarejestrowany: 2007-11
Wiadomości: 7 346
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Z jednej strony zgadzam się, że robisz dyskurs filozoficzny na podstawie imprezowego tekstu typu: "zaczepiłam, a on nie odpowiedział tak, jak chciałam". Z drugiej strony - z Doris też się zgadzam, bo to było powiedzenie wprost: "nie licz na nic, jesteśmy kumplami".
Autorko, jeśli przez tyle czasu ten facet nie wykazał zainteresowania (bo już nie pamiętam na jakim etapie jesteście), to związku z tego nie będzie.
__________________
Tu wyjaśniam w prostych słowach trening, dietę i głowę: instagram.com/prostym_slowem
mpt jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 09:35   #9
Lexie
Przyjaciel wizaz.pl
 
Avatar Lexie
 
Zarejestrowany: 2004-06
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 33 873
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
Napisane przez Mellark Pokaż wiadomość
Nie chodzi o to, że powiedział mi tak w żartach na imprezie, ale w tym momencie rodzi się pytanie - czy warto w ogóle budować związek, skoro plany w kwestii ślubu są tak rozbieżne? Czy w ogóle próba budowania z nim czegokolwiek ma jakiś sens? - w takim kontekście pytałam.
Dziewczyno, facet jest Twoim KOLEGĄ, naprawdę uważasz że ta rozmowa na imprezie jest w jakiś sposób wiążąca, że on w ogóle musiał Ci szczerze opowiedzieć o swoich zapatrywaniach na ślub? Piszesz, że jest taki skryty, a wydaje Ci się jednocześnie, że Ci wyśpiewał swoje plany małżeńskie na przyszłość (a raczej plany nie-małżeńskie) siedząc w tym klubie w loży?
Prędzej bym uznała, że w ten sposób Ci sugeruje, że nie jest zainteresowany związkiem z Tobą, po prostu.

Wybacz, ale zdecydowanie sobie dopowiadasz i nadinterpretujesz jego zachowanie. Ciężko o kompromis jeśli jedna osoba w związku nie wyobraża sobie żyć bez ślubu, a druga za skarby świata go nie chce, ale takie rozmowy mają i sens i coś znaczą kiedy ludzie faktycznie poważnie ze sobą o tym porozmawiają, czy to będąc już w związku, czy chociaż randkując i "badając grunt" pod związek. Rozumiesz, kiedy oboje wiedzą, że ta rozmowa coś znaczy, bo mają się ku sobie, i to co powiedzą jest istotne. Ta opisana sytuacja mi pod to zupełnie nie podpada.
Lexie jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 19:27   #10
3metrynadniebem
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 492
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Była impreza, rzucił jakimś tekstem i co tu poważnie analizować? Ja czasem rzucę, że ja to i tak idę do zakonu, i czy każdy kto to usłyszy ma zaraz myśleć, że takie są moje plany na przyszłość? Rany...
3metrynadniebem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-02, 19:45   #11
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 642
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
Napisane przez lexie Pokaż wiadomość
(...)
Prędzej bym uznała, że w ten sposób Ci sugeruje, że nie jest zainteresowany związkiem z Tobą, po prostu.
(...)
Myślę, że właśnie o to mu chodziło i chyba odebrał te "małżeńskie gadki" jako jej narzucanie się jego osobie.
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2014-11-02, 21:27   #12
carpediem
Rozeznanie
 
Avatar carpediem
 
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 937
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

A ja dziewczynę trochę rozumiem. Nigdy nie miałyście tak, że kiedy podobał Wam się jakiś facet, łowiłyście każde jego słowo, zapamiętywałyście każdy gest i potem chcąc, nie chcąc analizowałyście?

Kontekst, w jakim to zdanie o nieplanowaniu ślubu wypłynęło, jest mówiąc eufemistycznie - średni. Ani to poważna rozmowa, ani żartobliwa do końca też nie, może jakaś metafora, a może nie? Sęk w tym, że w jakiś sposób facet mówiąc "na mnie nie licz" dał Ci do zrozumienia, żebyś - uwaga, uwaga - na niego nie liczyła. Cokolwiek tam sobie planujesz, roisz w głowie - przypuszczalnie chciał tym uciąć wszystkie możliwości i dać do zrozumienia, że możecie się kumplować, ale poza koleżeństwo on wyjść nie zamierza.

