Oriflame, Tender Care Let's Celebrate (Ochronny krem uniwersalny z olejkiem z róży ekwadorskiej)

Nienachalny, różany zapach i delikatne działanie

Bardzo lubię kremiki Tender Care. Wypróbowałam juz kilka wersji.
Tym razem wpadło mi w ręce to cudeńko.
Opakowanie różni się od reszty kremów, ponieważ jako jedyne ma lśniące , metaliczne wykończenie. Błyszczący, czerwony, niezwykle elegancki słoiczek pięknie zdobi toaletkę.
Otrzymałam go zapakowanego w uroczy, malutki kartonik.

Konsystencja standardowa, gładka. Zapach jest różany, ale bardzo delikatny i nienachalny.
Krem zmiękcza usta i suchą skórę. Odżywia, regeneruje i koi przesuszone miejsca na ciele.
Delikatnie nawilża.
Jest całkiem niezły. W cenie promocyjnej nic tylko brać.
Ja nie wiem, czy zamówię ponownie, gdyż jestem zakochana w tradycyjnej jasnoróżowej wersji. Czasem próbuję nowe wersje, które się pojawią, ale zawsze wracam do klasycznego Tender Care z woskiem pszczelim.

Tender care to już po prostu stały bywalec w mojej łazience, zmienia się tylko jego kolor opakowania i składniki. Ten posiada najładniejsze opakowanie i cudowny nie przesadzony różany zapach. Jak wszystkie inne bardzo dobrze nawilża różne suche części ciała a u mnie głównie usta. Ten ma też w sobie jakieś drobinki ponieważ nakładany na usta nie jest gładki w swojej konsystencji ale właśnie wyczuwa się maleńkie drobinki czegoś. Mam już kolejne opakowanie i zapewnie nie ostatnie.

Przyznam, że długo nie miałam osławionych przez wszystkich balsamów Tender Care, jednak i mnie dopadło :) Dostałam go w prezencie od mamy, więc od razu zabrałam się do testów.

Produkt zamknięty jest w prześlicznym pudełeczku, które jest bardzo eleganckie i kobiece. Pięknie wygląda zarówno w toaletce, jak i rozmiarowo zmieści się do każdej torebki.

Kosmetyk ma konsystencje masełkową, jak wazelina. Stosuję go najczęściej na noc, na moje spierzchnięte usta. Zimą wymagają one większej pielęgnacji i ten produkt im to daje.
Jest dosyć wydajny. Nie potrzeba wiele, aby pokryć nim całe usta. Nie podrażnił mnie, nie uczulił. Na pewno z chęcią będę do niego wracać.

Małe cudo

Balsam otrzymałam w prezencie i zakochałam się w nim już od pierwszego użycia - nie tylko ze względu na przepiękne opakowanie a także ze względu na jego działanie.

Produkt zamknięty jest w prześlicznym opakowaniu - malutki, plastikowy słoiczek w metaliczno-czerwonym kolorze. Jestem sroką i wszystko co metaliczne i brokatowe od razu rzuca mi się w oczy, dlatego też opakowanie jest dla mnie naprawdę cudowne.

W słoiczku znajdziemy krem, który zarówno kolorem jak i konsystencją przypomina wazelinę - gęsta formuła, która pod wpływem ciepła staje się oleista. Zapach produktu przypadł mi do gustu, ponieważ pachnie on dziką różą a ja jestem fanką tego zapachu w kosmetykach. Nie jest on jednak nachalny lecz bardzo delikatny.

Stosuję ten produkt jedynie na usta i muszę przyznać, że jestem zadowolona z jego działania. Bardzo fajnie nawilża i zmiękcza i świetnie radzi sobie z ukojeniem przesuszonej, spierzchniętej skóry ust. Bardzo dobrze sprawdza się w chłodniejsze dni, kiedy nasze usta potrzebują ochrony.

Podsumowując - naprawdę fajny produkt.

Piękne opakowanie i... nic poza tym.

