Ładny zapach, nie do końca słodki, może nie spodoba się wszystkim, ale przyznać trzeba, że ciepły, miły, otulający jest na pewno. Przyda się na jesień/zimę, pory, których nie lubię, ale mam sentyment do przesłodkich zapachów, które mogę zimą nosić do woli. Przystąpiłam do testów tzw. całościowych.
W pierwszym kontakcie z tym zapachem mój TŻ wykrzyknął: Angel!
Lecz nie, to nie jest Angel Muglera, w żadnym przypadku. Podejrzewam, że TŻ został zwiedziony pewną uniwersalną nutą, przebijającą przez Black Opium, taką a\' la palone drewno, która to nuta niestety kazała zaszufladkować Black do przedziału Angel.
Niestety, Angel jest tylko jeden! Black Opium nigdy go nie zastąpi i według mnie nie są to zapachy podobne. Znawczynie zapewne sprawdzą i powiedzą to samo, co ja mówię w tej recenzji.
Ale muszę skojarzyć ten zapach z innym, pochodzącym z Muglerowskiej "stajni", zapachem, czy też EDP lub EDT, otóż męski A*Men Thierrego Muglera, to jest to. Jest to zapach niemal identyczny, stanowiący bliźniaczą poniekąd wersję Black Opium, oczywiście wersję pierwotną.
Trwałość tej wersji Black niezbyt imponująca, choć jak na EDT, przyzwoita, bo około czterogodzinna.
Używam tego produktu od: 14 dni
Ilość zużytych opakowań: buteleczka YSL oryginalna z perfumerii. 1,2 ml
Recenzent/ka:
Używa produktu od:rok lub dłużej