Swoją drogą - jak on reaguje na te wtrącenia o żonie i małżeństwie ze strony znajomych? Śmieje się, czy udaje, że go to bawi, ale wyraźnie widać, że uważa to za lekką przesadę?
carpediem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 14:18   #13
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Śmieje się i nawet sam ciągnie te żarty. Tak jak pisałam, gość ma spory dystans do samego siebie. Bardzo często też w tym "małżeńskim kontekście" robi seksualne aluzje. Mamy coś, co nazywa się "polizane to moje". Wzięło się to stąd, że któregoś dnia na początku znajomości dzieliłam się z wszystkimi swoimi gumami do żucia, a on zażartował, że jakby wszystkie polizał, to były jego, bo nikt inny by ich nie dotknął. Na imprezie (niezbyt udanej zresztą) udał, że polizał palec i przejechał po moim telefonie, po czym dodał: "Polizane to moje!" Naturalnie, zaczęłam się śmiać. Tego samego wieczora, jak czekaliśmy na resztę znajomych (ja, on, kumpel i kumpela), to odpaliłam na telefonie aplikację (w tym wypadku serię gier) o tytule Guess the TV Show/Movie/Character/Celeb (dla tych, którzy nie lubią angielskiego: zgadnij, jaki to serial (lub program rozrywkowy), jaki to film, jaka to postać (w tym wypadku z kreskówki), jaka to gwiazda). A. natychmiast się dołączył i zgadywał razem ze mną. Kiedy w klubie reszta szalała, my zgadywaliśmy. Oczywiście, nie cały czas, ale był taki moment, że musieli nas wyrwać z kanapy, żebyśmy ruszyli na parkiet.

Ja nie piłam (bo nie lubię, ot), a on przyjechał samochodem, więc - chcąc nie chcąc - zostałam kierowcą. Odwiozłam go do domu, a potem - wiadomo, pojechałam jego autem do siebie. I to już drugi albo trzeci raz dał mi samochód. Ja wiem, że to raczej nie był wybór w stylu: "O borze, lesie, dam jej samochód, bo jest taka super!", tylko konieczność - bo ja się dobrze bawię bez procentów. Następnego dnia się spotkaliśmy, żeby przekazać auto (skomplikowane, jak to się stało, ale mniejsza).

Raz jedyny spotkaliśmy się sam na sam i zasadniczo nie wiem, czemu tak wyszło. Pożyczyłam mu dysk zewnętrzny mojego taty, żeby mi pozrzucał na niego filmy. Parę dni później wszystko było gotowe, więc chciał oddać sprzęt. Mógł to zrobić na spotkaniu "grupowym", bo wiedzieliśmy, że do niego i tak w ten dzień dojdzie, a poza tym wiedział, że to nie musi być oddane "na już", tylko przy okazji. A on i tak zadeklarował, że sam podjedzie. Więc tak zrobił. Myślałam, że jeśli już, to szybko odda i pojedzie dalej, ale on zaparkował pod moim domem, zgasił silnik, wyszedł z samochodu i nie widziałam, nie dał mi do zrozumienia mową ciała, że się spieszy albo że chce uciec z tamtego miejsca (kierowałby ciało, zwłaszcza stopy, w kierunku samochodu). Niestety, tego dnia w drodze wyjątku musiałam odebrać mamę z pracy i byłam zła na nią (mama się z tego śmiała :P ), że musiała mi to przerwać. Zanim jednak pojechałam, to dołączyła do nas moja koleżanka i sąsiadka, nasza wspólna znajoma, i zszedł temat na imprezowanie, ja powiedziałam, że "sama pić przecież nie będę", a on dorzucił: "przecież w parze już można" (czy coś w tym stylu).

Jak zaczął się październik (a więc moje studia, trzeci rok, niestety), to kiedyś spytałam go, czy nie zechciałby jechać ze mną oddać indeksu, bo samej mi się nie chce jechać, a dość daleko mam (oczywiście, zaproponowałam autobus, bo nie lubię strasznie "sępić" od ludzi podwózek autami), ale nie mógł, bo załatwiał coś ważnego w innym mieście (rozkręca własny biznes). A potem, jak się studia zaczęły już na dobre, sam do mnie napisał, na którą mam, bo jedzie do Katowic i mógłby mnie zabrać. Niestety, nie wstawał o 5:00, więc spotkanie nie wyszło. :P Ale parę dni potem znów widzieliśmy się grupą i czekaliśmy tylko na niego. On biedny dzwonił i dzwonił, a żaden z kumpli nie odbierał. Kiedy przyszedł, mówi do mnie tak:
- Chciałem do ciebie zadzwonić.
Zaśmiałam się.
- W akcie desperacji, bo oni nie odbierali?
- Nie, bo byłem w Katowicach po jedenastej i chciałem cię zapytać, o której kończysz, bo bym cię z sobą zabrał, ale musiałem jeszcze jechać w kilka innych miejsc i nie byłem pewny, czy będziesz miała czas...
- No AAAAAAAAAAAA., przecież ja skończyłam o 11:15, uduszę cię... - I po tych słowach sam zaczął się śmiać.
Zawsze się też upiera, żeby mnie odwieźć, mimo że mu tłumaczę, że nie mam daleko i dojdę. No, może prócz wczorajszego dnia, ale to ja nie chciałam się narzucać i kiedy odchodziłam, rzucił mi takie zrezygnowane "na razie".

