Annick Goutal, Les Orientalistes, Encens Flamboyant EDP
0 HIT!
22 % kupi ponownie
Dodawaj swoje kosmetyki do ulubionych, dzięki czemu łatwo je znajdziesz, posortujesz i zaplanujesz zakupy.
Zdjęcia recenzentek
Opis produktu
Zgłoś treść'Encens Flamboyant' to tajemnicza, pobudzająca i bardzo intensywna kompozycja. Zawiera esencję kadzidła, czarny i różowy pieprz, żywicę kadzidlaną, kardamon, gałkę muszkatołową, balsam z jodły i drzewo mastyksowe.
Nuty zapachowe: kadzidło, czarny pieprz, różowy pieprze, żywica kadzidlana, gałka muszkatołowa, balsam z jodły, drzewo mastykowe.
Składniki
Pokaż wszystkieRecenzje 9
Dokładamy starań, aby recenzje zamieszczone w katalogu były rzetelne i wiarygodne. Przed dodaniem recenzji każdy/a użytkownik/czka musi podać informację, jak długo stosował/a recenzowany produkt oraz gdzie go nabył/a.
4 /5
12 kwietnia 2014, o 13:42
Nie wie, czy kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Kadzidło badylaste
O ile się nie mylę, w tłumaczeniu nazwa tych perfum to "Ogniste kadzidło". Wg mnie zupełnie do nich nie pasuje.
Jest to najbardziej zielona wariacja nt. kadzidła, jaką znam. Najbardziej rozpoznawalnym przeze mnie składnikiem jest żywica mastyksowa - przez pierwsze 30 min. to ona dominuje kompozycję. Potem robi się dymnie, ale nie jest to typowy kadzidlany dym. Czuję palone żywe części roślin oraz palone żywice roślinne. Żaden inny kadzidlak nie pachnie tak jak Encens Flamboyant.
Trwałość jest średnia - 5-7 h, a projekcja jest raczej słaba.
Osobiście nawet lubię EF, chociaż wolę kadzidła bardziej drzewne.
Testuję je od ok. 7 miesięcy, nie używam. I nie kupię ich.
1 /5
13 sierpnia 2012, o 21:40
Nie kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Przypalona koszulka termokurczliwa
Dawno temu, kiedy jeździłam swoim pierwszym samochodem marki Fiat, bardzo mnie zaniepokoił zapach przypalonych kabli. Prawdopodobnie tak było również z Annick Goutal, tyle, że ona zapewne jeździła czymś innym. Mnie zapach zaniepokoił, i pojechałam do elektryka, a ją zafascynował,i poszła do laboratorium.
Odkąd mam trybularz, wiem, że zapalenie olibanum w nieoczyszczonej kadzielnicy przynosi gryzący, ciemnopopielaty dym i towarzyszącą mu obezwładniającą woń syntetycznej spalenizny.
Kadzidło palone w brudnym trybularzu, z plastikową nutą spalonej gumy to nie jest otwarcie, jakiego bym sobie życzyła, i olibanum, jakiego bym wypatrywała. Wrażenie brudu potęguje tylko kurz, jaki unosi się nad całym otwarciem, a za za iluzję którego odpowiadają przeróżne zioła i przyprawy.
Jedną, jedyną pozytywną cechą paskudnego, syntetyczno-kadzidlano-ziemistego otwarcia jest to, że bardzo szybko przycicha. Trwa dość długo, ale moc ma mizerną, i to jest kolejna rzecz, która mnie cieszy.
Następnie... surpise!!! Za woń lekko mokrej psiej sierści, jak się obawiam, odpowiada szałwia z gałką muszkatołową. Takiego rodzaju zwierzęcego akcentu na pewno nie oczekiwałam. W porównaniu z nutą mokrego psa nielubiane przeze mnie cywet i kastoreum to naprawdę milusie pluszaczki.
Później zapach zaczyna być lekko ... klejący. To olejek sosnowy. Studzi tę lepkość wzmiankowana wyżej szałwia, ale cóż z tego, skoro jest to znienawidzona przeze mnie nuta. I dym znika, ale dzięki szałwi pojawia się wrażenie rozgrzanego żelazka, parującego powietrza, może i ciekawe, ale czy ja naprawdę mam brnąć przez te plastikowe opary, potem przez szałwiowe opary, żeby powąchać żelazko? To samo mogę sobie zrobić w domu- zapalić brudny trybularz, podpalić kabelek,psa zanurzyć w wodzie, wypłukać gardło szałwią, a potem iść prasować. Ale po co?
Obiecałam sobie, że będę publikować wyłącznie pozytwne recenzje, tu jednak czuję się w obowiązku ostrzec innych- dawno nic mnie tak nie odrzuciło. Pan Stettke uciekł na jakiś czas po powąchaniu próbki.