Ochronny krem uniwersalny Tender Care "Let's Celebrate" o pojemności 15 ml to produkt, po którym nie spodziewałam się niczego specjalnego - znam całą serię TC i jak tylko pojawia się nowy, to kupuję... dla samego opakowania. "Let's Celebrate" ma piękne czerwone i błyszczące opakowanie i... nic poza tym. Szczerze mówiąc - formuła jest kiepska i nawet sama wazelina jest lepsza w działaniu od tego "cudaka". Używając kremu do ust, niestety, ale mam mnóstwo suchych skórek, nie nawilża on jak należy. Do łokci jest "znośny" - to znaczy delikatnie je natłuszcza. Krem ma łagodny, nienachalny zapach - odrobinę różany. Dla mnie to produkt raczej słaby, do którego nie tęsknię. Opakowanie jest ładne i po prostu lubię kolekcjonować tę serię (zwłaszcza przez wzgląd na słoiczek). Ochrona? Kiepska. Konsystencja - wazelinowata. Jako kosmetyk ochronny jest niezbyt udanym produktem. Jako mały prezencik - nieźle się spisze. Ja - po mozolnym zużyciu samego produktu - noszę słoiczek wypełniony moim ulubionym kremem w torebce. Ekstrakt z róży damasceńskiej jest daleko w składzie. Czy kupię ponownie? Raczej nie. No... chyba, że dla samego plastikowego pojemniczka.

Tender Care kolejny w mojej kolekcji o przepięknym kolorze i metalicznym połysku. Niestety albo stety nie kupilam to dla siebie . To dla mojej mamy . Wszyscy nardzo polubilismy ten produkt głównie za jego szerokie zastosowanie . Jest to kranik uniwersalny , o bardzo tłustej konsystencji . Dziwki temu potrzeba bardzo niwielka ilość żeby skutecznie nawilzyc porządne miejsce . Zamkniety jest w uroczym jajeczku , niewielkim ale bardzo wydajnym . Przy długich paznokciach wydobywanie z niego produktu może być problematyczne ale ja mam na to swój sposób .

Miałam tych balsamów tyle że nie idzie ich zaliczyć, i te w stałej ofercie i te limotowane wersje :). Zawsze mówiłam że najlepsze to to orginalne ( jasno różowe) ,ale po miesiącu stosowania tego różanego zmieniam zdanie. Jest to jak dla mnie najlepsza wersja Tender Care. Opakowanie jest śliczne ,czerwone błyszczące. Balsam pachnie super, zapach różany bardziej jest wyczuwalny w momencie używania balsamu bo zaraz po otwarciu był słabszy. I konsystencja kosmetyku jest inna niż dotychczas ,moim zdaniem jest gładsza niż wszystkie inne jakie do tej pory używałam. Samo działanie się oczywiście nie zmieniło, doskonale nawilża usta, suchą skórę kostek przy dłoni czy łokci a nawet suchych skórek przy płatkach nosa ,podczas uporczywego kataru ( ja tu mam osobny słoiczek balsamu). Zawsze te balsamy kupuję na promocjach , zbyt dużo tego używam żeby kupować w cenie regularnej. A wracając do tej nowości różanej ,polecam każdemu, kto lubi te jajeczka i zapach róży :)

W każdym pojawiającym się katalogu Oriflame staram się wyczaić jakąś nową wersję uwielbianego przez wielu Tendera :) . I wreszcie po długiej dosyć przerwie mogłam zdobyć kultowy "kremik" w niesamowicie uroczym, lśniącym czerwonym opakowaniu, co już zwraca uwagę. Wewnątrz tego opakowania (które może sprawiać trudności przy wydobywaniu resztek albo przy dłuższych paznokciach) kryje się legendarna już formuła o zniewalającym zapachu róż. Kto miał okazję wypróbować wersję Tendera z olejkiem różanym (w różowym "jajeczku"), ten z pewnością będzie miał skojarzenia wąchając wersję "Let's Celebrate". Ten zapach róż jest chyba najbardziej przeze mnie ulubionym, nie czuć w nim żadnej chemii. Kremik, jak każda inna jego odsłona, przyjemnie zmiękcza przesuszone partie jak usta, policzki czy skórki przy paznokciach. Potrafi także nieco ochronić przed wysuszeniem w zimniejsze dni. Wydajność to można strona każdego Tendera, więc nie będę się powtarzać.