Ja wiem, że to nie są żadne dowody, zwłaszcza że istnieją takie, które burzą wizję sielankowo budowanej relacji. To jest - wiem, że to śmiesznie zabrzmi, ale... mnie, jako jedynej ze znajomych, nie "lajkuje" zdjęć na Facebooku. NIE ŚMIAĆ SIĘ! To brzmi zabawnie, ale wcale takie nie jest. Sam też nie pisze, nie dzwoni. To znaczy - zadzwonił kilka razy, kiedy wszyscy się umawiali, a ja byłam poza domem, wtedy to nawet zadzwonił z czyjegoś innego numeru. Jak jeszcze koleżanka-sąsiadka z nami wychodziła, to zawsze dzwonił do niej, nie do mnie. A jak przychodzi jego ściągnąć do nas, to MNIE każą to robić.

Wiem też, że raczej sobie coś uroiłam, ale tylko chciałam się upewnić. Cóż, jest mi przykro, ale nie mam na to większego wpływu. Pewnych rzeczy nie da się zmienić i już. Będzie mi chyba trochę trudno, zwłaszcza że wczoraj jego kumpel, jak szliśmy sami, powiedział, że musi A. znaleźć dziewczynę. Nie powiem, że nie, ale przez moment było mi bardzo przykro i poczułam niemiłe ukłucie w sercu...

---------- Dopisano o 15:18 ---------- Poprzedni post napisano o 15:17 ----------

EDIT: Co do tego "na mnie nie licz", to nie pamiętam zbyt dobrze, czy między swoim "jeszcze nie znalazł się taki...", a jego "na mnie nie licz" nie było czegoś innego. Ale to chyba i tak nie zmienia kontekstu. W każdym razie, mówiąc to, był uśmiechnięty - jak zawsze zresztą.

Jeszcze mi się przypomniało, że wczoraj siedziałam na ławce na orliku, kiedy on i kilku kumpli z paczki, a także cała masa spoza, grali w piłkę nożną. Usiadłam na ławce, która była skroplona rosą, więc jak wstałam, to miałam trochę mokry płaszcz. Oczywiście część zaczęła się przebierać, w tym A. Wstałam z tej ławki i mówię:
- Kurczę, teraz mam mokrą du*ę.
A na to A.:
- Jak chcesz, to możesz mieć jeszcze coś innego mokre.
- Nie, nie, podziękuję.
Zaczął zdejmować koszulkę (nie jest jaki super wyrzeźbiony, więc nie miałam powodu, żeby ewentualnie zemdleć xd), a kolega, z którym stałam, mówi:
- Patrz, jak się A. dla ciebie obnaża.
Zaśmiałam się i mówię:
- Ale mam nadzieję, że spodni nie będzie zmieniał.
A. to słyszał, bo stał dwa metry dalej, poza tym kolega wcale się z tym nie krył.
- Nie bój się, nie zawiedziesz się. A. zawsze wierzy w swoje sprzęcicho.
A A. do żartów dorzucił:
- Ja jeszcze majtki będę zmieniał.
I zaczęliśmy się śmiać.
Kiedyś też ja był pijany na jakimś grillu, szedł się odlać w krzaczki, a ja do żartów krzyknęłam:
- A., ale przodem do mnie!
I on naprawdę szedł w moim kierunku, rozpinając spodnie (choć wiadome było, że tego nie zrobi), a ja pospiesznie dodałam:
- Żartowałam, A., żartowałam!
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.

Edytowane przez Mellark
Czas edycji: 2014-11-03 o 14:34
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 15:32   #14
3metrynadniebem
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 492
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Ja tam z chęcią poczytam więcej jak to będzie dalej szło.
3metrynadniebem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 15:41   #15
carpediem
Rozeznanie
 
Avatar carpediem
 
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 937
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Szczerze mówiąc ja naprawdę nie wiem, co o tym sądzić .

Z jednej strony niby ucina Twoje myśli, że może byłoby z tego coś więcej z drugiej pojawiają się jakieś aluzje, nie protestuje, jak w towarzystwie nazywają Was "małżeństwem" itd.

Też jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Nie robiłabym sobie jakiś wielkich nadziei, ale kto wie?
carpediem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 15:52   #16
3metrynadniebem
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 492
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

A ten facebook mnie w sumie zastanowił Skoro innym normalnie lajkuje i komentuje, a Tobie nie....
to albo nie robi tego, bo przeczuwa, że na niego lecisz i nie chce Ci robić nadziei ,
albo to właśnie on coś tam swojego do Ciebie czuje, więc nie chce się udzielać na fejsie, żeby nie było, że się czasem wyda
3metrynadniebem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 15:58   #17
carpediem
Rozeznanie
 
Avatar carpediem
 
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 937
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
Napisane przez 3metrynadniebem Pokaż wiadomość
A ten facebook mnie w sumie zastanowił Skoro innym normalnie lajkuje i komentuje, a Tobie nie....
to albo nie robi tego, bo przeczuwa, że na niego lecisz i nie chce Ci robić nadziei ,
albo to właśnie on coś tam swojego do Ciebie czuje, więc nie chce się udzielać na fejsie, żeby nie było, że się czasem wyda
Fejsbuk w ogóle jest świetny. W zasadzie każde działanie jest podejrzane . Dlatego też ciężko stwierdzić w tym przypadku, o co chodzi. Mój TŻ przykładowo w ogóle nie udziela się w lajkowaniu czegoś, co dodaję, a żyje nam się bardzo dobrze i bez tego :P.