1 /5
7 grudnia 2011, o 14:08
Nie kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Garść kłaków na patelni i kable na stosie
Ten zapach to bez wątpienie moje najwieksze rozczarowanie i trauma perfumowa. Nie spodziewałam sie, ze zapache pełen życic może być tak brzydki. Tak, brzydki! Bo to najbardziej trafne słowo okreslające tę kompozycję.
Znacie zapach rozgrzanych uchwytów od kiepskiej jakości garnków? To jest właśnie otwarcie. No prawie, bo w pierwszych chwilach czuje pieprz i gałke muszkatołową, oczywiście najpośledniejszej jakości, takie z Aro, ale po chwili przychodzi ten charakterystyczny aromat rozgrzanych uchwytów, nieco przypominajacy mi woń spalonych włosów. Z czasem wychodzi jeszcze bardziej plastikowo-gumowa nuta, to przypalone kable.
Z czasem ten plastikowo-gumowy aromat przygasa, po ognisku z kłaków i kabli zostaja tyko zgliszcza. Ale nadal jest nieznośnie dla mego nosa. Nie dla mnie ten turpizm.
Nie pojmuje jak to mozliwe, że wyczuwam takie wyziewy? Jak to możliwe, że olibanum, balsam z jodły oraz inne zywice potrafią "brzmieć" tak strasznie (i) sztucznie?
Zapach ten jest brzydki estetycznie i odpychający fizjologicznie, na samo wpomnienie o nim czuje mdłości. Dlaczego wiec aż jedna gwiazdka? Nie wiem, pewnie za nuty - bo mogło być tak pięknie :(
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: odewka
3 /5
9 maja 2011, o 14:02
Nie kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Przyczajony niemrawiec
Takie sobie kadzidelko z ziolami i przyprawami, bez werwy snujace sie po skorze. Kompletnie brak Encens Flamboyant mocy, jest taki niemrawy, ze az pozalowalam, ze zmarnowalam dzien na jego testowanie.
Po kilku godzinach przy skorze juz sie tylko CZAI.
Nuda, ech.
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: probki
4 /5
3 stycznia 2011, o 10:41
Nie wie, czy kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Encens Flamboyant to pasja zamarła w pół ruchu, zastygła na chwilę, zatrzymana w czasie.
To zapach pełen namiętności jak Madonna pędzla Muncha, nagi, gorący, cielesny, niemal bezwstydny, pełen przypraw i kadzidlanego dymu.
Dla mnie to zapach niemal erotyczny ale prócz zamarłej na chwilę erotycznej pasji jest w nim niebezpieczna tajemnica, jakby groźba, jakby lęk.
Madonna z odchyloną do tyłu głową, rozsypanymi na ramionach włosami, przymkniętymi oczami jest pożądaniem i ekstazą zaklętą w ciało- ale za nią czai się groźny cień. Jej ciało, teraz tak piękne ulegnie mu w końcu i zamieni się w popiół, pasja wystygnie a pożądanie stanie się czystym lękiem albo pragnieniem śmierci.
Encens Flamboyant jest, jak obrazy Muncha, malowany silną kreską, poszczególne nuty mają mocny kontur ale przeplatają się ze sobą jak rozsypane włosy Madonny, moja skóra podkreśla dymne kadzidło, które w trakcie trwania zapachu spala się i zamienia w popiół, w kurz przypominając, że vanitas vanitatum, et omnia vanitas.
Flakon ładny, trwałość umiarkowana, zapach znika z mojej skóry po pięciu, sześciu godzinach.
Używam tego produktu od: kilku tygodni
Ilość zużytych opakowań: odlewka
5 /5
11 czerwca 2010, o 20:12
Kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Dla mnie cudowny :)
Hmm, ale krytyczne recenzje... Mam wrażenie, że testuję coś zupełnie innego, ale nie - na 100% to Encens Flamboyant gości na moim nadgarstu :) i bynajmniej nie ukazuje tak drastycznego i trupiego oblicza, jak Wizażankom, co wypowiadały się poniżej. Fakt, mój odbiór zapachu może być "niedojrzały" z tego względu, że z kadzidlakami nie miałam dotąd wiele do czynienia, ale jak na raczkowanie w tej kategorii, uważam, że EF mnie nie rozczarował. To zapach, który wzbudza we mnie spokój i nostalgię, daje wytchnienie, zmusza do chwili refleksji, zatrzymania się w biegu życia codziennego, podumania nad sobą - nad małymi zwycięstwami i duzymi porażkami (jestem zboczona, że nie czuję trupa, spalenizny i atmosfery zagrożenia?!). EF to miękki orient, doprawiony tylko szczyptą słodyczy, jej cieniem, który można wyczuć w tlących się aromatycznych żywicach i drewienkach - dopiero w fazie następującej po tym, gdy ogień paleniska już przygaśnie, gdy tli się jedynie rozpalony żar, wspomnienie płomieni. Fajnie mi się nosi EF - nie męczy nawet w upały. Owszem jest ciepły, ale minimalna dawka słodyczy czyni go akceptowalnym nawet latem. Nie jest to monumentalne kościelne kadzidło, nie przywołuje mi na myśl sakralnych obrządków, nie pachnie wnętrzem zabytkowej kapliczki, a jednak wydaje się znajome, przyjazne. Dobrze się z nim czuję - to zapach łagodny, z dużą dawką akcentów drzewnych, żywicznych. Dymny i nostalgiczny, jak najpiękniejszy jesienny zmierzch ze snującym się w powietrzu dymem ognisk. Trwałość dobra, emanacja zapachu satysfakcjonująca.
