Lumene, Sisu [Urban Antidotes], Deep Clean, Purifying Mask (Maska oczyszczająco-detoksykująca)

Maska jest super wydajna, Maseczka jest idealna dla zmęczonej i pozbawionej elastyczności skóry, używam ja bardzo często bo kilka razy w tygodniu, dzięki niej moja cera jest oczyszcza i zadbana

Konsystencja żelu. Łatwo się nakłada. Jakość i zapach są ok.Faktycznie zauważyłam że stosując dwa razy w tygodniu pory są zmniejszone a oznaki niedoskonałości zmalaly to Jednak mam wrażenie że za bardzo wysusza moja skórę. Boję się że po dłuższym stosowaniu będzie więcej niedoskonałości. Opakowanie na plus chociaż pojemność mogłaby być nieco większa.

Z tym produktem kojarzy mi się jedno stwierdzenie: antidotum na życie w mieście. Kosmetyk posiada małe peelingujące drobinki, które ścierają naskórek i usuwają wszystkie zanieczyszczenia z twarzy. Maska jest łatwa w zmyciu, a po jej użyciu nie zauważyłam efektu wysuszania co często zdarza mi się przy tego typu produktach.

Nie ma tygodnia, w którym nie znalazłabym chwili na aplikację maseczki na twarz. Jestem w tym przypadku dość wybredna i często sięgam po różnorodne produkty, raczej nie trzymając się tylko jednego, określonego rodzaju czy marki kosmetycznej. Maseczki bąbelkowe, kremowe, w płachcie, żelowe czy peel off - żaden z typów nie jest mi obcy. Zdecydowanie częściej sięgam po produkty w saszetkach, służące do 1-2 aplikacji, ze względu na wygodę. Maskę oczyszczająco-detoksykującą fińskiej marki Lumene otrzymałam w prezencie. Jej regularna cena jest dość zaporowa - 149 złotych za tubkę o pojemności 75 ml brzmi mało atrakcyjnie. Biorąc pod uwagę, że wystarcza na jakieś 15 razy, jedna aplikacja będzie kosztowała około 10 złotych.

Opakowanie maski to miękka tuba z zakrętką. Jest na tyle wygodna, że spokojnie wyciśniemy zawartość niemal do samego końca. Maseczka posiada lekko brązowy kolor oraz delikatne drobinki, których zadaniem jest dogłębne oczyszczenie cery. Zapach jest bardzo charakterystyczny, nietypowy - w moim odczuciu intensywnie roślinny, żeby nie powiedzieć ziołowy, z wyczuwalną nutą sosny - wynika to oczywiście ze składu kosmetyku, gdyż maska zawiera ekstrakt z sęku świerku oraz kory wspomnianej sosny. Konsystencja jest gęsta, dzięki czemu maska świetnie rozprowadza się na skórze i mocno do niej przylega, nie ma potrzeby leżeć z nią na twarzy w bezruchu. Co ważne, bardzo szybko i bezproblemowo się ją zmywa :). A, że posiada delikatnie złuszczające drobinki, przy okazji wykonujemy bardzo łagodny peeling. Podsumowując, zarówno aplikacja, jak i usuwanie nie wzbudzą niepożądanej irytacji.

Jeżeli mowa o efektach, to są naprawdę zadowalające. Maska przede wszystkim świetnie oczyszcza skórę oraz przyspiesza jej regenerację, podczas gdy akurat zmagamy się z wypryskami. Jestem posiadaczką skóry mieszanej, w kierunku wrażliwej, ale zdarza się, że pojawiają się na niej wspomniane nieestetyczne wykwity. Maska Lumene doskonale je zalecza, dzięki czemu już na następny dzień są znacznie mniejsze. Stosowałam ją co drugi lub trzeci dzień na wieczór, przed snem i zgodnie z zaleceniem producenta zmywałam po 10 minutach od aplikacji. Za każdym razem po jej zastosowaniu cera wydawała się być bardziej ukojona, oczyszczona i nawodniona. Wyglądała zdrowiej i promienniej. Była miękka w dotyku i nieco bardziej jędrna. Następnego dnia od zastosowania mniej się przetłuszczała w okolicy T, dzięki czemu podkład przez długie godziny prezentował się doskonale :). Jestem z niej bardzo zadowolona i szczerze polecam, jeżeli macie ochotę wypróbować maskę z nieco wyższej półki cenowej.