Zastanawiam się, czy można zrobić coś, żeby Autorka wiedziała na czym stoi bez otwartego pytania do pana A. Bo daje jednak trochę sprzeczne sygnały. Istnieje też możliwość, że po prostu taki ma sposób bycia (dwuznaczne teksty wcale nie muszą oznaczać niczego szczególnego, ot takie odzywki ku uciesze tłumu).
carpediem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 16:33   #18
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Jejku, pierwsze pozytywy! (Albo i neutrale).
Na pewno będę informować na bieżąco, zwłaszcza że dziś też mamy się spotkać całą paczką. Choć jeszcze nie wiadomo...

3metrynadniebem, właśnie też pomyślałam, że mógł zacząć podejrzewać, ale nigdy nie dałam mu jasnych sygnałów, tj. nie zaproponowałam randki (bo zawiezienie indeksu by się nie liczyło) ani nie wykonałam śmielszego gestu w jego stronę. Co mnie zastanawia, to fakt, że ostatnio zwróciłam na to uwagę, a on... sę tłumaczył. Mówię mu tak:
- (...) no, no, a M. to wszystkie zdjęcia zalajkował! (ze śmiechem, oczywiście)
- Ja? Wszystkie? Nie, musiałaś się pomylić. (też pół żartem, pół serio, bo on ma czasem taki stały żart, że "nic nie pamięta", a pamięta wszystko lepiej niż inni).
- Nie no, weź sobie zobacz. Co wejdę na jej losowe zdjęcie, to "A. i iluśtam innych lubi to"...
- Nie, ja nic nie pamiętam...
- Zobacz sobie, jak będziesz w domu. Mówię ci, ty chyba coś lubisz tę M...
Oczywiście wszystko z uśmiechem, żadnych pretensji.

carpediem, możliwe, że ma taki sposób bycia. Ten kumpel, co to chce go strasznie z kimś wyswatać, ciągle mi robi takie sprośne, wręcz chamskie przytyki, ale my wiemy, że to są żarty i po takiej serii "besztów", kumpel zaczyna się śmiać i mówi: "Wiem, wiem, też cię kocham". I wiem, że to nie jest żadna aluzja, bo między nami sytuacja zawsze była czysta. Tenże właśnie kumpel ostatnio mówi do mnie tak:
- Przybij piątkę. Ale tak wysoko.
No to ja wyciągam w górę rękę w puchatej rękawiczce, a ten mnie łaps! - za nogi, przerzucił mnie sobie przez ramię i udawał, że mnie wrzuci do fontanny. A. od razu podbiegł, udając, że chce mu pomóc mnie zamoczyć. :P Nic z tych rzeczy się nie stało, ale jednak...


Jak mówiłam, to trochę niemowa i kiedy A. zaczyna dużo mówić, to znak, że ma już wlane. Ostatnio milczałam w tym jego samochodzie, który mu przytransportowałam, a którym mnie odwoził w ten sam dzień, ale już sam na sam, do domu. Zanim ruszyłam, żeby mu go zawieźć, przetarłam szyby, które były mokre i zrobiłam brudne ślady po chusteczce. W każdym razie siedzę cicho, a jestem gadułą nie z tej Ziemi (co z resztą widać), a on sam zaczyna nawijkę (i to nie pierwszy raz w podobnej sytuacji):
- No popatrz, jeszcze mi wzorki jakieś na tych szybach narobiła, noo...
- Eee tam, przypadek - powiedziałam tak jakoś bez entuzjazmu.
A on na to:
- Nie SONDZE.
Podobna sytuacja miała miejsce gdzieś we wrześniu, kiedy też miałam zły dzień, wyszłam niepomalowana, w okularach zamiast soczewek (pierwszy raz mnie w nich widział) i czekaliśmy w dwójkę pod sklepem na koleżanki, które robiły szybkie zakupy. Milczałam, co jest dla niego chyba niezręczne, bo jakoś nerwowo zaczął nawijać o tym, jakie to fajne filmy mi zrzucił (to było przed oddaniem dysku, dałam mu wolną rękę w kwestii repertuaru), a potem tak jakoś szybko spojrzał i odwrócił wzrok, i powiedział:
- Nie wiedziałem, że nosisz okulary.
- Od piątej klasy podstawówki. - Tak jakoś odpowiedziałam bez cienia emocji i uśmiechu.
Potem koleżanki wróciły i rozmowa się urwała.
Ogólnie zawsze, kiedy mam gorszy humor, to robi najlepszą rzecz na świecie - nie pyta, nie zlewa głupimi wyświechtanymi formułkami w stylu "e tam, nie przejmuj się", tylko zawsze rozbawia. Jak w klubie - "dźgając" mnie palcem po żebrach, łaskocząc albo mówiąc coś śmiesznego. Ja z kolei zawsze go "wkurzam", bo wiem, że ma wielkie łaskotki na brzuchu. :-P Myślę, że on po prostu wie, jak to jest być bardzo smutnym i nie chce, żeby inni się tak czuli.
I drobna rzecz. Jak jest nam zimno, to wiadomo, wszyscy do jego auta. xd Mi zawsze każą siadać z przodu, obok niego, więc się ustawiamy bokiem, żeby otwierać postawę na resztę z tyłu, "na pace". To pierdoła, wiem - ale nasze kolana zawsze się stykają i żadne z nas z tego nie ucieka.

