Bikor Makeup, Morocco 4 Shadows (Poczwórne cienie do powiek)

Maluję się codziennie i od wielu lat moimi ukochanymi cieniami są Miss Sporty, Studio Color, Quattro Eyeshadow Smoky Eyes, które w połączeniu z bazą Art Deco są rewelacyjne. Ponieważ uwielbiam poszukiwać i próbować innych kosmetyków natrafiłam na Bikor kolor Nature Queen, który bardzo przypomina wspomniane powyżej.
Paleta zawiera cztery komplementarne odcienie: satynowa beż; ciemny, matowy, zimny brąz; zimny, matowy beżowy brąz; metaliczne, jasne złoto.
Niestety nic mi nie zastąpi ukochanego odcienia smoky z Miss Sporty i malując się Bikorem musiałam właśnie ten odcień podebrać z Miss Sporty.
Najpiękniejszym odcieniem w Bikorze jest satynowy beż, który nadaje się do rozświetlenia, ale także metaliczne jasne złoto, które świetnie spełni swoją rolę na wieczorowy makijaż. Maty nie do końca przypadły mi do gustu w swej kolorystyce.
Jeśli zaś chodzi o trzymanie się cieni, ich blendowanie, to uważam, że jakość jest świetna. Ja i tak zawsze każde cienie nakładam na bazę Art Deco, więc nigdy nie mam problemu z obsypywaniem się.

Bardzo lubię :)

Gdybym mogła coś zmienić, chciałabym, aby paletka była w bardziej ciepłych odcieniach, ale to już moja preferacja. Bardzo lubię ten błyszczący cień, jest praktycznie mokry i pięknie łączy się z każdym produktem - lubię mieszkać go z bronzerem z tej firmy Ziemią Egiptu.

Według obietnic producenta cienie mają być łatwe do rozblendowania, mają utrzymywać się cały dzień bez poprawek, nie załamywać w powiece, w sumie to dużo obietnic jak na mini paletę cieni.
Skuszona kupiłam paletę w odcieniu Nr 07 Summer break (odcienie niebieskiego + biel).
Zacznę może od mniej pozytywnej części recenzji. Kolor ciemnoniebieski/matowy granat wcale tak łatwo się nie blenduje, robi plamy i to bez różnicy na to z jakiego pędzla korzystam (syntetyk czy naturalne włosie), bez bazy czy z bazą. Poza tym cienie przetestowała też moja mama; wniosek jest taki, że cień absolutnie nie nadaje się na skórę osoby 50+, osypuje się i nie wypełnia zmarszczek lub jeszcze bardziej je podkreśla, rezultat to brzydko pokreślone linie zmarszczek. Korzystam z tego cienia tylko i wyłącznie jako pokreślenie kreski nad okiem i do pogłębienia kolory powieki dolnej.
Metaliczny turkus jest ciekawym kolorem, ale nie nakładam go w wersji mono, bo wtedy zdecydowanie makijażowi czegoś brakuje do zneutralizowania zbyt intensywnego metalicznego blasku.. chyba, że miałabym w zamiarze wybrać się na disco lub parapetówkę, dlaczego nie? :)
Dwa pozostałe odcienie czyli odcień satynowej bieli i drugi, holograficzno-metaliczny odcień bieli z drobinkami jasnoniebieskiego.. moje pierwsze skojarzenie to KVD ALCHEMIST HOLOGRAPHIC PALETTE. Dzięki tym cieniom osiąga się efekt pomiędzy połyskiem rybiej łuski a hologramem. Można nimi pogłębić nasycenie poprzednio nałożonych już cieni, do kącika oka, dolnej powieki. Są to zdecydowanie moje ulubione cienie z paletki. Chcę również podkreślić, że ta paletka nie pozwoli na wyczarowanie makijażu oka bez wsparcia, mam tutaj na myśli brak kolorów pośrednich, kontrastu jak i cienia bazowego. Zamiast jednej wariacji białego osobiście wrzuciłabym albo czarny albo inny niestandardowy odcień, bo jak szaleć to na całego.
Cienie po kilku godzinach zbierają się w powiece, najgorzej na początku wspomniany matowy granat. Przy wykorzystaniu dobrej bazy pod cienie sytuacja wygląda lepiej ale po mniej więcej 10 godzinach wygląda to podobnie, załamanie powieki tworzy nieestetyczne kreski (moja skóra jest sucha/normalna).
Kasetka jest mocna, nie jest duża, bez problemu można zabrać w podróż. Wbudowane lusterko nie zniekształca, jest wystarczająco duże aby móc przy jego pomocy pomalować oko.