Kallos, SPA, Vitalizing Shower Gel (Rewitalizujący balsam pod prysznic z brazylijskim olejkiem pomarańczowym)

Kupiłam też żel przy okazji innych zakupów w dużej, litrowej butli. Całkiem przyjemna grafika, choć moje opakowanie nie jest do końca poręczne (nie ma pompki). Butla jest nieprzezroczysta, więc nie widać stopnia zużycia, ale fakt, że za każdym razem podnosisz tę butlę jest dość pomocny w rozeznaniu ile jeszcze zostało :)
Cena, jak to w przypadku Kallosa, śmiesznie niska.
Zapach - obłędny, tak pomarańczowy, że bardziej się chyba nie da :) I choć nie wierzę zazwyczaj w moc zapachu (inną niż uprzyjemnianie korzystania z produktu) to faktycznie, on pobudza, zwłaszcza rano, albo po treningu :)
Świetnie się pieni, oczyszcza i nie wysusza, czyli spełnia swoje zadanie.
Według mnie, jest dosyć wydajny. Minusem jest słaba dostępność, zwłaszcza stacjonarnie.
Oceniam go jako produkt unisex.
Nie mogę ocenić trwałości zapachu, bo po kąpieli stosuję inne zapachowe produkty, więc jeden zabija drugi :)

Uwielbiam w kosmetykach (i nie tylko) orzeźwiające klimaty pomarańczowe, dlatego kiedy rzucił mi się w oczy ten oto żel w jednym ze sklepów internetowych, to nie mogłam go nie wrzucić do koszyka z zamówieniem. Zwłaszcza, że cena wysokością nie powala.

Nie mam pojęcia dlaczego polski dystrybutor nazywa produkt balsamem, bo z balsamem ma on raczej niewiele wspólnego, o czym świadczy skład typowy dla żeli, a i sam producent nazywa go żelem pod prysznic. Dlatego jeśli szukacie kremowego balsamu, to szukajcie dalej, bo ten w mojej ocenie nim nie jest.

Kosmetyk ma postać żelu o perłowo-białym zabarwieniu. Ma luźną konsystencję, co w połączeniu z opakowaniem w formie tuby czyni go słabo wydajnym. Nie wiem jak innym, ale mnie zdarza się chojną ręką wycisnąć kosmetyk właśnie z tubki.
Pieni się przyzwoicie, ale powstała piana w dosyć szybkim tempie znika podczas mycia, więc czasem trzeba żelu dołożyć. Kolejny cecha zmniejszająca wydajność.

Myje się nim bardzo przyjemnie, a to głównie za sprawą fantastycznego zapachu pomarańczy. Takiej mocno dojrzałej, słodko-gorzkiej. Szkoda tylko, że zapach szybko znika po zakończeniu kąpieli.
Żel pozostawia skórę czystą, dodaje energii i faktycznie coś tam pielęgnuje. Kojarzy mi się z żelami od Isany, które pozostawiają delikatne uczucie nawilżenia. Może to zasługa gliceryny wysoko w składzie, co łączy te 2 marki. Wiadomo, że nie zastąpi jakiegoś smarowidła, bo też nie wymagam tego od kosmetyku do mycia, ale jak zdarzyło mi się nie posmarować skóry, to nie odczuwałam nieprzyjemnego napięcia i suchości.

Skład oparty jest na SLES, na 4 miejscu jest wspomniana wyżej gliceryna, a m.in. tytułowy olejek pomarańczowy dopiero za substancją zapachową, więc szału nie ma. Aczkolwiek wielkich wymagań od żeli nie mam, a ten spisywał się dobrze, więc nie narzekam.

Jak wcześniej napisałam, opakowanie w formie tuby nie sprzyja jego wydajności, ale jest wygodne pod prysznicem, bo nie trzeba czekać aż kosmetyk spłynie do wylotu. Tubka zamykana jest na zatrzask, który wygląda dość niepewnie, zbyt lekko się otwiera, a plastik wygląda licho, więc w podróż bym go nie zabierała.
Wydajność w przypadku tego żelu jest bardzo słaba. Używałam go wspólnie z mężem i wykończyliśmy go w jakieś 2 tygodnie. A dodatkowo ma tylko 200 ml pojemności.
Jednak jego działanie, niziutka cena i przede wszystkim świetny zapach powodują, że będę do niego wracać. Jedynie z dostępnością może być problem, bo stacjonarnie nie widziałam tych żeli.