Tamten kumpel-swatka powiedział też, że "chciałby znaleźć A. dziewczynę, ale wolałby kogoś zaufanego, bo A. jest bardzo łatwowierny i nie zasługuje na żadne cierpienie. On byłby zaebistym chłopakiem, serio. Nie zdradziłby ani nic, bo on nie jest głupi. A przy kimś nowym to zawsze ryzyko..."
Na co ja, z chichotem:
- Sugerujesz, że JA miałabym do niego startować?
- Nie, nie, tylko mówię, że ktoś znany byłby lepszy. - I to naprawdę nie była aluzja do mnie.
Bo kumpel-swatka żyje w błogim przekonaniu, że podoba mi się kolega z pracy. :-P
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.

Edytowane przez Mellark
Czas edycji: 2014-11-03 o 16:43
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-03, 19:17   #19
3metrynadniebem
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 492
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
To pierdoła, wiem - ale nasze kolana zawsze się stykają i żadne z nas z tego nie ucieka.
To zależy od ludzi... ja np. potrafię na palcach jednej ręki zliczyć, z kim stykanie się kolanami by mi nie przeszkadzało.. Jeden to taki, który mi się podobał (ani on o tym nie wiedział ani ja, że ja jemu )... a drugi to mój dobry kolega, do którego nic nie czuję, ale go bardzo lubię A reszta? Uciekałabym kolanami, żeby sobie czegoś nie pomyśleli

No ale na przykład mam koleżankę, której by było obojętne, jaki chłopak tam będzie siedział.....


Ja bym na Twoim miejscu odważyła się na coś Ale to ja, taka niecierpliwa Może jak będziecie siedzieć w samochodzie i będziesz chciała powiedzieć coś do kogoś z tyłu, to nachylając się tam oprzyj się ręką o jego kolano/udo? Ale na chwilę, nie że masz tam rękę cały czas trzymać Tylko że niby niechcący to było. I tak małymi kroczkami go przyzwyczajać
3metrynadniebem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2014-11-04, 01:41   #20
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

AAAAAAA, napisał! <3
Tzn. bo parę dni temu wysłałam mu link do zdjęcia z Kwejka i teraz mi wysłał gifa w odpowiedzi. I trochę gadamy. Spytałam go, czemu nie śpi, a potem on dowalił czymś w stylu, że powinnam iść spać, bo mnie potwór zje. A on mi ostatnio powiedział, że przejechałby mnie dla pewności kilka razy (to cały A... ), więc teraz mu napisałam, że potwór by go wyręczył. Dodałam, że pewnie by się cieszył, a on potwierdził. I dorzuciłam: Przecież ty beze mnie byś nie przeżył! <3. W odpowiedzi na coś śmiesznego kazałam mu rzucić narkotyki albo brać chociaż połowę i polecilam siebie, bo jestem lepsza niż narkotyk - nie dla nerwów, ale dla ciała! A on: Właśnie dlatego nie mogę usnąć, bo ciebie tu nie ma . I dodał: I dlatego przy tobie nie biorę.

Kurczę, ostatnio sama zainicjowałam coś podobnego, ale to było chyba słabsze niż ręka na kolanie. Też w aucie - wziął mój telefon i grał w jedno z "Guess the...", a wyświetlacz odbijał mi się w szybie za jego głową. Wszystkie szyby się "spociły", więc się nachyliłam i przetarłam szybę tuż obok jego głowy, żeby mieć wyraźniejszy obraz. I nie zaprotestował. Ale myślę, że spróbuję!
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.

Edytowane przez Mellark
Czas edycji: 2014-11-04 o 07:30
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 08:46   #21
Ijegrina
Raczkowanie
 
Avatar Ijegrina
 
Zarejestrowany: 2007-09
Wiadomości: 201
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

ale przyjemnie się czyta te Twoje historyjki. Czekam na więcej i kibicuję
zmartwił mnie tylko motyw z narkotykami, to tylko zioło czy coś więcej?
__________________
przepraszam, ale jestem złośliwa. z natury.