Używam tego produktu od: testy od 2 tygodni
Ilość zużytych opakowań: na razie żadne, ale jak nic EC będzie wkrótce moje :)
3 /5
1 marca 2010, o 15:00
Nie kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
Spalony truposz
Kadzidło, ale takie czarne, spalone kadzidło. Gdzieś spod tej czerni pojawiają się czasem zioła, raz pieprz, innym razem trochę żywicy, by po chwili znów zniknąć pod tłustą warstwą sadzy.
Zapach kojarzy mi się z jakimś staropogańskim pogrzebowym obrządkiem ciałopalnym. Ciało zmarłego zmienia się w proch, płonie razem z ziołami i kadzidełkami trzymanymi przez współplemieńców podczas nocnej ceremonii... Stara wiedźma dorzuca ziół do płonącego stosu, szepcząc przy tym pradawne zaklęcia...
Trwałość niezła, 4-5 godzin.
edit: w cieplejsze dni potrafi zalatywać mydlinami
Używam tego produktu od: próbka
Ilość zużytych opakowań: próbka
2 /5
29 września 2009, o 13:15
Nie kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
O matko z córką!....
Zapach porażająco brzydki, odstręczający wręcz. Na pewno ciekawy od strony warsztatowej i niepowtarzalny, ale ja traktuję perfumy jako dzieło sztuki użytkowej i zakładam, że powinny się nadawać do noszenia, a Escens Flamboyant w moim pojęciu się do tego nie nadaje. Ja mam z nim jedno skojarzenie - kilka lat temu wpadliśmy na pomysł, aby wzdłuż ścian w salonie poustawiać duże diffenbachie i podswietlić je od podłogi małymi stojącymi reflektorkami, wyglądało to ciekawie, na ścianach kładły się cienie liści tworząc niepokojącą gęstwinę. Raz wyszliśmy zostawiając reflektorki zapalone ku osłabieniu czujności ewentualnego złodzieja. Po powrocie od klatki schodowej czuliśmy dziwny swąd, a w mieszkaniu było zupełnie ciemno, bo wysiadły korki. Okazało sie, że jeden z reflektorków przewrócił się i roztopił własny przewód elektryczny oraz wypalił w lakierze na parkiecie ciemne kółko. A zapach - koszmar!!! Nie pomogło wietrzenie, pranie zasłon, trzeba było podłogę szlifować i zrobić generalny remont, bo każdy, kto wchodził do mieszkania nawet po kilku dniach, rozglądał się z niepokojem. Ten koszmarny zapach spalonego kabla i przypieczonego lakieru Annick Goutal raczyła zamknąć w uroczej buteleczce i widocznie ktoś to kupuje. Dla mnie trauma absolutna.
Używam tego produktu od:testy
Ilość zużytych opakowań:próbka
5 /5
29 kwietnia 2009, o 20:06
Kupi ponownie
Używa produktu od: nie określono
Kupiony w: Nie podano
Ocena szczegółowa:
spalenizna na medal
Pomimo tego, ze jest to typowa dla Annick Goutal perfumeryjna wodzianka jest to pierwszy zapach tej marki, do ktorego cos poczulam. Ucieszylam sie bardzo bo bylam swiecie przekonana, ze bede omijac na wieki wiekow. Amen.
EF to ciezkawy, troche meczacy niby orient bardzo rozwodniony. Zapach dosyc trudny w odbiorze. Koscielny, ale nie uduchowiony i mistyczny, bardziej trupi i spalony. O orientalne zachwyty bedzie trudno. Krypta. Zimno i glucho. Zlepek - ewolucje trudno zauwazalne, raczej tworzy zwarta calosc. Stosik kadzidel czy tez bardziej popiolu po tych kadzidlach dodatkowo wyostrzony pieprzem z malutkimi elementami drzewno-balsamicznymi i zdecydowanie za malym dodatkiem iglakow (na poczatku). Bardzo sugestywny, ciezki i... uroczy.
Używam tego produktu od: kilku dni
Ilość zużytych opakowań: probka
-
1
0
produktów0
recenzji284
pochwał10,00
-
2
0
produktów21
recenzji608
pochwał9,61
-
3
0
produktów5
recenzji468
pochwał9,03