Kallos, Shine Milk (Mleczko nabłyszczające do włosów)

Pięknie pachnie. Bardzo wydajne. Chroni włosy przed uszkodzeniami (zero rozdwojonych i połamanych końcówek). Wygładza, nawilża. Ma podobne właściwości jak silikonowe serum, ale znacznie lepiej wchłania się we włosy i lepiej rozprowadza. Ma rewelacyjną pompkę, która nigdy nie zawodzi. Bardzo je lubię.

Kupiłam ten produkt w ciemno podczas zakupów w drogerii internetowej. Nigdy nie widziałam tego produktu w żadnym sklepie stacjonarnym więc nie wiem jak wygląda jego ogólna dostępność.

Mleczko obiecuje nam odżywienie oraz nabłyszczenie włosów. Dlaczego nie daję mu pełnej 5? No właśnie za to błyszczenie, ponieważ nie zauważyłam u siebie jakiś spektakularnych efektów nabłyszczających. Włosy ogólnie wyglądają naprawdę dobrze, ale jakoś za bardzo nie lśnią, a na takim efekcie mi zależało.

Przejdźmy jednak do pozytywów. Po zastosowaniu mleczka moje włosy są bardzo przyjemne w dotyku, takie jakby sypkie, gładkie. Produkt zdecydowanie ułatwia mi rozczesanie moich włosów do bioder. Mam niestety naturalną tendencję do powstających kołtunów, a po zastosowaniu mleczka moje włosy plączą się w naprawdę minimalny sposób i bardzo mi się ten efekt podoba. Mleczko możemy stosować zarówno na wilgotne jak i suche włosy. Nigdy nie zdarzyło mi się przesadzić z ilością produktu chociaż hojnie nakładam go na włosy. Nie zauważyłam żadnego obciążenia czy przyśpieszonego przetłuszczania.

Nie jestem pewna co do obietnic regeneracyjnych włosów, myślę, że produkt działa bardziej jako wizualny 'poprawiacz', natomiast spisuję się naprawdę dobrze. Jeżeli chodzi o właściwości nabłyszczające to chyba będę szukać dalej jednak na pewno pozostanę przy tym produkcie ponieważ daje ciekawe efekty. Za 200ml zapłaciłam 18 zł.