Ijegrina jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 09:17   #22
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Ani jedno, ani drugie. To był żart.
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 09:53   #23
3metrynadniebem
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 492
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cytat:
Napisane przez Mellark Pokaż wiadomość
AAAAAAA, napisał! <3
Tzn. bo parę dni temu wysłałam mu link do zdjęcia z Kwejka i teraz mi wysłał gifa w odpowiedzi. I trochę gadamy. Spytałam go, czemu nie śpi, a potem on dowalił czymś w stylu, że powinnam iść spać, bo mnie potwór zje. A on mi ostatnio powiedział, że przejechałby mnie dla pewności kilka razy (to cały A... ), więc teraz mu napisałam, że potwór by go wyręczył. Dodałam, że pewnie by się cieszył, a on potwierdził. I dorzuciłam: Przecież ty beze mnie byś nie przeżył! <3. W odpowiedzi na coś śmiesznego kazałam mu rzucić narkotyki albo brać chociaż połowę i polecilam siebie, bo jestem lepsza niż narkotyk - nie dla nerwów, ale dla ciała! A on: Właśnie dlatego nie mogę usnąć, bo ciebie tu nie ma . I dodał: I dlatego przy tobie nie biorę.
Ha, nie żeby coś, ale ja tak mam, że właśnie z chłopakami, z którymi coś było na rzeczy, gadałam zawsze właśnie w ten sposób jak ty ze swoim Że ciągle jakieś żartki i tak ironicznie A z innymi normalnie.. więc mam nadzieję, że wszystko się ładnie potoczy

Cytat:
I nie zaprotestował. Ale myślę, że spróbuję!
Trzymam kciuki Bardzo mi się fajnie czyta Twoją historię i jestem ciekawa ciągu dalszego, bo szczerze powiedziawszy to na razie nic nie wiadomo, ale odpowiadając na pytanie z tematu "Czy naprawdę trzeba zapomnieć" - mówię NIE Spróbuj, zobaczymy jak się potoczy
3metrynadniebem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 10:40   #24
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Jejku, to zamierzam kontynuować opowieść!

Cóż, tamta koleżanka-sąsiadka, która już z nami nie wychodzi, powiedziała mi kiedyś, że mam sobie odpuścić. Wynikło to z tego, że na jej osiemnastce, pod koniec sierpnia, wszyscy pytali, czy ja i A. jesteśmy parą. Mieliśmy nawet taką sytuację, że znajoma solenizantki (jednej z trzech, więc ludzi było sporo) - swoją drogą lesbijka (to istotne dla dalszej części anegdotki, nie jestem homofobką) - podeszła do mnie, A. i kilku osób, bo staliśmy akurat na zewnątrz w grupce.
- Hej, o której zawozisz swojego chłopaka?
Ponieważ jestem wygodna i nie lubię alkoholu, to przyjechałam samochodem i obiecałam zabrać A. i kilka osób ze sobą.
Zmarszczyłam brwi.
- Chłopaka? - zdziwiłam się. Wskazałam palcem na A. stojącego obok mnie. - Chodzi ci o niego? To nie jest mój chłopak.
Po krótkiej rozmowie (udało mi się jej nie odwieźć, bo mieszkała zdecydowanie zbyt daleko) ona dodała:
- I jesteś hetero, tak?
- Tak.
- Ale tak NA STO PROCENT hetero?
- TAK.
- Szkoda... - I odeszła.
A. się strasznie śmiał.
W ten sam dzień zresztą, kiedy czekałam na niego w umówionym miejscu, żeby go odebrać, spostrzegłam z daleka, jak idzie. Oczywiście banan od ucha do ucha, on podobnie (ale on tak zawsze ma, chyba nie tylko na mój widok). Przywitaliśmy się przytulaskiem, po czym otworzyłam samochód, a on stał po drugiej stronie szoferki, uśmiechał się i patrzył na mnie tak jakoś... ja nie wiem... dziwnie? Fakt, wystroiłam się, ale to była impreza, tak? Nie wsiadał przez moment, więc spytałam:
- Co? Co tak patrzysz? Zabiłam ci kogoś?
A on tylko pokręcił głową i wsiadł.
Potem nasza wspólna znajoma zapytała go, kim dla niego jestem - uczyniła to na osobności - bo wiele osób pyta, czy jesteśmy parą. (Wiem, że takie gdybanie ludu często jest mylne, spokojnie). On odpowiedział, że jestem tylko koleżanką. Cóż, z kolei solenizantka przekazała mi to w taki sposób parę dni później, że odechciało mi się czegokolwiek...

Pamiętam też sytuację, w której owa solenizantka, kumpel-swata, A. i ja byliśmy w centrum handlowym - może słyszałyście o Silesia City Center? To było moje i A. drugie spotkanie. Solenizantka i kumpel wtedy "ze sobą kręcili" (nie lubię tego określenia, ale niech będzie). Staliśmy już na przystanku, mając wrócić do naszego miasta, a tamci stali przytuleni i ciągle sobie "buziaczkowali". Stałam z A. tylko obok i żartowałam, a w pewnym momencie mówię:
- Ej, mnie też jest zimno. Kto MNIE przytuli?!
A. mam nadzieję, że się skapniesz, pajacu!
A. wyciąga ręce w moim kierunku, a ja:
- Nie, wiesz co, A., jakoś tak mi się cieplej zrobiło nagle...
MELLARK, TY IDIOTKO, CO TY ODPIERDZIELASZ W OGÓLE?!
Chwilę później znowu:
- A buziaczka kto mi da?
A. znowu wyszczerz.
- Ja mogę.
- Yyy, zasadniczo to chyba sobie jednak daruję...
Jak przyszłam do domu, to zastanawiałam się, czy jeśli odrąbię sobie głowę tasakiem, to mama zauważy, że tasak się ubrudził.

Kiedy też byłam smutna, dodałam jakąś przygnębiającą piosenkę na tego słynnego fejsa ( ), a on parę minut później wysłał mi w wiadomości to: http://www.youtube.com/watch?v=Pev5jOk2czc
I od razu się rozchmurzyłam. Zresztą - kto by tego nie zrobił?!
Innym razem dodałam Young&Beautiful od Lany del Rey - piosenkę, która znalazła się na ścieżce dźwiękowej Wielkiego Gatsby'ego, i podpisałam: Pozostając w tematyce Wielkiego Gatsby'ego (on mi zrzucił ten film na dysk taty), a on natychmiast: Weź już skończ z tym Gatsbym, co to w ogóle jest za film? (żart).

Innym razem byłam smutna, to spytał mnie dlaczego, a ja:
Bo chłopak, który mi się podoba, tak trochę mnie sfriendzone'ował. :P
Chodziło mi o niego, oczywiście, ale przecież mu się nie przyznam.
- A kto to taki?
- Nie znasz. A co? Czemuś taki ciekawy? A może Ty jesteś zazdrosny?
- Hmm... może tak, może nie... któż to wie...

Ale były też niemiłe sytuacje. W ten sam dzień, w którym wybraliśmy się do SCC, w drodze powrotnej próbowałam zgadnąć, kiedy ma urodziny i zgadłam. Poprosiłam go, żeby zgadł, kiedy ja mam, a on na to:
- Żeby mnie to jeszcze obchodziło...
...więc potem mu dowaliłam, że ma telefon jak pilot do telewizora, to później co spotkanie (do żartów, oczywiście) wypominał mi, że ma rzekomo traumę po tym, jak mu to powiedziałam. Aczkolwiek od tamtego momentu było raczej niewiele sytuacji tego pokroju.

I jeszcze odnośnie do małżeństwa. Byliśmy w pizzerii, w której pracuje nasza wspólna koleżanka: ja, inny kumpel (ten, który mówił o sprzęcichu A.), jego dziewczyna, no i oczywiście A., który dołączył później. Dziewczyna nalegała, żebyśmy ustawili związek małżeński na fejsie (do jaj, ofc), bo chce pierwsza polajkować. Na to, po serii żartów, A.:
- Nieee, ja jestem wolny...
A ja:
- JAKI JESTEŚ?!
I się zaśmiali, bo to zabrzmiało, jakby naprawdę żona opierniczała męża.
Później żartowałam z tamtym kumplem i mówię, że cośtam dla niego zrobię na buziaczka. Też w żartach - przecież obok siedziała jego dziewczyna.
A.:
- Ale to zależy gdzie tego buziaczka.
Na co kumpel:
- Aaaaa, zazdrosny...

Cóż, jestem ciekawa, kiedy następne spotkanie, bo wczoraj nie wypaliło.

PS. Parę razy przedłużył tego przytulaska na pożegnanie. Raz też na przywitanie mnie tak przytulił, że przez moment miałam problem z oddychaniem - i zrobił to nieświadomie. xd
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.

Edytowane przez Mellark
Czas edycji: 2014-11-04 o 10:42
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 15:39   #25
3metrynadniebem
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 492
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Czemu wczoraj nie wypaliło? Ile można czekać na jakieś nowinki
3metrynadniebem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 16:56   #26
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Hahahahha, nie wypaliło, bo nikt nie miał czasu! Przypominam, że to miało być spotkanie grupowe.

Dziś też ma takowe się odbyć, ale łatwiej się dodzwonić do kancelarii prezydenta niż do A. Poza tym przeczuwam, że dziś będzie bez szału.
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 17:08   #27
carpediem
Rozeznanie
 
Avatar carpediem
 
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 937
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Koniecznie daj znać, jak spotkanie przebiegło! Strasznie się wkręciłam w ten wątek i mocno Ci kibicuję.

Swoją drogą, Mellark, ja mam podobnego kumpla. Zachowuje się prawie identycznie, choć może tych dwuznacznych tekstów jest jakoś o połowę mniej. W każdym razie u nas to stopa czysto koleżeńska, bo każde z nas jest w szczęśliwym związku z kimś innym i nie ciągnie nas do siebie absolutnie. U Was sytuacja nie jest jasna, dlatego trzymam kciuki!
carpediem jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 17:20   #28
zielona_nadzieja
Zakorzenienie
 
Avatar zielona_nadzieja
 
Zarejestrowany: 2010-01
Wiadomości: 9 596
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Chciałam tylko powiedzieć, że świetnie się Ciebie czyta I że trzymam za Was kciuki
__________________
Fais-moi une place dans tes urgences, dans tes audaces, dans ta confiance.
zielona_nadzieja jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-04, 18:13   #29
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Jejku, dziewczyny strasznie Wam dziękuję! Co do "czytania mnie" - podwójne dziękuję, bo to ważne dla mnie, która jest taką "szufladową pisarką".

Noooo, ja mam nadzieję, że dziś wypali, bo jak nie... to więcej nie pojadę jego autem! Zasadniczo to nie jest jego auto - on miał BMW, ale się nim rozbił i auto czeka na możliwość finansową, żeby je zreperować. Tak się składa, że mój tata jest blacharzem samochodowym... ;> Tylko pieniędzy mu brak! Poza tym mam trochę złe doświadczenia - kiedyś kumpel byłego przyszedł do mojego taty naprawić samochód i tato doradził mu uzupełnić płyn ze wspomagania. Ten się uparł, że to jest DOT3 (chłodniczy. a tak się zawsze zachwalał, że jest zaebistym mechanikiem) i wlał płyn chłodniczy do wspomagania i w związku z tym siadło mu wspomaganie na jakiś czas. Przyjechał z tym do mojego taty i jakoś to rozwiązali, ale ojciec był wkurzony, bo młodszy brat tego kumpla zaczął mojemu ojcu pyskować. Ogólnie niedobrze jest mieć jakieś sprawy finansowe z przyjaciółmi, a naprawa na pewno by tego wymagała. Zresztą A. wielokrotnie mnie pytał, ile by to wyszło, ale problem polega na tym, że tata musi zobaczyć auto, żeby to wycenić - wiadomo, że za części klient sam płaci, ale do tego dochodzi robocizna, a warsztat taty nie może żyć z powietrza, podobnież i my, jego pociechy.

Mam natomiast problem z innej beczki... Cóż, można powiedzieć, że trochę zraziłam się do seksu. Z moim pierwszym chłopakiem, z którym byłam 1,5 roku, zaczęliśmy współżyć po 8-miu miesiącach. Nie czułam się na to gotowa - z perspektywy czasu zastanawiam się, jak mogłam być tak głupia, że dałam się zaszantażować i w ogóle tego nie dostrzec. Okazało się, że tak nalegał, bo już nie chciał być prawiczkiem - jego kumple nie byli, a on nie chciał być gorszy. :/ Miałam do tego bardzo religijne podejście, ale stwierdziłam, że mogę je złamać dopiero w narzeczeństwie. Jak już wiecie, stało się inaczej. Tak czy owak, miałam później jeszcze chłopaka przez osiem miesięcy, ale rozstaliśmy się, bo... właściwie nie chciałam z nim tego zrobić. On był przekonany, że skoro już nie jestem dziewicą, to pójdzie jak z płatka. On to w ogóle był okropny, bo często byłam zmęczona w weekendy, a tylko wtedy się spotykaliśmy (mieliśmy do siebie cholernie blisko, ale stwierdził, że częściej nie może, bo cośtam; tak naprawdę był maminsynkiem, który wolał wieczory spędzać z mamą na kanapie, oglądając filmy i miziając się wzajemnie), i często mi się przysypiało - to on mi nie dawał spać, bez przerwy mnie obmacywał, ilekroć zasnęłam (!!!), bo on miał chcicę. To się wydaje śmieszne, ale później wyszło na jaw, że on tak naprawdę zaplanował sobie z góry, że będę brała tabletki, a on będzie, za przeproszeniem, tylko ruchał. Moja kasa, moje zdrowie, moje ryzyko niepłodności (pomijam fakt, że chciał mieć dzieci po czterdziestce - po 20 latach brania tabletek to nie zaszłabym w ciążę chyba nawet w wyniku cudu). Stwierdził, że gumki nie, bo pęknie i co potem. Moim zdaniem, żeby uprawiać seks, należy być na tyle dojrzałym, żeby ponieść ewentualne konsekwencje, bo nawet tabletki nie dają stuprocentowej pewności. A ja się właśnie boję tych konsekwencji i to strach przed nimi mnie odrzuca od myśli o związku, bo takowy na pewno będzie się wiązał z kwestią seksualności. Nie mówię tu bynajmniej o przypadku pana A., który czytacie, ale na przyszłość. Z pierwszym chłopakiem miałam taką sytuację, że prezerwatywa zjechała, a on ją dopchnął i doszedł we mnie - gdyby nie szybka reakcja chrzestnej i ginekologa, który mi przepisał tabletki 72h po, być może mielibyśmy już dziecko... (Pęcherzyk Graafa miała lada moment pęknąć).

Co do spotkania, to update: chyba jednak do niego nie dojdzie, bo inny kumpel zaprosił pozostałych na turniej FIFY. :/ Ale jako jedyna dodzwoniłam się do A. i był chętny na spotkanie (nie jakoś przesadnie, ale jednak), a teraz to nie wiem.
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-11-05, 16:55   #30
Mellark
Raczkowanie
 
Avatar Mellark
 
Zarejestrowany: 2013-08
Lokalizacja: zza tęczy
Wiadomości: 77
Dot.: Czy naprawdę trzeba zapomnieć?

Cóż, zainteresowanie postem chyba padło...
__________________
Nie-lotni - szalona Tośka, skoczkowie i zimowe krajobrazy, czyli wracam do pisania, bo projekty za mną chodzą same.
Mellark jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-11-07 20:34:12


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 13:52.